
Co się stało z wagonem kolejowym, z którego nadano pierwsze powojenne audycje z terenu Polski? Kto stał za tajemniczą akcją kradzieży dywanów w Lublinie w wakacje 1944 roku? Za co na ławie oskarżonych w marcu 1958 roku usiadł 16-letni uczeń liceum im. Staszica? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań przynosi książka „Anteny nad Bystrzycą” Stanisława Fornala. Dogłębnie przybliża ona nie tylko początki, ale też rozwój lubelskiej radiofonii. To zbiór dokumentów i wspomnień przedstawiających codzienną pracę najpierw przy 22 Lipca 5, a później Obrońców Pokoju 2. To również sylwetki pracowników i anegdotki dotyczące wydarzeń z wieloletniej historii rozgłośni. Autor nie zapomniał też o innych lubelskich nadawcach – wspomina o świdnickim Radiu Solidarność oraz tych, którzy w eterze pojawili się już w latach dziewięćdziesiątych. Całość uzupełniają fotografie i wycinki gazet. Lektura ciekawa i wciągająca!
A droga wynalazku Marconiego na ziemię lubelską była dość kręta i długa. Po raz pierwszy o planie radiofonizacji miasta nad Bystrzycą mówiło się w roku 1927. Wówczas miasto z koziołkiem w herbie znalazło się – obok takich miejscowości jak Warszawa, Kraków, Katowice, Poznań, Łódź, Lwów, Wilno, Gdynia, Grudziądz, Wołkowysk i Równe – na liście lokalizacji, w których radia będzie można słuchać najpóźniej w sylwestra rzeczonego roku. Dziesięć lat później budowę lubelskiej stacji wyceniono na milion złotych i uznano, że taką kwotę uda się wygospodarować dopiero po roku 1941… Z oczywistych przyczyn nie udało się. Potem było radio – dosłownie – jako teatr wyobraźni. Więźniarki obozu na Majdanku w 1943 roku w nieludzkich warunkach przygotowywały audycje, które rano i wieczorem wygłaszały ze szczytu trzypiętrowej pryczy. Składały się na nie tak pozyskane różnymi kanałami komunikaty o działaniach wojennych i życiu obozu, jak i wykonywane na żywo piosenki i recytacje zapamiętanych przed laty dzieł literatury. Radiem, które – również dosłownie – przejazdem zatrzymało się w Lublinie była przybyła ze Związku Radzieckiego „Pszczółka”. Na własną ekspozyturę miasto musiało czekać do roku 1952, a na wyjście w eter kolejne pięć lat. Dopiero po zaprzestaniu zagłuszania zagranicznych audycji można było wykorzystać sprzęt do emisji programów rodzimych… Więcej w książce Stanisława Fornala…
Comments
There are no comments