RadioPolska.pl - Jeszcze więcej radia!

Jeszcze więcej radia!

(31) Gliwice, Radiowa 2, Tarnogórska 129

Radiostacja Gliwice. Czarne i białe karty historii

22-08-2014
Radiowe adresy: (31) Gliwice, Radiowa 2, Tarnogórska 129

Spora część informacji zawartych w tym odcinku „Radiowych adresów” miała po wsze czasy pozostać tajemnicą. „Zwycięzcy nikt później nie pyta, czy powiedział prawdę, czy też nie. Kiedy rozpoczyna się i prowadzi wojnę, nie chodzi o prawo, lecz o zwycięstwo” – miał powiedzieć Adolf Hitler 22 sierpnia 1939 roku podczas spotkania z wyższymi dowódcami Wermachtu. Później o zachowanie w sekrecie innych opisanych tu wydarzeń dbała Służba Bezpieczeństwa PRL. Do rozszyfrowania znaków zapytania nie przyczyniła się też Telekomunikacja Polska, która – jak ustalił Andrzej Jarczewski, niegdysiejszy klucznik gliwickiej radiostacji – w 2002 roku dokumentację historyczną obiektu przekazała do… kotłowni. Za pomoc w przygotowaniu tego odcinka dziękuję pani Krystynie Goczał z gliwickiego muzeum oraz wspomnianemu panu Andrzejowi Jarczewskiemu. Ale zacznijmy od początku…

Granica polsko-niemiecka z zaznaczonym obszarem plebiscytowym (mapa ze strony mykrak.com)

Sytuacja geopolityczna Gliwic przez lata była bardzo skomplikowana. Zbudowane w XIII wieku miasto znajdowało się na terenie księstwa Piastów Śląskich, powstałego wskutek podziału dzielnicowego Polski. Władysławowi Łokietkowi, ani później jego synowi – Kazimierzowi Wielkiemu – nie udało się ponownie wcielić tych ziem do Królestwa Polskiego. W wyniku sporów rodzinnych w ramach dynastii Piastów władzę nad Śląskiem przejął król czeski. W XVI wieku całe Czechy – wraz ze Śląskiem – stały się częścią Monarchii Habsburgów, a dwieście lat później w wyniku wojen śląskich teren ten trafił w ręce Hohenzollernów, czyli do Prus zastąpionych później przez Cesarstwo Niemieckie. Przez wszystkie te lata mniejszość polska była tam jednak stale obecna. Po pierwszej wojnie światowej decyzję o przynależności państwowej Gliwic mieli podjąć sami mieszkańcy, oddając swój głos w plebiscycie. W wyniku głosowania w powiecie większość głosów zdobyli Polacy, jednak w samym mieście – Niemcy. Decyzji tej nie zmieniły również powstania śląskie, które doprowadziły do weryfikacji kształtu granicy polsko-niemieckiej. W regionie stale jednak dochodziło do napięć…

Afisz informujący o uruchomieniu nadajnika w Gliwicach (zdjęcie z książki „Historia gliwickich radiostacji” Jacka Schmidta)

Dwa lata po przeprowadzeniu plebiscytu do Niemiec zaczął wkraczać nowy wynalazek – radio. Wówczas jeszcze niewiele osób wiązało go z funkcją propagandową, którą zaczęło ono pełnić kilka lat później… „Ten, kto upolitycznia niemieckie radio, grzeszy przeciwko jego duchowi” – miał wówczas powiedzieć Hans Bredow, sekretarz stanu i minister poczty, jeden z twórców niemieckiej radiofonii. Według pierwotnej koncepcji niemiecki rynek radiowy miał się składać z kilku rozgłośni regionalnych, z których każda nadawałaby lokalny program. Wspólne miały być jedynie informacje dotyczące spraw aktualnych i politycznych, jednak i te – z uwagi na brak łączy między stacjami – nie były realizowane w sposób, w jaki byśmy sobie dziś wyobrażali. Śląska rozgłośnia - Schlesische Funkstunde – powstała w maju 1924 roku jako siódma w kraju. Jej założycielem był wrocławski fizyk Otto Lummer, syn piekarza, przyjaciel Maksa Plancka. Jednak nawet zwiększanie mocy nadajnika w mieście nad Odrą nie było w stanie zapewnić zadowalającego odbioru na wschodnich kresach ówczesnych Niemiec. Zgodnie z planami twórcy dodatkowy przekaźnik wrocławskiej rozgłośni miał stanąć w Pyskowicach – dziesięć kilometrów od granicy z Polską. Taka lokalizacja miała w równomiernym stopniu pokryć sygnałem niemiecki Górny Śląsk. Wśród miast starających się o wybudowanie obiektu znalazły się również położone tuż przy granicy Gliwice, Bytom i Zabrze. Ostatecznie wybór padł na Gliwice. Miasto przekazało na potrzeby projektu mierzącą kilka tysięcy metrów kwadratowych działkę przy dzisiejszej ulicy Radiowej, nieopodal koszar ułanów. W ciągu pięciu miesięcy – od czerwca do listopada 1925 roku – stanął tam gmach mieszczący studio (na prawo od wejścia), dwupoziomową salę koncertową (w centralnej części budynku), maszynownię oraz biura administracji i cztery mieszkania dla pracowników. Obok wzniesione zostały dwie 75-metrowe wieże, pomiędzy którymi zainstalowano antenę nadawczą w kształcie litery T. O rozmachu inwestycji może świadczyć fakt, że wydłużona została linia tramwajowa docierająca wcześniej do koszar, tak aby wagony zatrzymywały się w pobliżu stacji. Dziś ani wież, ani tramwajów już nie ma. Te pierwsze zostały rozebrane jeszcze w roku 1937. Powodem było to, że znajdowały się na trasie samolotów zmierzających z gliwickiego lotniska do Wrocławia. Zaś ostatni tramwaj przejechał po torach na pobliskiej ulicy Daszyńskiego w roku 2009. Władze miasta uznały, że to nieekologiczny środek transportu i zastąpiły go autobusem. Lepszy los spotkał wybudowany w 1925 roku budynek. Zaraz po wojnie zajęła go Armia Czerwona, później Wojsko Polskie, a od 1962 roku mieści się w nim szpital. Na potrzeby tego ostatniego do pierwotnej bryły budynku dobudowane zostały skrzydła.

Radiostacja w Gliwicach przy Radiowej (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Szpital w budynku Radiostacji w Gliwicach przy Radiowej

Ale wróćmy do drugiej dekady XX wieku. Uroczyste otwarcie nowej radiostacji nastąpiło 15 listopada 1925 roku o godzinie 11:45. Pierwsze próbne audycje na fali 251 metrów nadano już tydzień wcześniej – 7 listopada. Jak wspominają świadkowie, nie wypadły one dobrze. „Miało się wrażenie uczestniczenia w programie muzycznym, wykonanym pod kołami uruchomionego parowozu” – pisał po latach w swojej książce „Historia gliwickich radiostacji” Jacek Schmidt. Pierwotnie do emisji wykorzystano nadajnik o mocy 0,25 kW, który w sierpniu tego samego roku prezentowany był na wystawie radiowej w Berlinie. Z czasem zastąpiono go 1,5-kilowatowym aparatem wyprodukowanym przez firmę Telefunken. W oficjalnej inauguracji uczestniczyli przedstawiciele władz oraz prasy, przemysłu, handlu, szkolnictwa i organizacji kulturalnych. Obecny był również Hans Bredow, który w okolicznościowym przemówieniu wspominał jak ważna jest to radiostacja z punktu widzenia politycznego, gospodarczego i kulturalnego. W trakcie uroczystości pochwalono również architekta i budowniczego budynku, „którego pozazdrościć mogło Gliwicom każde miasto w Niemczech”. Na program artystyczny składał się występ orkiestry teatru bytomskiego, która wykonała uwerturę z opery „Śpiewacy norymberscy” Richarda Wagnera i koncert gliwickiej orkiestry miejskiej. Wieczorem zaś nadano operę „Marta albo jarmark w Richmondzie” Friedricha von Flotowa. Działo się to w momencie, gdy w Polsce nie tylko nie nadawano audycji dla Ślązaków, ale też nie nadawano programu w ogóle. Próbna stacja radionadawcza Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego zawiesiła swoją działalność w wakacje 1925 roku, po ogłoszeniu, że koncesję od rządu otrzymało Polskie Radio. Wznowiła co prawda emisję 26 listopada – jedenaście dni po uruchomieniu nadajnika w Gliwicach – ale sygnał z Warszawy nie docierał na Śląsk w wystarczającej jakości. „Otwarcie tej stacji wywołało zrozumiałe zainteresowanie radiofonią w szerokich sferach ludności. Próby sparaliżowania jej oddziaływania przepisami policyjnymi oczywiście zawiodły, wywierając raczej przeciwny skutek niż zamierzony. Zanim złagodzono przepisy, powstały setki i tysiące radioodbiorników, przez które sączyły się wytrwale do dusz słuchaczy… mowa, duch i «kultura»… obce…” – pisał śląski czytelnik do pisma „Radjofon” w grudniu 1926 roku.

Widokówka z Radiostacją Gliwice (fotografia ze strony sbc.org.pl)

Od momentu powstania gliwicka radiostacja służyła do przekazywania na Górny Śląsk programu radia wrocławskiego. Sygnał z głównej siedziby Schlesische Funkstunde doprowadzony był do Gliwic linią napowietrzną. Przewidziano co prawda możliwość nadawania programów z górnośląskiego studia, jednak i wówczas trafiały one najpierw do Wrocławia, a stamtąd na obie częstotliwości – wrocławską i gliwicką. Trzy razy w tygodniu nadawano w ten sposób wieczory muzyczne, koncerty czy reportaże. Jednak z czasem głośniej mówiło się o usamodzielnieniu gliwickiej radiostacji. Budziło to co prawda obawy natury technicznej, artystycznej i finansowej, ale przeświadczenie o tym, że Górny Śląsk ma swoje problemy, swoje sprawy gospodarcze, kulturalne i swoich artystów stawało się coraz silniejsze. Nie bez znaczenia pozostawał zapewne fakt, że wiosną 1927 roku rozpoczęła się budowa radiostacji w Katowicach po polskiej stronie granicy. Sprawy nabrały tempa i już kilka miesięcy później przeprowadzony został konkurs na kierownika gliwickiej stacji. Został nim Paul Kania, pisarz i dramaturg, który współpracował już rozgłośnią przy okazji transmisji do Wrocławia.  Przeprowadzono również publiczny konkurs na spikera-redaktora oraz zastąpiono często psującą się napowietrzną linię do Wrocławia podziemnym kablem ze stacjami wzmacniającymi w Koźlu i Skorogoszczy.

Studio Radiostacji Gliwice przy Radiowej (fotografia ze strony fotopolska.eu) Aparatura Radiostacji Gliwice przy Radiowej (fotografia ze strony fotopolska.eu) Maszynownia Radiostacji Gliwice przy Radiowej (fotografia ze strony fotopolska.eu)

Uruchomienie 27 listopada 1927 roku 12-kilowatowej stacji w odległości 25 kilometrów od Gliwic doprowadziło do radiowego konfliktu. Niemcy domagali się obniżenia mocy wykorzystywanego przez Radio Katowice nadajnika i odgrażali się skargą do instytucji międzynarodowych. Jednocześnie sami zapowiedzieli zwiększenie mocy radiostacji gliwickiej do 12 kW. Skończyło się jednak na zmianie częstotliwości i podniesieniu mocy jedynie do 5 kW – 1 kwietnia 1928 roku Gliwice rozpoczęły nadawanie na częstotliwości Królewca, ten przeniósł się na falę Norymbergi, Norymberga zajęła miejsce Monastyru (Münster), a Monastyr – Gliwic. „Zmiana ta nie została wcale zapowiedziana. Nastąpiła ona prawdopodobnie w związku z otwarciem nowej silnej radjostacji Gliwickiej, która ma być przeciwstawieniem naszej radjostacji w Katowicach. Jednakże Gliwice dotąd nie nadają jeszcze z większą niż dotychczas siłą” – pisał 15 kwietnia 1928 roku poznański „Tydzień Radjowy”. Nowa fala Gliwic to 329,7 metra. Do kolejnej zmiany – według Jacka Schmidta – doszło już w lutym 1929 roku. Wówczas radiostacja miała zostać przestrojona na 326,4 metra. Drukowany w prasie w grudniu 1929 roku program radiowy podawał jednak 253,4 metra.

Mapa zasięgu Radiostacji Gliwice „na detektor” (zdjęcie z książki „Historia gliwickich radiostacji” Jacka Schmidta)

Jak wyglądał program lokalny w Gliwicach? To jedno z pytań w tym odcinku „Radiowych adresów”, które czekają jeszcze na badaczy historii… Z jednej strony mamy tu wspomnianego już niejednokrotnie Jacka Schmidta i jego książkę „Historia gliwickich radiostacji”, w której na każdym kroku wspomina o „gliwickim radiu”. Możemy więc przeczytać: „w październiku 1926 roku miała miejsce kolejna wielka impreza muzyczna w gliwickim radiu”, „po uruchomieniu gliwickiego radia cała górnośląska prasa informowała o tym wydarzeniu” czy „do interesujących audycji gliwickiego radia należały”… Sam autor gubi się przy informacji na temat samodzielności rozgłośni – najpierw pisze „żądania usamodzielnienia nasiliły się z okazji 3. rocznicy istnienia radia w Gliwicach”, a cztery strony dalej „po rocznej walce o usamodzielnienie się gliwickiej stacji, ostatecznie pod koniec 1927 roku Gliwice otrzymały własny program”. Rozkwit tej samodzielności ma w każdym razie przypadać na przełom lat dwudziestych i trzydziestych… Tymczasem na znalezionych w internecie wycinkach prasowych z roku 1929 można odnaleźć program rozgłośni wrocławskiej z informacją o dwóch częstotliwościach – wrocławskiej i gliwickiej – i dosłownie jedną audycją oznaczoną „von Gleiwitz”.

Budowa Radiostacji Gliwice przy Tarnogórskiej (zdjęcie z książki „Historia gliwickich radiostacji” Jacka Schmidta) Budowa Radiostacji Gliwice przy Tarnogórskiej (zdjęcie z książki „Historia gliwickich radiostacji” Jacka Schmidta)

W 1933 roku pod naciskiem nazistowskich władz nowo powstałej III Rzeszy rozgłośnia wrocławska zaczęła tracić swoją niezależność. Z anteny wyeliminowana została muzyka żydowska i „niggerjazz”, zaatakowano również kierownika gliwickiej radiostacji, którego w miejscowej prasie nazwano „czerwonym internacjonałem” i „nieudacznikiem, który swoje mdłe wypociny narzuca bezbronnym słuchaczom”. Zmiana na tym stanowisku nie zatrzymała nadchodzącej nawałnicy. W 1934 roku rozgłośnia wrocławska została upaństwowiona i przekształcona w Reichssender Breslau. Jednocześnie nowe władze rozpoczęły starania o zwiększenie zasięgu wrocławskiej radiostacji poprzez zwiększenie mocy istniejących nadajników we Wrocławiu i Gliwicach oraz wybudowanie nowej stacji nadawczej w rejonie Lubania i Zgorzelca. Jak wówczas wyglądał program lokalny? To również niewiadoma – Jacek Schmidt pisze o 131 własnych audycjach nadanych w roku 1936. Przedstawiały one znanych Górnoślązaków, poruszały kwestię roli kobiet w społeczeństwie, a także przypominały górnośląskie legendy oraz historie miast i wsi regionu.

Budynek Radiostacji Gliwice przy Tarnogórskiej przed wojną (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Budynek Radiostacji Gliwice przy Tarnogórskiej po wojnie (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Budynek Radiostacji Gliwice przy Tarnogórskiej dziś

Dalsze zwiększanie mocy radiostacji przy ulicy Radiowej okazało się niemożliwe. Aby zrealizować to zadanie zdecydowano się na budowę nowej stacji nadawczej na położonej w najwyższej części miasta działce przy dzisiejszej ulicy Tarnogórskiej – wówczas Tarnowitzer Landstrasse. Zaproponowane rozwiązania techniczne znacznie różniły się od tych zastosowanych dekadę wcześniej. Przede wszystkim wzniesiono jedną, a nie dwie wieże. Dzięki wykorzystaniu przy jej budowie jedynie modrzewiowego drewna i mosiężnych śrub uzyskano konstrukcję, wewnątrz której – zgodnie z prawami fizyki – można było umieścić antenę. Typowa wieża wszak byłaby dla anteny klatką Faradaya. Rozwiązanie to miało jeszcze jedną zaletę w czasach, gdy stal niezbędna była w wyścigu zbrojeń. Wcześniej Niemcy ten sam patent zastosowali już między innymi we Wrocławiu, Szczecinie i Monachium. Prace przy wznoszeniu 111-metrowej wieży rozpoczęły się 20 maja 1935 roku i trwały niemal pięć miesięcy. Wykonała je firma Lorenz, ta sama, która dostarczyła później nadajnik o mocy 8 kW w antenie. Nowa gliwicka radiostacja rozpoczęła działalność 22 grudnia 1935 roku na fali o długości 243,7 metra. Jej programu można było słuchać na obszarze od Częstochowy po Cieszyn… ale niedługo po uruchomieniu słuchacze raportowali odbiór nawet w Nowej Zelandii…

Wejście do budynku Radiostacji Gliwice Budynek z mieszkaniami dla pracowników Radiostacji Gliwice Budynek z mieszkaniami dla pracowników Radiostacji Gliwice Tablica upamiętniająca „prowokację gliwicką” z 31 sierpnia 1939 roku

Radiostacja przy Tarnogórskiej to nie tylko rozpoznawalna do dziś wieża, która stała się jednym z symboli Gliwic. To również zabudowania – trzy budynki ustawione w kształt litery U. W tych na skrzydłach znajdowały się mieszkania dla pracowników, w tym położonym w centrum – nadajnik, pulpit sterujący i maszynownia. Przez widoczne od strony ulicy charakterystyczne wysokie i wąskie okna promienie południowo-wschodniego słońca wdzierały się do przestronnej sali nadajnika. Każdemu, kto wraz z nimi zajrzał do środka po lewej stronie ukazywał się złożony z pięciu paneli nadajnik firmy Lorenz, na środku pulpit sterowniczy, a na prawo – tablica rozdzielcza. W tle widoczna była podwójna szklana ściana prowadząca do maszynowni. Tam na potrzeby radiostacji pracowały niezwykle ciężkie urządzenia zasilające. „Były to bowiem dwa dubeltowe zespoły trójmaszynowe, posadowione na czterech niezależnych fundamentach betonowych. Silnik elektryczny na prąd zmienny trójfazowy 380 V (ten w środku zespołu) napędzał prądnicę samowzbudną prądu stałego, a ta dawała wzbudzenie do prądnicy obcowzbudnej prądu stałego o napięciu 2000 V. Wszystkie trzy maszyny były sprzężone w jednym wałku” – pisał w książce „Provokado” Andrzej Jarczewski – „Zespoły trójmaszynowe zasilały I i II stopień nadajnika. Natomiast III i IV stopień był zasilany z transformatora, podnoszącego napięcie do 12000 V, bo tyle wymagały lampy nadawcze”. Cały układ wykonany był w ten sposób, aby zminimalizować ryzyko przerwy w zasilaniu nadajnika.

Maszynownia w Radiostacji Gliwice przy ulicy Tarnogórskiej (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Maszynownia w Radiostacji Gliwice dziś W maszynowni Radiostacji Gliwice

Na początku 1937 roku rozpoczęła się realizacja drugiej obietnicy – uzupełnienia zasięgu w północno-zachodniej części regionu. W Görlitz stanęła siostrzana do gliwickiej stumetrowa drewniana wieża. Tam też – w domu stanowym Związku Górnych Łużyc – zorganizowane zostało lokalne studio. Po przeprowadzonych w maju testach 8 lipca nadajnik oficjalnie rozpoczął nadawanie na fali… 243,7 metra. Z uwagi na brak miejsca w eterze Niemcy zdecydowali się na powielenie częstotliwości z Gliwic. I tu również trudno odpowiedzieć dziś na pytanie czy już wówczas stacje pracowały w sieci zsynchronizowanej czy takiego połączenia dokonano dopiero pod koniec II wojny światowej. Na pewno Niemcy w latach trzydziestych dysponowali już techniką pozwalającą na synchronizację, bowiem takie emisje prowadzone były w innych regionach kraju. Konsekwencją takiego rozwiązania byłoby nadawanie wspólnego programu przez obie włączone do projektu stacje. Niezależnie od przyjętego rozwiązania faktem pozostaje, że na fali 243,7 metra pracowały dwie podległe pod Reissender Breslau radiostacje. Niebawem o istnieniu jednej z nich miał usłyszeć cały świat…

Nadajnik Lorenz (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Nadajnik Lorenz dziś Opis nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice (1) Opis nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice (2)

Pod koniec sierpnia 1939 roku chyba tylko najwięksi optymiści nie wierzyli w to, że wybuchnie wojna. Choć jeszcze w niektórych tytułach prasowych można było przeczytać uspokajające zapewnienia, że taki obrót spraw Niemcom by się nie opłacał. Dziś wiemy, że przygotowania były już wówczas bardzo zaawansowane, a wrocławska rozgłośnia Reichssender Breslau odegrała w nich niemałą rolę. I można tu mówić zarówno o roli czynnej, jak i biernej. W ramach tej pierwszej oprócz propagandy płynącej z anteny znalazły się komunikaty nadawane do stacjonujących na terenie Polski agentów niemieckich. „Dobry Wieczór – Kurjer Czerwony” w środę 30 sierpnia 1939 roku pisał: „Organizacja ta otrzymała dla dokonania aktów dywersyjnych 5 waliz, z których każda zawierała 4 bomby zegarowe. Użycie tych bomb miało nastąpić na sygnał nadany przez wrocławskie radio w ustalonej formie”. Jeden z nich – nadany 24 sierpnia po wieczornych wiadomościach – brzmiał: „Herr Doktor Funk soll an die Arbeit gehen”, czyli w tłumaczeniu niewinne „Pan Funk powinien pójść do pracy”. Po jego usłyszeniu Antoni Guzy, zwerbowany przez Niemców bezrobotny mieszkaniec Bielska, wyruszył do Tarnowa, gdzie w poczekalni na dworcu zdeponował dwie ciężkie walizki… Eksplozja pochłonęła czternaście ofiar i doprowadziła do zawalenia się ściany gmachu. Zatrzymany jeszcze przed wybuchem wojny zamachowiec przyznał się do winy. O biernej roli wrocławskiej rozgłośni w tych dniach wiedzieli tylko nieliczni… Dziś wiedzę na ten temat czerpiemy głównie z zeznań i wspomnień jednego człowieka – Alfreda Naujocksa. Czas nie pozwolił jednak na skonfrontowanie jego słów z innymi uczestnikami tych zdarzeń.

Elementy nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice Elementy nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice Elementy nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice Elementy nadajnika Lorenz w Radiostacji Gliwice

Gdy 22 sierpnia 1939 roku na wspomnianym na początku tego odcinka spotkaniu Hitler wypowiadał słowa „Dam propagandowy pretekst do rozpętania wojny”, prace nad jego zaistnieniem trwały już od dwóch tygodni. Wśród pomysłów – obok inscenizacji zbrojnych incydentów granicznych wywołanych przez Polaków – znalazł się także atak na gliwicką radiostację, który miał być chyba swego rodzaju wisienką na torcie. Do jego zrealizowania wybrany został Alfred Naujocks, oficer niemieckiej Służby Bezpieczeństwa mający już za sobą „doświadczenie radiowe” – w 1935 roku zlikwidował działającą w Czechosłowacji nielegalną radiostację „Czarnego Frontu”, która krytykowała Hitlera. „Mniej więcej 10 sierpnia 1939 roku rozkazał mi Heydrich, sam szef Policji Bezpieczeństwa i SD, zainscenizować zamach na radiostację w Gliwicach w pobliżu polskiej granicy i sprawić takie wrażenie, jak gdyby sprawcami byli Polacy” – zeznawał przed Międzynarodowym Trybunałem Wojskowym w Norymberdze Naujocks – „Otrzymany przeze mnie rozkaz brzmiał: opanować radiostację i utrzymać się w niej tak długo, aż mówiący po polsku Niemiec wygłosi odezwę w języku polskim”. Akcja miała się odbyć o godzinie dwudziestej – z jednej strony był to czas niezwykle popularnych wieczornych wiadomości, a z drugiej moment, gdy wzmagała się propagacja, a na skalach odbiorników pojawiało mnóstwo dalekich sygnałów. Można więc przypuszczać, że zakładano dotarcie komunikatu w najdalsze zakątki świata… ale przede wszystkim do Francji i Wielkiej Brytanii. Zawarte pomiędzy Warszawą a Londynem i Paryżem układy zobowiązywały bowiem naszych sojuszników do wspólnej walki, gdy to my zostaniemy zaatakowani… a nie wówczas, gdy my zaatakujemy. Odbiór polskiej odezwy z niemieckiej radiostacji mógł więc bezpośrednim i „nausznym” powodem, aby Wielka Brytania do sporu się nie włączała. Tyle teorii…

Widok z wieży na budynki Radiostacji Gliwice (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Boczne wejście do maszynowni Radiostacji Gliwice – to tędy wchodzili napastnicy (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Widok z maszynowni Radiostacji Gliwice na salę nadajnika – te schody musieli pokonać napastnicy (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

W praktyce napad przeprowadzony przez dowodzonych przez Naujocksa ludzi wyglądał zgoła inaczej. Po raz kolejny sprawdziło się tu ludowe porzekadło mówiące o diable tkwiącym w szczegółach. Gdyby opanowanie budynku radiostacji było jedynym celem akcji, wszystko udałoby się nadzwyczaj dobrze. Hasło do rozpoczęcia działań brzmiało „Babcia umarła”. Naujocks usłyszał je w czwartek 31 sierpnia w godzinach popołudniowych. „Około pół godziny przed napadem na radiostację gliwicką zostaliśmy wezwani przez Naujocksa do hotelu. Wyjaśnił nam, że naszym zadaniem jest upozorowanie polskiego napadu” – zeznał jego kierowca. Osłabiona tego wieczoru ochrona nie zatrzymywała napastników, którzy bez problemu dotarli do tylnego wejścia, prowadzącego do maszynowni. Po sforsowaniu drzwi najprawdopodobniej czterech lub pięciu z nich udało się do schodów prowadzących na wysoki parter do sali nadajnika. Tam – według relacji – przywitał ich dozorca Foitzik pytaniem czego sobie życzą. Po krótkiej „wymianie argumentów” napastnicy związali obecnych na miejscu pracowników – pana Foitzika, telegrafistę Nawrotha, dyżurnego maszynistę Kotza oraz dowódcę policyjnej warty – i zaprowadzili ich do piwnicy. Prawdopodobnie w tym momencie pojawił się pierwszy problem. Radiostacja przy Tarnogórskiej w Gliwicach nie przypominała zlikwidowanej przez Naujocksa nielegalnej stacji „Czarnego Frontu”. Aparatura była znacznie bardziej rozbudowana, nie było za to mikrofonu… Można by się zatem zastanawiać czy miejsce operacji zostało poprawnie wybrane. Odpowiedź brzmi tak, nie było innej możliwości. Próba nadania komunikatu czy to z punktu wzmacniającego wrocławski sygnał w Koźlu czy też ze studia przy ulicy Radiowej – jeśli w tym czasie technicznie możliwe było nadawanie innego programu niż w Görlitz – spotkałaby się zapewne z reakcją personelu radiostacji i odłączeniem przychodzącego sygnału od nadajnika. Nie mówiąc już o większych kłopotach przy opanowywaniu siedziby rozgłośni czy trudnej do obronienia tezie o niezauważonym dotarciu grupy Polaków do oddalonego o pięćdziesiąt kilometrów od granicy Koźla. Zabrakło zatem rozeznania – pierwszy, ale nie ostatni raz w tej akcji. Z wymuszoną pomocą jednego z członków uwięzionej załogi napastnicy odnaleźli mikrofon burzowy – urządzenie służące do informowania słuchaczy o przerwach w pracy stacji, wykorzystywane gdy nadchodziły niekorzystne warunki atmosferyczne. Co było dalej? Śledczy przesłuchujący Naujocksa nie zainteresowali się tym momentem. Nie wiemy czy mikrofon podłączył uczestniczący w napadzie radiotechnik czy przyprowadzony z piwnicy pracownik. Nie wiemy też dokładnie co usłyszeli słuchacze. Najczęściej mówi się o dwóch zdaniach wśród trzasków i pisków, choć sam Naujocks zeznał, że „audycja” trwała cztery minuty. Po 75 latach, nie mając pełnego opisu sytuacji, trudno wyrokować co było tego powodem. Być może to wynik działania wspomnianego pracownika – mógł niepostrzeżenie, gdy trzech napastników było podekscytowanych wygłaszaniem przez jednego z nich komunikatu, coś przełączyć. Wyłączenie nadajnika napastnicy raczej by zauważyli, odcięcie włączonego nadajnika od anteny mogłoby go uszkodzić – tymczasem wiemy, że kilka godzin po akcji ponownie emitował sygnał Reichssender Breslau. Może to zatem sprzężenie z głośnikiem do odsłuchu, które ogłuszyło mikrofon? A może problem z różnymi poziomami wzmocnienia linii wrocławskiej i mikrofonu? Dziś możemy tylko zgadywać.

Centrum sterowania w Radiostacji Gliwice Krosownica w Radiostacji Gliwice Przykładowy „mikrofon burzowy” w Radiostacji Gliwice Krosownica w Radiostacji Gliwice (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

Po nadaniu komunikatu grupa Naujocksa wycofała się pozostawiając na miejscu ciało podrzuconego przez inną ekipę Franciszka Honioka – rzekomego napastnika, który według nazistowskiej propagandy miał polec w trakcie akcji. To właśnie ta śmierć była przyczyną wszczęcia po latach kolejnego dochodzenia, które – choć nie doprowadziło do wskazania winnych – przybliżyło kulisy napadu. Po powrocie do hotelu Naujocks z poczuciem dobrze wykonanego zadania wykonał telefon do Berlina. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy w słuchawce usłyszał – jak zeznał – słowa „Pan kłamie, ja cały czas czekałem”. Czego zatem słuchał cytowany Heydrich? Zapewne fali 243,7 metra… ale odległość z Berlina do Gliwic wynosi 450 kilometrów, podczas gdy z Berlina do nadajnika Reichssener Breslau w Görlitz jedynie 180 kilometrów. I to drugi moment, w którym zabrakło rozeznania. Zresztą Naujocks do samego końca nie całkiem zdawał sobie sprawę dlaczego się nie udało… W rozmowie z Der Spiegel z 13 listopada 1963 roku mówił: „Była to tylko słaba stacja lokalna, która emitowała na tej samej częstotliwości program radiostacji Wrocław. Kto w Berlinie włączył Gliwice, słyszał Wrocław”. Niezrealizowanie pierwotnych założeń nie przeszkodziło jednak w nadaniu komunikatów – z Wrocławia: „W czwartek, około godziny 20, w wyniku polskiego napadu zajęto radiową stację nadawczą w Gliwicach. Polacy siłą wtargnęli do pomieszczeń stacji. Udało się im wygłosić wezwanie w języku polskim, a częściowo po niemiecku. Jednak już po kilku minutach zostali obezwładnieni przez policję, którą zaalarmowali słuchacze radia z Gliwic. Policja została zmuszona do użycia broni, przy czym po stronie napastników byli zabici…” oraz z Berlina: „W sprawie niesłychanego, podstępnego napadu polskich powstańców na radiostację w Gliwicach informujemy się w prezydium policji w Gliwicach o pierwszych wynikach natychmiast podjętego śledztwa. Według tych danych zaraz po godzinie 20 grupa polskich powstańców wtargnęła do budynku radiostacji w Gliwicach. W tym czasie w budynku znajdowała się tylko normalna, nieliczna warta nocna, gdyż stacja Gliwice w czwartek nie nadawała już własnego programu, lecz emitowała program Radiostacji Rzeszy z Wrocławia. Polscy powstańcy doskonale orientowali się w rozkładzie pomieszczeń stacji. Napadli wartę i natychmiast wtargnęli do studia nadawczego. Obecna tam nieliczna obsługa stacji została zaatakowana przy użyciu prętów stalowych i bykowców. Następnie przerwano emisję programu z radiostacji wrocławskiej i przez radiostację Gliwice, za pomocą przyniesionego ze sobą ręcznego mikrofonu, wygłoszono wezwanie po polsku, a częściowo także w języku niemieckim…”.

Wieża Radiostacji Gliwice przed wojną (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Wieża Radiostacji Gliwice dziś Wieża Radiostacji Gliwice dziś (od strony zabudowań) Wieża Radiostacji Gliwice dziś

Sama akcja była na tyle tajemnicza, że urosło wokół niej wiele legend. Część z nich powtarzana była tyle razy, że na dobre wbiły się do świadomości Polaków. Ich pierwszym źródłem były przytoczone komunikaty niemieckie mówiące o napadzie polskich powstańców na radiostację… stąd już tylko krok do uznania, że było ich kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu… i do tego, że mieli mundury. O tych ostatnich wspomina nawet Norman Davies w książce „Boże igrzysko. Historia Polski”. Legendarna stała się już także drabina, po której sprawcy mieli się dostać do sali nadajnika – znalazła się nie tylko w tekstach pisanych, ale nawet w okolicznościowym komiksie… a wszystko przez niefortunne tłumaczenie niemieckiego die Treppe, powtarzane później ślepo w kolejnych publikacjach. Tłumacz widać nie zadał sobie trudu, aby choć na zdjęciach obejrzeć miejsce zdarzenia. Również treść samego komunikatu – jako, że w eterze w większości nie było go słychać – istnieje co najmniej w kilkunastu wersjach… Oto kilka z nich…

Z niemieckiego komunikatu: „Polscy powstańcy określili siebie przez mikrofon jako «polska radiostacja Gliwice» i przemawiali w imieniu «polskiego oddziału ochotniczego powstańców górnośląskich». Oświadczyli, że miasto i radiostacja Gliwice znajdują się w rękach polskich. Państwo niemieckie obrzucano ordynarnymi wyzwiskami, mówiono o polskim Wrocławiu i o polskim Gdańsku. Wezwanie było podpisane przez komendanta polskiego oddziału ochotniczego”.

Książka „Tu radio Gliwice” z serii z żółtym tygrysem: „Tu Polskie Radio Gliwice. Bracia Ślązacy! Mówi do was dowódca polskiego korpusu ochotniczego górnośląskich powstańców. Nadszedł czas, kiedy chwyciliśmy za broń i idziemy na Wrocław uwalniać prastare polskie ziemie”.

Film „Der Fall Gleiwitz”: „Uwaga, uwaga, tutaj jest polski związek powstańców. Teraz nadeszła godzina walki. Polaki do broni.”

Film „Operacja Himmler”: „Tu polska radiostacja Śląsk. Gliwice są już w naszych rękach, a jutro Wrocław, Opole, Gdańsk. Tu polska radiostacja Wolny Śląsk w Gliwicach. Rodacy! Wszyscy, którzy jeszcze jęczą pod pruskim butem. Święta wojna z germanizmem rozpoczęta. Armia polska śpieszy nam z odsieczą. Uderzajcie w znienawidzonego wroga. Tu radiostacja polska Wolny Śląsk w Gliwicach. Mówimy do wszystkich Polaków za kordonem. Nadeszła chwila porachunków. Chwytajcie wszędzie za broń. Armia polska śpieszy nam z odsieczą”

W przygotowanym po napadzie raporcie niemieckiego urzędnika pocztowego znalazły się zaś słowa: „Uwaga! Tu Gliwice! Rozgłośnia znajduje się w rękach polskich”.

Po wybuchu wojny gliwicki nadajnik dość szybko zniknął z wykazów. Według nich od jesieni 1939 roku do pokrycia zasięgiem Górnego Śląska Reichssender Breslau wykorzystywał stację katowicką. Pracowała ona na przedwojennej fali Opawy (niem. Troppau) o długości 249,2 metra. Opawa zaś – po krótkim epizodzie z podszywaniem się podczas kampanii wrześniowej pod zniszczone przez polską załogę Katowice – ostatecznie przejęła częstotliwość Gliwic i w sieci zsynchronizowanej z Görlitz nadawała program wrocławski. Jak można wnioskować z reprintu dozwolonych częstotliwości radiowych zatwierdzonych przez NSDAP, około roku 1941 doszło do zamiany fal Katowic i Poznania, ale to już zupełnie inna historia… Czy zatem w czasie wojny radiostacja stała nieużywana? Trudno o jednoznaczną odpowiedź na to pytanie, ale można przypuszczać, że nie. Według przytoczonej na naszym forum relacji od roku 1940 ponownie pracowała, ale nie nadawała „programu lokalnego lub retransmitowanego”. Co zatem nadawała? To jedna z wielu tajemnic, które jeszcze skrywa… Można przypuszczać, że w czasie alianckich nalotów mogła być włączona do akcji nadawania programu Rzeszy na zmienionych częstotliwościach – tak, aby utrudnić pilotom orientację w terenie. Na stronie oldtimeradio.de pod datą 24 listopada 1944 roku znajduje się enigmatyczny wpis: „Das Funkhaus in Katowice nimmt seine Tätigkeit wieder auf. Gesendet wird von Sender Gleiwitz”, co można przetłumaczyć jako wznowienie nadawania programu katowickiego przez Radiostację Gliwice. Portal nie precyzuje co było powodem takiego posunięcia. Być może alianckie naloty, które jesienią tego roku dotknęły Opole i Kędzierzyn dosięgły również Katowic? Wiadomo natomiast, że nadajnik pracował do momentu pojawienia się u bram miasta czołgów Armii Czerwonej – czyli najprawdopodobniej do 22 lub 23 stycznia 1945 roku. Według relacji Niemcy ewakuowali się szybko i chaotycznie, gdy zobaczyli radzieckie wojska nadchodzące od zachodu, a nie wschodu, gdzie trwały przygotowania do obrony.

Wieża Radiostacji Gliwice dziś Linka antenowa Radiostacji Gliwice Antena Radia CCM na Radiostacji Gliwice

W polskie ręce radiostacja trafiła cztery miesiące po zdobyciu miasta przez Rosjan – 25 maja – w stanie nienadającym się do użytku. Brakowało między innymi lamp nadawczych i różnych drobnych elementów, inne zaś były zniszczone. Według oficjalnej wersji zabrali je ze sobą Niemcy, według relacji naocznego świadka, do którego dotarł Andrzej Jarczewski, Sowieci. Nie było jednak tak źle, jak na przykład we Wrocławiu. Tamtejszy przedwojenny nadajnik z Żórawiny znalazł się – jak relacjonuje Witold Papierniak w książce „Stacje radiowo-telewizyjne na Dolnym Śląsku” – w radzieckim Lwowie, gdzie pracował do lat osiemdziesiątych. Ale i w historii gliwickiej stacji pojawia się pewien lwowski akcent – to przybyli po wojnie na Śląsk inżynierowie Polskiego Radia Lwów doprowadzili ją do pełnej sprawności. Bliżej nieokreślonego remontu wymagała również sama wieża. Jedynym śladem po jego wykonaniu jest tabliczka „Antenę odbudowała Fa «TELEVIS» Gliwice – 1946”, która przetrwała do dziś. Pierwszy próbny sygnał nadano jeszcze przed jego wykonaniem, 3 października 1945 roku, a już trzy tygodnie później – 23 października – rozpoczęła się stała, choć nieoficjalna emisja. „Nadawaliśmy przez nią tylko audycje próbne, nie mieliśmy bowiem odpowiedniego zapasu lamp nadawczych” – wspominał przedwojenny wojskowy komendant rozgłośni w Katowicach, a po wojnie jej pierwszy dyrektor Edmund Odorkiewicz w swoich wspomnieniach „Znad «płonącej granicy»”. W tym czasie gliwicki nadajnik pracował równolegle z uruchomioną 28 lutego tymczasową stacją na Mrówczej Górze, która – jak pisze Stanisław Miszczak – wcześniej służyła do nadawania sygnałów telegraficznych i fonii dla potrzeb komunikacji lotniczej. Do oficjalnego otwarcia doszło dopiero 10 marca 1946 roku. Wziął w nim udział wojewoda katowicki pułkownik Jerzy Ziętek. „Obok wejścia do radiostacji kazałem umieścić dwie tablice: na jednej był napis «Reichssender Gleiwitz – 1939», przekreślony na krzyż czerwonymi krechami, a na drugiej – «Polskie Radio – 1946»” – wspominał Odorkiewicz. Po wojnie radiostacja gliwicka przydzielona została Radiu Katowice, ale nie zerwała całkowicie z Wrocławiem… Jak pisze Stanisław Miszczak w „Historii radiofonii i telewizji w Polsce”, to właśnie stąd miała zostać nadana pierwsza powojenna audycja ze stolicy Dolnego Śląska. Doszło do tego w końcu lipca 1946 roku.

Otwarcie Radiostacji Gliwice po wojnie (fotografia ze strony radio.katowice.pl) Radiostacja Gliwice przystrojona na powojenne otwarcie (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego) Radiostacja Gliwice przystrojona na powojenne otwarcie (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

Na odbywającej się w 1948 roku radiowej konferencji w Kopenhadze porządkującej powojenny eter Gliwicom przyznano falę 407 metrów. Oprócz Polski prawo do nadawania na niej otrzymała Irlandia, Palestyna i Hiszpania. Przygotowania do przestrojenia stacji rozpoczęto już w roku 1949 – na rok przed planowanym wprowadzeniem zmiany w życie. Jednym z niewielu zachowanych dokumentów dotyczących powojennej historii obiektu jest sprawozdanie wizytacji Gliwic z kwietnia 1949, a w nim przytoczony w „Provokado” fragment: „W związku z przestrojeniem radiostacji na falę 406 m (737 kHz) – antena radiostacji Gliwice pracować będzie na ćwiartce fali. Wobec tego konieczny jest kondensator do kompensacji reakcji indukcyjnej anteny”. Operacja wykonana została 15 marca 1950 roku o godzinie 2:00 czasu polskiego. Po zmianie częstotliwości na antenie zaczęła się pojawiać audycja „Na filarze 407”, której nazwa z jednej strony nawiązywała do pojęcia górniczego związanego ze ścianą i przodkiem, a z drugiej do nowej długości fali. Jej centralną postacią był przedwojenny dyrektor Polskiego Radia Stanisław Ligoń, ale to też temat na inny odcinek… Na potrzeby Śląskiej Rozgłośni Polskiego Radia radiostacja w Gliwicach pracowała prawdopodobnie do lata 1953 roku. Wówczas uruchomiony został Radiowy Ośrodek Nadawczy w Rudzie Śląskiej, który na przejętej z Wrocławia częstotliwości 1079 kHz rozpoczął nadawanie programu... Polskiego Radia Stalinogród, bo taka nazwa obowiązywała pomiędzy 7 marca 1953 a 21 października 1956 roku. Natomiast częstotliwość 737 kHz trafiła do otwartego 22 lipca 1953 roku ośrodka w Woli Rasztowskiej koło Radzymina, gdzie przez sześć lat była wykorzystywana do emisji programu dla zagranicy.

Grafik zagłuszania w Radiostacji Gliwice (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

Ale jeszcze zanim powstał obiekt w Rudzie Śląskiej – na przełomie roku 1951 i 1952 – poniemiecki Lorenz otrzymał nowe zadania… Mówi o tym znaleziona przez Andrzeja Jarczewskiego pod podwójnym dnem szuflady tabelka z 24 stycznia 1952 roku, przedstawiająca warunki pracy radiostacji w Gliwicach. Tego dnia nadajnik po zakończeniu normalnej pracy na fali 407 metrów (737 kHz) o godzinie 20:15 na kwadrans przestrojony został na falę 197 metrów (1530 kHz), a po kolejnym kwadransie – o 20:45 – na 236 metrów (1268 kHz). Od 21:00 do 22:00 operator miał przerwę, by potem – na 30 minut – dostroić aparaturę do fali o długości 251 metrów (1195 kHz). Kolejna taka operacja odbyła się o 23:45 – przez kwadrans Lorenz pracował na fali 439 metrów (683 kHz), a o 1:30 przez 45 minut na fali 464 metry (647 kHz). Tabela zawierała również szczegóły techniczne związane z emisją sygnału na falach 379 metrów (791 kHz) i 234 metry (1280 kHz), które tego dnia nie zostały wykorzystane. Taka nieregularna praca to efekt podjęcia pod koniec 1951 roku przez Radę Ministrów ZSRR tajnej uchwały „O stworzeniu na terytorium Polski przeszkód dla antypolskiej propagandy radiowej”. Pierwszą z zagłuszanych pozycji była audycja Radia Watykańskiego, drugą – drugi program radia belgradzkiego. Na 1195 kHz nadawało VOA z Niemiec, na 683 kHz pierwszy program z Jugosławii, a na 647 kHz BBC z Wielkiej Brytanii. Dwie niezagłuszane tego dnia fale należały do stacji francuskich – z Rennes i Lille. Brak na liście Rozgłośni Polskiej Radia Wolna Europa wynika z faktu, że powstała ona nieco ponad trzy miesiące później… A jak wyglądało przestrajanie? Pisał o tym Andrzej Jarczewski w „Provokado”: „Jeden z pracowników biegł do domku podantenowego, gdzie były urządzenia dostrojcze, zmieniał nastawy wielkiego wariometru, odłączał sekcję kondensatorów i już – po minimalnym przestrojeniu obwodów – można było włączać «buczki» na wskazanej przez bezpiekę częstotliwości. Do zagłuszania niektórych stacji korzystniejsze było używanie krótszych anten. Na pomoście na wysokości 55 metrów mamy wielki rozłącznik, za pomocą którego można było z jednej długiej anteny zrobić dwa dipole lub też nadawać przez połówkę anteny. Oczywiście – nie trzeba było wspinać się na górę. Noże tego rozłącznika do dziś można zwierać i rozwierać linką z dołu”.

Rozmieszczenie zagłuszarek w sali nadajnika Radiostacji Gliwice (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

Jak rozwijało się zagłuszanie w kolejnych latach? Nie wiadomo… Na pewno można powiedzieć, że się rozwijało. Jednym z niewielu śladów, które się zachowały jest szkic sali nadajnika, w którym obok Lorenza znajdują się trzy inne – firmy Tesla. Na strychu głównego budynku znalazło się też miejsce na dwie pracujące na falach krótkich szmitówki, a obok drewnianej wieży stanęły też dwa maszty z odciągami i inne konstrukcje wsporcze dla anten. Wiadomo też, że w czasie zagłuszania budynku strzegło kilkunastu żołnierzy – część z nich w przerobionym na wartownie stumetrowym mieszkaniu pracowniczym w budynku przy Tarnogórskiej 131, inni w punktach obserwacyjnych i przy stanowisku karabinu maszynowego na wspomnianym strychu. Wokół wyrósł też podwójny płot z drutu kolczastego. Sytuacja taka trwała na pewno do roku 1956, kiedy to – po wydarzeniach poznańskiego Czerwca – władza postanowiła przerwać zagłuszanie polskich audycji. W ocalałych dokumentach można znaleźć nakaz likwidacji zeszytów „Uwag o pracy urządzenia” z dniem 31 sierpnia 1956 roku czy informację o likwidacji kancelarii czynnościowej „tajnej” obiektu 7 września 1956 roku. Ostatni wpis z „książki kontroli Obiektu CE 2” pochodzi z 29 października 1956 roku. Odnosząc te wydarzenia do tego, co działo się w innych rejonach Polski można zauważyć, że – według artykułu „Radio Trzeszcząca Europa” Marka Henzela opublikowanego w internetowej Polityce – mniej więcej w tym samym czasie zbuntował się personel krakowskiej zagłuszarki w budynku Nafty przy ulicy Lubicz 18. Można więc zadać pytanie czy pracujące tam osoby nie wiedziały o planowanej lada dzień likwidacji… czy też nie chciały niszczyć dowodów zagłuszania…

Grafik zagłuszania w Radiostacji Gliwice (zdjęcie z książki „Provokado” Andrzeja Jarczewskiego)

Do dzisiejszych czasów dotrwał jeszcze jeden – opublikowany w przywoływanej już niejednokrotnie książce „Provokado” – grafik zagłuszania, tym razem dotyczący wszystkich czterech zagłuszarek średniofalowych. Rozrysowana starannie na papierze milimetrowym ściągawka nie zawiera jednak daty… Uwagę zwraca natomiast fakt, że spośród zagłuszanych częstotliwości zdecydowana większość należy do stacji zachodnioniemieckich – RIAS, BR, HR, SWF. Pomiędzy północą a pierwszą Lorenz miał co prawda pracować na fali Radia Wolna Europa, ale – przynajmniej w latach późniejszych – RWE o tej porze nie nadawała w języku polskim. Stąd tylko krok do przypuszczenia, że Radiostacja Gliwice świadczyła usługi „na eksport”, co mogło mieć miejsce również po roku 1956… Ale czy stacja z Górnego Śląska mogła skutecznie zagłuszyć sygnał we wschodnich Niemczech? A może chodziło o odcięcie od informacji z zachodu znających niemiecki Ślązaków?

Radio z widokiem na nadajnik w Radiostacji Gliwice Firmowy sprzęt w Radiostacji Gliwice Firmowy sprzęt w Radiostacji Gliwice Firmowy sprzęt w Radiostacji Gliwice

To co wiemy na pewno to to, że w roku 1958 personel radiostacji otrzymał nowe zadania – zajął się produkcją nadajników, które później trafiały do obiektów nadawczych na terenie kraju. Budowane urządzenia testowane były na wysłużonym już, ale wciąż działającym poniemieckim sprzęcie. Andrzej Jarczewski w „Provokado” przytacza wypowiedź Ludomira Wierzbiańskiego, wieloletniego kierownika ośrodka: „1 kwietnia 1958 w ramach Biura Rozbudowy Telewizji i Radiostacji zostaje utworzona jednostka produkcyjna pod nazwą Grupa Remontowo-Montażowa w Gliwicach, następnie (1963) jako oddział Zakładów Radiowych i Telewizyjnych ZARAT. Załoga – od 10 do 20 osób – składała się głównie z pracowników byłej stacji nadawczej. W roku 1959 schodzi z produkcji pierwszy nadajnik NRS-30. Kolejne nadajniki tego typu wysyłamy do Gdańska (Chwaszczyno, jeden nadajnik 1960, drugi 1962) oraz do Lublina (Boży Dar, dwa nadajniki, 1961 i 1963). Kolejne dwa nadajniki w latach 1964/65 jadą do Łodzi (Tuszyn). Jednocześnie produkowane są urządzenia dostrojcze i pomocnicze, w tym tzw. urządzenia sumujące, umożliwiające błyskawiczne przełączanie między nadajnikami w razie awarii jednego z nich. W roku 1967 instalujemy we Wrocławiu (Żórawina) nadajnik 50-kilowatowy. W następnych latach produkuje się różne urządzenia, potrzebne telewizji, w tym bramy dźwiękoszczelne i np. ruchomą ścianę monitorów dla Centrum TV w Warszawie (1971). W roku 1974 następuje kolejna reorganizacja. Przechodzimy pod dyrekcję Centralnego Laboratorium Radiokomunikacji w Warszawie i do roku 2002 produkujemy coraz bardziej wyspecjalizowane urządzenia dla radia i telewizji. W ostatnim okresie jednostką nadrzędną była Telekomunikacja Polska SA”. Jak sugeruje Andrzej Jarczewski, produkcja ta miała charakter „antyimportowy” – pracownicy wykonywali kopie sprowadzonych z zagranicy urządzeń tak, aby nie trzeba było sprowadzać następnych. Witold Papierniak dostrzega tu jednak pracę polskich inżynierów – wspomniany nadajnik w Żórawinie, współpracujący z amerykańskim sprzętem firmy RCA, miał zostać wykonany według projektu Jerzego Huchli, zastępcy dyrektora ds. technicznych w Państwowym Przedsiębiorstwie „Stacje radiowe i telewizyjne” we Wrocławiu. Niezależnie od tego co produkowano, potrzebowano wolnej przestrzeni, a tę zajmował niewykorzystywany już Lorenz. W 1962 roku zapadła decyzja o jego demontażu i likwidacji. Rok później nadajnik został wywieziony i zmagazynowany w Radiowym Ośrodku Nadawczym w Przebędowie pod Poznaniem. Dotarła więc tam nie tylko przeniesiona z Warszawy gliwicka fala 407 metrów, ale i sam Lorenz. Stamtąd trafił do stołecznego Muzeum Techniki, skąd w 2013 roku powrócił na pierwotne miejsce w sali nadajnika.

Przedwojenne oświetlenie przeszkodowe w Radiostacji Gliwice Zegar wskazujący godzinę napadu na Radiostację Gliwice Przycisk do odłączania anteny od nadajnika – być może po jego wciśnięciu odezwa napastników przestała być słyszalna

Kompleks Radiostacji Gliwice w roku 1964 wpisany został do rejestru zabytków. Przed dwunastu laty ówczesny właściciel obiektu – Telekomunikacja Polska – sprzedał go miastu Gliwice. Od 2005 roku działa tam oddział Muzeum w Gliwicach. Można je zwiedzać od wtorku do piątku od 10:00 do 16:00, a w soboty i niedziele od 11:00 do 17:00. Od października do kwietnia weekendowe zwiedzanie kończy się o 16:00. Dziś licząca sobie blisko osiemdziesiąt lat wieża nadal służy celom radiowym. Wśród zawieszonych na niej anten znajduje się dipol wykorzystywany przez gliwickie Radio CCM, które przedstawialiśmy już w 28 odcinku „Radiowych adresów”.

Ten odcinek – jak żaden inny – zawiera dużo znaków zapytania. Choć w trakcie pisania na kilka pytań udało się odpowiedzieć, to automatycznie pojawiło się kilka nowych. Pisząc ten tekst niekiedy czułem się jakbym znalazł się w czekoladowej jaskini, gdzie każde skubnięcie stalaktytów i stalagmitów kończy się przepyszną ucztą… Zdaję sobie sprawę, że kolejne osoby, które zajmą się tematem, nie będą musiały się do niej zagłębiać z łyżeczkami by cokolwiek zeskrobać ze ścianek… Budulca jeszcze nie brakuje i kto wie czy kiedykolwiek go zabraknie… Każdego, kto mógłby w jakikolwiek sposób uzupełnić przedstawione powyżej informacje proszę o kontakt ze mną lub Muzeum w Gliwicach.

Radiowy adres na mapie

Comments

Zbliżająca Się Rocznica *.eimperium.pl 21-12-2022 19:53

18 stycznia 2023 minie 120 rocznica przeprowadzenia pierwszej łączności trans atlantyckiej ...

Post a comment