Radio świetlne z roku 1927, pocztówka dźwiękowa z roku 1929 i telefon kieszonkowy z roku 1935 – to wynalazki, o których bądź to nigdy nie usłyszeliśmy bądź też zetknęliśmy się z nimi wiele dekad później… A tymczasem nie tylko Leonardo da Vinci swoimi projektami wyprzedzał o lata epokę, w której było mu dane żyć. W tym nietypowym dniu – wszak mamy Prima Aprilis – w ramach działu „Po godzinach” zapraszam na wycieczkę po pomysłach niestrudzonych wynalazców pierwszej połowy XX wieku.
Na pierwszy ogień rok 1927. 2 sierpnia „Orędownik Wrzesiński” donosił:
Niestrudzony wynalazca Włoch Marconi zapowiada nowy cud. Rzecz nie do uwierzenia – a jednak nie wolno wątpić, że jego nadzwyczajny pomysł oblecze się w formy rzeczywistości.
Gdy świat obiegła wiadomość o telefonji bez drutu – śmiali się z niej wszyscy, laicy i uczeni. Dziś radio liczy miljony słuchaczy. Stało się czemś zupełnie naturalnem i zwyczajnem. Ba, są mędrkowie, którzy urągają głośno, czemu tak „prostego” odkrycia nie zrobiono parę dziesiątek lat wcześniej.
Otóż podobnie, jak przy pomocy anteny i radjowego aparatu otrzymujemy z najodleglejszych zakątków świata fale głosowe, tak niebawem w ten sam sposób otrzymywać będziemy fale świetlne.
Dla nas to jest oczywiście telewizja… A jak zinterpretował to dziennikarz w roku 1927?
To znaczy, że gdy u nas jest noc, a w Ameryce dzień, to nastawisz sobie na odpowiednie fale twoje radjo świetlne i otrzymasz z Ameryki tyle światła słonecznego, ile będziesz chciał. Jednem słowem noc zmienisz w twoim mieszkaniu na słoneczny dzień.
W podobny sposób będzie można oświetlać całe mieszkania, gmachy, ulice, miasta a nawet całe prowincje!
Dwa i pół roku później po raz pierwszy mieliśmy do czynienia z czy to pocztówką dźwiękową czy też może bardziej dzisiejszą pocztą głosową… 18 stycznia 1930 roku Gazeta Lwowska pisała:
Pewien młody człowiek z dalekiego stanu amerykańskiego Utah, zmuszony przez dłuższy czas przebywać w Paryżu wpadł na genjalny pomysł przesłania swojej rodzinie noworocznych życzeń na płycie gramofonowej. Udał się poprostu do magazynu z gramofonami, tu wygłosił do gramofonu: „Szczęśliwego Nowego Roku, mamo; wszystkiego dobrego tato; wszystkim wam życzę dużo szczęścia”. Resztę załatwiła już sama firma. Cała rzecz kosztowała tylko 600 franków.
Proszę wyobrazić sobie wrażenie: Rodzina w Ameryce siedzi zebrana w wieczór sylwestrowy w domu, nakręca się gramofon a wszystkie oczy, pełne oczekiwania kierują się ku cudzoziemskiej płycie. I nagle przemawia sam, we własnej osobie Bobby; tajemniczo brzmi z głębin tuby: „Szczęśliwego Nowego Roku, mamo…”.
Może się ten wynalazek przyjmie i u innych!
Nie brzmi znajomo? To na koniec jeszcze o pewnym telefonie… W grudniu 1935 roku miesięcznik „Foto-Drogista”, bezpłatny dodatek do poznańskich „Wiadomości drogistowskich” pisał:
W Budapeszcie pojawiła się na rynku sprzedaży ciekawa nowość. Jest to mały telefon kieszonkowy, mieszczący się w małem pudełku. Aparat składa się z nadzwyczaj małego mikrofonu i słuchawki. Wewnątrz mieści się automatyczne liczydło, notujące liczbę rozmów. Wynalazek jest nadzwyczaj aktualny. Zarząd poczt zainstalował bowiem w rozmaitych punktach miasta, na ulicach, w restauracjach, na stacjach tramwajowych i autobusowych połączenia z centralą telefoniczną. Wystarczy włączyć kontakt, i już rozmawiać można z dowolnym abonentem telefonu. Raz w miesiącu właściciel kieszonkowego telefonu musi zapłacić należytość na poczcie, obliczoną według liczydła. Aby nie doszło do nadużyć, aparaty sprzedaje się tylko osobom, które wykażą się specjalnem zaświadczeniem urzędu pocztowego. Nowość zachwyciła też francuskiego ministra poczt i telegrafów, który zamierza wprowadzić telefony kieszonkowe również we Francji. Wynalazek jest podobno nadzwyczaj praktyczny.
Na kolejne przenośne telefony musieliśmy czekać sześćdziesiąt lat... ale do kieszeni to się one nie mieściły. Ciekawe co ludzie będą w tym kontekście cytować za kolejne pół wieku ;-)
Przydatne informacje
Zdjęcie wykonane zostało w Muzeum Poczty i Telekomunikacji we Wrocławiu.
Comments
There are no comments