RadioPolska.pl - Jeszcze więcej radia!

Jeszcze więcej radia!

„Radio Solidarność w Trójmieście”

Maciej Pawlak (rozmowa z autorem)

13-03-2016
Po godzinach: „Radio Solidarność w Trójmieście”, Maciej Pawlak (rozmowa z autorem)

Ryzykowali zdrowiem, wolnością osobistą i własnym majątkiem, aby głos ich środowiska był słyszalny. Działali przestrzegając tych samych reguł, co pokolenia ich rodziców i dziadków w czasie okupacji niemieckiej. Ci, którym się udało, pozostali nieznani… cały świat usłyszał zaś o tych, którzy wpadli. Po latach historię trójmiejskiego Radia Solidarność zdecydował się opisać Maciej Pawlak, jego szef od roku 1984 do 1989. Autor wykonał nieprawdopodobną pracę docierając do ludzi zaangażowanych w podziemną rozgłośnię i przygotowywanych przez nich materiałów, a następnie zestawiając ze sobą wspomnienia i dokumenty dostępne w archiwach IPN-u. Na tej podstawie opisał zarówno sprawy organizacyjne, jak i techniczne, związane z nadajnikami i przygotowywaniem audycji. To doskonałe kompendium wiedzy dla wszystkich, którzy nie usłyszeli o tym na lekcjach WOS-u… Poniżej prezentujemy rozmowę z autorem, którą przeprowadził Krzysztof Sagan. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Oskar.

 

Krzysztof Sagan: Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. W tym przypadku – mimo wygranej – nie było tak łatwo. Po latach brakowało materiałów powstających w radiu – audycje miały być kasowane na bieżąco po emisji, notatki ludzie niszczyli, żeby nie mieć przy sobie dowodów. Odtworzenie tego wszystkiego to jest ogrom pracy!

Maciej Pawlak: To jest właśnie paradoks historii. O gdańskim radiu po upadku komunizmu było najmniej wiadomo, a to dlatego, że nikt z nas nie wpadł. Romaszewski wpadł i w związku z tym była wielka sprawa sądowa. Świetnie to ujął profesor Hanasz z Torunia. Tam mieli sprawę za napisy na ekranach telewizorów. Dzięki temu, że ta sprawa była, głos podziemia dotarł zagranicę. Ci, którzy nie wpadli, pozostali nieznani. Ja na przykład przez dłuższy czas się nie ujawniałem. Nie wierzyłem w Okrągły Stół, uważałem, że komuniści wykorzystają nas i wrócą… ale uważałem, że trzeba coś robić, że dobrze, że powstała prasa, bo coś po tym wszystkim zostanie. Także dopiero kilka lat po Okrągłym Stole uwierzyłem, że mamy niepodległość.

I po latach zdecydował się Pan na spisanie całej historii trójmiejskiego Radia Solidarność…

Z tą książką to było trochę dziwnie, bo ja w zasadzie to chciałem poczytać o tej historii, w której uczestniczyłem. Zacząłem szukać książek, artykułów i tak trafiłem do znajomych z IPN-u. Oni mi powiedzieli, że nie tylko nikt nic nie napisał na ten temat, ale nawet nikt nie bada tej historii. I tak zacząłem powoli się w to angażować, chodzić po ludziach, oni mi opowiadali co robili, nie zawsze pamiętali daty, nie umieli umieścić tego w dokładnym czasie… Zebrałem relacje przeszło 130 osób, które były w jakiś sposób związane z radiem, udało mi się zdobyć ze 20-30 audycji radia i to też pokazało mi w jakim czasie co się działo oraz pozwoliło mi uporządkować pamięć. W końcu sięgnąłem do akt IPN-u. Co prawda nie spodziewałem się po nich wiele, niemniej chciałem znaleźć jakieś ulotki z pierwszego okresu radia, kiedy audycje były zapowiadane w ten sposób. To pozwoliłoby na ustalenie dat emisji. Kilka z nich było w prasie podziemnej, te odtworzyłem, natomiast nie mogłem wszystkich. No i – dla książki na szczęście – jedna ekipa kolportująca wpadła. Mieli ulotki zapowiadające pierwszą gdańską audycję na 30 kwietnia 1982 roku. To pozwoliło odtworzyć, że audycja ta była reklamowana. Wcześniej Bogdan Borusewicz mówił, że była puszczona bez zapowiedzi tylko żeby sprawdzić zasięg. Ale jak już sięgnąłem do IPN-u, to zacząłem szukać głębiej. Różne ulotki znajdowałem w bardzo różnych miejscach. Na przykład, nie wiem dlaczego, u Olka Halla znalazłem dwieście ulotek – i to zresztą tych samych, czyli dwieście egzemplarzy jednej ulotki na czterystu stronach. I tak powoli w to się zagłębiłem. Spędziłem w IPN-ie prawie dwa lata, ale raz w tygodniu, bo tylko raz w tygodniu jest czynna popołudniu czytelnia, a ja pracuję zawodowo… no chyba, że na urlopie, bo urlopy też tam spędzałem. No i wiele ciekawych rzeczy się tam znalazło.

A czy była jakaś taka informacja, która Pana zaskoczyła? O której Pan nie wiedział wcześniej i z tych dokumentów się dowiedział?

Może nie zaskoczyła, ale uświadomiła mi jak te akta są niepewnym źródłem. Bo przede wszystkim, jeżeli bezpieka przesłuchuje osobę, to ubek pisze i pisze to w pierwszej osobie, tak jakby to przesłuchiwany mówił. I jest opisana w mojej książce Mirka Zgirska, aresztowana w 1986 roku zaraz po Borusewiczu. Ona była dziewczyną po rozwodzie, z dzieckiem i straszyli ją, że je jej zabiorą. Czytając akta – w sumie 21 tomów, każdy po 300 stron – można wywnioskować, że im dalej od aresztowania, tym więcej mówi, że się łamie, potwierdza, że uczestniczyła, że nadawała itd. Tymczasem wpadły mi przez przypadek akta zupełnie innej sprawy, ale też Mirki Zgirskiej, i się okazało, że ona 11 miesięcy miała podsłuch w domu. I w związku z tym było dla mnie oczywiste, że dlatego zeznawała coraz więcej, bo bezpieka jej pokazywała materiały. Oni jej pokazali na przykład tekst z podsłuchu, że umówiła się z konkretnym człowiekiem, że pójdzie do niego 15 października i nada audycję. Wówczas Mirka zeznała, że tak poszła, ale w ostatniej chwili się przestraszyła i nie nadała. Czyli ona do końca broniła wszystkich! Mówiła tylko to, co bezpieka już wiedziała, podczas, gdy z samego zapisu wynikało, że ona sypie. Zresztą znalazłem bardzo dużo akt, w których bezpieka chwali się skutecznym działaniem. Trudno, żeby tak nie było, Gdańsk nie będzie raportował do Warszawy, że nic się nie udało. Warszawa się zwróciła na przykład do gdańskiej bezpieki, żeby przysłali jej tekst audycji z któregoś dnia, a oni odpisali, że niestety, ale nie posiadają, ponieważ audycja została skutecznie zagłuszona. A tymczasem w innych dokumentach znalazłem stenogram tej audycji, nie cały, ale był początek i był koniec, więc znali nawet czas. Kłamali. I dlatego te akta są mało wiarygodne.

Jeszcze jeden świetny przypadek. Złapali z nadajnikami chłopaka, studenta piątego roku. I czytam w tych aktach zeznania zomowców, jak to go gonią na ulicy, jak ten student wpada do taksówki, ale oni go łapią w ostatniej chwili. Tymczasem dotarłem do tego człowieka. Oni go nie złapali w tej taksówce. Taksówkarz go wziął i zawiózł prosto do zgrupowania zomowców, którzy go pobili. Prawdopodobnie ten taksówkarz był tajnym współpracownikiem albo byłym funkcjonariuszem bezpieki i oni w ten sposób ukryli to w swoich papierach, nawet nie podali numeru taksówki, napisali tylko, że ciemny wartburg-taksówka.

Można powiedzieć, że Pan całe śledztwo musiał przeprowadzić konfrontując ze sobą te zapisy.

Tak, to rzeczywiście było śledztwo. Jedna osoba wręcz powiedziała, że zadaję pytania jak funkcjonariusz, który ją przesłuchiwał. Ale inaczej się nie dało, ludzie mają wybiórczą pamięć. Na przykład jeden człowiek pamiętał dokładnie jak z drugim robił „gadałę” na 1 maja, natomiast zupełnie nie pamiętał w którym to było roku… Ten drugi opowiadał, że rzeczywiście robił z tym człowiekiem coś w tym miejscu, ale co to było to nie wie… ale jeżeli to było na 1 maja, to musiał to być rok 1986. I w ten sposób krok po kroku udało mi się odtwarzać fakty.

Czy książka jest już zamkniętym rozdziałem czy po publikacji zgłaszają się do Pana osoby z materiałami do wydania drugiego, uzupełnionego?

Udało mi się dotrzeć do jednej rzeczy. Pisałem w książce, że zawoziłem kasety przez półtora, może dwa lata do Gdyni na ulicę Warszawską. Pamiętam tego pana, w książce opisałem go jako XX, znaczy bez nazwiska. Nie wiedziałem też co dalej działo się z tymi kasetami, gdzie były nadawane… Otóż udało mi się dotrzeć do nazwiska tego człowieka, znalazłem też relację osoby, która od niego te kasety odbierała i zawoziła do Pucka.

 To zupełnie nowy kierunek…

Tak, okazało się, że nadawaliśmy nie tylko w Trójmieście, nie tylko w Tczewie, Kościerzynie, ale też w Pucku. Mam nawet informację, że tam do naszych audycji dogrywano dodatkowy tekst o nadawaniu w tym mieście.

Czyli jeśli ktoś z czytających będzie miał informacje o trójmiejskim radiu, to może skontaktować się na przykład z wydawnictwem?

Oczywiście kontakt przez wydawnictwo to jest bardzo ważna sprawa. Gdyby ukazało się drugie wydanie to mógłbym pokazać jeszcze kilka nazwisk ludzi którzy byli, nadawali czy redagowali. Tu chciałbym zaapelować do historyków czy ludzi, którzy się interesują historią. Mi udało się opisać historię gdańskiego radia, oczywiście nie w 100%, ale wiele rzeczy wydobyłem… natomiast przeraża mnie to, że nie ma historii Radia Solidarność w Warszawie, we Wrocławiu, w Poznaniu, w Krakowie. Nikt się tym nie zajął, a to są fantastyczne przygody! Warto je opisać!

Comments

Wierzę W Dab+ *.dynamic.chello.pl 14-03-2016 09:53

Tak samo długo trzeba było czekać na opisanie RWE, wniosek jest taki że żyliśmy ponad ćwierć wieku w Esbekistano-Bulkowji.

Post a comment