Blisko sto lat, ponad dwieście stron oraz trzysta zdjęć – tak w dziewięciu słowach można podsumować autobiografię Włady Majewskiej, która w 2006 roku ukazała się nakładem Wydawnictwa Dolnośląskiego. Wydany na papierze kredowym album – jak we wstępie publikację określiła sama autorka – jest bogato ilustrowaną gawędą. Ma to swoje wady i zalety. Plusem jest niewątpliwie to, że tekst bardzo dobrze się czyta. Anegdoty, różnego rodzaju ciekawostki sprawiają, że czytelnik wciąga się w opowieść. Na przykład wigilijny występ w bunkrze na froncie można by było odnotować jednym zdaniem… Tutaj są dwie strony opowieści o tym wyjątkowym wieczorze. Ale, zwłaszcza dla badaczy historii, są też niestety minusy. W gawędzie łatwo jest coś ubarwić czy zniekształcić. Tak jest w opisie problemów „Wesołej Lwowskiej Fali” z krową holenderską… Autorka, za Czesławem Halskim, jako konsekwencję skeczu wymienia dymisję dyrektora Radia Lwów Juliusza Petrego. Tym czasem do całej sytuacji doszło, gdy był on już dyrektorem w Wilnie… owszem, na skutek skeczu „Fali”, ale innego. Majewska przypisała też prezydentowi Warszawy, Stefanowi Starzyńskiemu, apel pułkownika Romana Umiastowskiego o opuszczenie przez mężczyzn Warszawy (przy okazji umieszczając to wezwanie w połowie września – zamiast 6 września – przy jednoczesnym odnotowaniu, że owi uciekinierzy docierali do Lwowa, z którego sama wraz z zespołem „Lwowskiej Fali” ewakuowana była 11 września). Zresztą pojęcie czasu jest w tej publikacji względne nawet w tak istotnej kwestii, jak data urodzin autorki! W przedwojennych biogramach był to rok 1911. W książce konsekwentnie przytaczany jest okres pierwszej wojny światowej – rok 1914 (łącznie z tym, że na jednym z zeskanowanych dokumentów widać przeprawioną datę 19 III 1911 na 19 III 1914). To by zaś znaczyło, że rozpoczynając studia prawnicze – i jednocześnie współpracę z Polskim Radiem Lwów – miała szesnaście lat. Takie prawo wspomnień… Mimo zapowiedzi we wstępie, że to opowieść o prywatnym życiu, nie znalazła się tu wzmianka o tym kiedy i gdzie wzięła ślub z Wiktorem Budzyńskim… a jedynie o ich powojennym rozstaniu.
Książka podzielona jest na dwanaście rozdziałów (i wstęp). Początek to sentymentalna podróż do Lwowa lat dziecinnych. Autorka opisuje miejsca, które na zawsze pozostały jej w pamięci – kościoły, teatr, uniwersytet, pomniki (dodając na marginesie, że niektóre z nich po wojnie trafiły do Polski) i oczywiście Łyczaków, gdzie się wychowała… Pisze o lwowskiej mowie – „bałaku” – różniącej się w zależności od rejonu miasta, wspomina sytuację rodzinną, szkołę, zajęcia dodatkowe, występy teatralne… Kolejne etapy życia to praca w Polskim Radiu Lwów, wojenna tułaczka „Lwowskiej fali” (Rumunia, Francja, Wielka Brytania) i życie na emigracji. Ten ostatni okres to m.in. obszernie opisana współpraca z Marianem Hemarem oraz Radiem Wolna Europa. To także porównanie radiowej pracy w latach trzydziestych z tą z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych. Dla współczesnego czytelnika – a zwłaszcza radiowca – dziwnie brzmieć będą żale na tempo pracy, że relację z nagranej o poranku manifestacji trzeba było dostarczyć na osiemnastą, żeby o dwudziestej pierwszej była ona nadana w wiadomościach… Ale jeśli ktoś poszukuje smaczków pracy radiowca sprzed lat, to jest to lektura idealna.
Comments
To jest artystka a nie naukowiec i dlatego są tu pewnie takie 'bajki", też wolę ścisłe umysły w życiu i suche fakty do czytania o historii radiofonii na RadioPolska...