Weekend beskidzko-radiowy
„Siła energii przez cały rok” – w taki właśnie sposób promuje się miasto przez jednych nazywane zimową stolicą Polski, przez innych narciarską stolicą Polski, a przez tych mniej przychylnych jedynie zimową stolicą Podbeskidzia. Według Strategii Rozwoju Turystyki w województwie śląskim na lata 2004-2013 na jednego mieszkańca tej blisko sześciotysięcznej miejscowości przypada ponad dwunastu nocujących w niej turystów – to rekord w tym rejonie. Mowa oczywiście o Szczyrku. W dolinie nad Żylicą, u podnóża najwyższej góry Beskidu Śląskiego oprócz narciarzy można spotkać miłośników turystyki pieszej, rowerowej, a także uczestników wszelkiego rodzaju szkoleń i zjazdów. Nas lokalizacja ta zainteresowała z uwagi na najwyżej położoną wieżę radiowo-telewizyjną w Polsce. Ośrodek nadawczy na Skrzycznem – zwanym tak od niegdysiejszego skrzeczenia żab – wybudowany został na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku. „Zginął kawał góry w sercu Beskidu Śląskiego. Zdarzyło się to na oczach tysięcy turystów. Sprawca jest znany i nie grozi mu żadna kara. Jest nim Telekomunikacja Polska SA, Spółka Akcyjna. To ona zaanektowała wierzchołek Skrzycznego, by na wysokości 1250 m wybudować radiowo-telewizyjny ośrodek nadawczy” – pisała w 5 lutego 1992 roku Gazeta Wyborcza. „Jeszcze parę lat temu biegałem na nartach ze schroniska na Skrzycznem do Malinowskich Skałek wąską przecinką w gęstym lesie świerkowym. Dziś nie ma już tych duktów, na ogromnej przestrzeni szlak turystyczny prowadzi odkrytym zboczem. Gdzieniegdzie sterczą jeszcze smutne kikuty drzew” – żalił się dalej autor – „Czego nie zrobił wiatr i kwaśne deszcze, dokonał człowiek”. Budowa obiektu na takiej wysokości nie była prosta. „Braliśmy pod uwagę trzy warianty montażu anteny” – mówił Wyborczej inżynier Adam Skulski, kierownik ośrodka. Ostatecznie jednak nie zdecydowano się ani na użycie dźwigu, ani na helikopter – wybrano mozolną pracę przy użyciu wyciągarek. Z osiemdziesięciosiedmiometrowej wieży sygnał radiowy popłynął już w lipcu, telewizyjny nawet wcześniej, ale docelowe parametry osiągnął dopiero w drugiej połowie roku. Dzięki ośrodkowi poprawił się odbiór radia i telewizji w trudnym górzystym terenie – między innymi w Kotlinie Żywieckiej i w okolicach Zwardonia. Skrzyczne dzięki dużej wysokości bezwzględnej momentalnie znalazło się też w logach DX-erów z Czech, Słowacji czy Austrii. Kolejną zaletą była możliwość uruchamiania nowych stacji retransmisyjnych w miejscach, mających bezpośrednią widoczność z górą.
Do samego Szczyrku nie można dojechać pociągiem – w Bielsku-Białej trzeba się przesiąść w kursujący co kilkadziesiąt minut autobus. Oczywiście do Bielska kursuje też dalekobieżna komunikacja samochodowa, choć z Warszawy trzeba by było jechać z przesiadką w Krakowie, Katowicach lub Częstochowie. Zmotoryzowani mogą skorzystać ze zmodernizowanej „gierkówki”, a następnie przez Dąbrowę Górniczą, Mysłowice (nieopodal Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego Katowice/Kosztowy), Tychy, Pszczynę i Czechowice-Dziedzice dojechać do trasy S69 i stamtąd via miejscowości Bystra, Meszna i Buczkowice do dotrzeć po czterech godzinach jazdy do Szczyrku. My wybraliśmy opcję samochodową, by – korzystając z tego, że nieopodal znajduje się też kilka innych obiektów nadawczych – sprawnie przemieszczać się między nimi. W ramach radioturystyki zapraszamy zatem w Beskid Śląski, Żywiecki i Mały.
Zanim dotarliśmy do Szczyrku dojechaliśmy drogą S69 do Żywca, a następnie skierowaliśmy się na wschód – w poszukiwaniu jednego z ciekawszych małych obiektów nadawczych na terenie kraju – do miejscowości Łysina. Jak wskazywała nasza mapa, do tej liczącej według danych z 2010 roku 128 mieszkańców wioski prowadzi jedna droga. Kierując się drogą 946 w stronę Suchej Beskidzkiej należy w Stodolczyskach odbić w lewo i na odcinku dwóch kilometrów przez las z wysokości 480 metrów n.p.m. wjechać na 690 metrów n.p.m. Wszystkich, którzy chcieliby powtórzyć ten manewr ostrzegamy przed samobójcami(?), którzy potrafią wyłonić się zza zakrętu (którego kąt zbliżony jest do 180 stopni) na trzykołowym pojeździe, który z przodu wygląda jak rower dla dorosłych, a z tyłu jak rowerek dla dzieci. Poruszają się oni grupami, więc ominięcie jednego nie gwarantuje, że za chwilę przed maską nie znajdzie się drugi. Pan (chyba) co prawda mijając nas uniósł rękę do góry, ale trudno było zgadnąć czy w geście radości, że udało nam się uniknąć bliskiego spotkania trzeciego stopnia, czy nam wygrażał czy też ostrzegał, że po nim ową próbę podejmują następni… Gdy już udało nam się dotrzeć na górę pozostawiliśmy samochód na przygotowanym przy wjeździe parkingu – mniej więcej sto metrów od obiektu – i zaczęliśmy podziwiać widoki… Trzeba przyznać, że niesamowite… Tymczasem za naszymi plecami – nieopodal domu sołtysa – wznosi się metalowa konstrukcja, na której wiszą dwa dipole. To stąd w świat płynie sygnał Radia Eska Beskidy. Jednak gdy tylko ruszyliśmy w ich kierunku, jak to w małych wioskach bywa, zainteresowała się nami miejscowa ludność. Z jednej strony domu pani spacerująca z wózkiem i pieskiem, starająca się chyba wytłumaczyć maleństwu co to są drgania o amplitudzie 25 metrów. Od drugiej strony zaś dwóch sąsiadów sołtysa budujących płot. Ponownie podziwiając, nieco z przymusu, widoki kątem obiektywu aparatu uwieczniliśmy obiekt do naszej galerii. Wracając czym prędzej podczas zjazdu natknęliśmy się na patrol policji. Do dziś zastanawiamy się czy udał się tam w poszukiwaniu samobójców czy też u kogoś wzbudziła niepokój nasza eskapada.
Kolejnym punktem naszej wyprawy była góra Grojec. Według mapy prowadzi do niej żółty szlak mający swój początek przy Muzeum Browaru Żywiec. Początkowo prowadzi on wzdłuż asfaltowej drogi biegnącej przy ogródkach działkowych i most przez Sołę. Po obejrzeniu tego fragmentu trasy w Google Street View (i widząc w którym miejscu ich ekipa zawróciła) zdecydowaliśmy się jednak wybrać inną drogę – i przez Wieprz dotarliśmy do przysiółka Capuci. Przy prowadzącej tam ulicy Pod Grojcem stoi znak o konieczności zakładania łańcuchów na koła – i nie jest to ani trochę przesadzone. Kąt nachylenia momentami jest taki, że nawet po deszczu można mieć problemy na łysych oponach. Przysiółek Capuci to jedno z tych miejsc, gdzie asfaltowa droga kończy się u kogoś na podwórku. Nie ma tam parkingu ani pobocza, zostawiliśmy więc samochód na nieogrodzonej przestrzeni, obok Toyoty 4x4, która prawdopodobnie służy komuś do pokonywania owych wzniesień. Wchodząc na żółty szlak odbyliśmy pierwsze spotkanie z lokalnym folklorem – tym razem mieszkańcy się nami nie zainteresowali, bo byli zainteresowani sami sobą. Młodzieniec w stroju niedźwiedzia (element zakładany na głowę trzymał jeszcze w ręce) ustalał z siwym panem szczegóły porwania – jak zrozumieliśmy Panny Młodej… Wszak sobota, miesiąc z literką ‘r’, to i wesel zabraknąć nie może… A to tego dnia było pierwsze, ale nie jedyne… Po kilkudziesięciu minutach marszu, momentami wręcz wspinaczki, wśród dolatujących z oddali odgłosów, które mogły być ćwiczeniem owego młodzieńca… ale wcale nie musiały… dotarliśmy na szczyt. Tam ponownie wspaniały widok na Kotlinę Żywiecką… i Telewizyjna Stacja Retransmisyjna Żywiec/Góra Grojec, z której swój sygnał emituje również Program Drugi Polskiego Radia. Przewodniki polecają, aby żółtym szlakiem udać się dalej w kierunku centrum Żywca, my jednak postanowiliśmy wrócić do samochodu. Dotarliśmy tam po kolejnych 20-30 minutach, w czasie których z oddali towarzyszyły nam odgłosy ludowej kapeli. Po młodzieńcu-misiu nie było już śladu. Opuszczając przysiółek mijaliśmy jeszcze tradycyjną bramkę weselną z bramkarzami w strojach ludowych. Na szczęście nie musieliśmy się wykupić i przejechaliśmy bez problemu.
Jako, że godzina była jeszcze młoda – jak owa panna na weselu – celem rozeznania się ruszyliśmy w kierunku miejscowości Rajcza i Ujsoły, gdzie na pobliskich wzniesieniach również można spotkać Telewizyjne Stacje Retransmisyjne. Nie mieliśmy już w planie wdrapywania się do nich, ale choć z daleka ocenienie czy posiadane przez nas zdjęcia są aktualne. Jeszcze przed zachodem słońca, który jesienią zawsze zaskakuje nas zbyt wcześnie, ruszyliśmy z Ujsół w kierunku Szczyrku. W Rajczy – na głównej i jedynej drodze prowadzącej do Milówki – ponownie natrafiliśmy na bramkę weselną. Najpierw nasz niepokój wzbudził człowiek stojący na środku drogi z włączoną piłą spalinową, rżnący leżący na asfalcie kawałek kłody… Grubo – pomyśleliśmy – ale w bezpiecznej odległości, nieco po chodniku wyminęliśmy szaleńca i pojechaliśmy dalej… może z dziesięć metrów. Potem wszystko stanęło na dobre. Z okien samochodu rozpościerał nam się widok na faceta przebranego za pasterkę z kijem i kozą na sznurku, podobnie ubrane dzieci oraz… wiszącą na bramie od posesji dmuchaną afroamerykańską lalkę z sex-shopu… Po kilku minutach, gdy już kierowcy przed nami stracili cierpliwość, okazało się, że młodzi co prawda jechali z przeciwnej strony… ale po tej stronie drogi stało składane krzesło, z którego ubrany w nadmuchiwany strój wykrojony z flagi amerykańskiej delikwent rzucił się pod samochód młodych. Choć rzucił to za dużo powiedziane – po prostu siedział na asfalcie z nogą podłożoną pod koło samochodu. Zanim odjechaliśmy korek zdążył już urosnąć do kilkudziesięciu samochodów…
Do Szczyrku dotarliśmy już dość późno… i rozpoczęliśmy poszukiwania noclegu. Taką metodę jesteśmy w stanie polecić jedynie lubiącym adrenalinę… Okazało się, że w mieście odbywa się jakiś branżowy zjazd i generalnie wszystkie tańsze miejsca noclegowe są zajęte… Na nic zdało się najpierw chodzenie od pensjonatu do pensjonatu, a potem szukanie przez internet w komórce i dzwonienie… Nie ma i już. Ostatnią nadzieją był GPS z bazą noclegową. Zadzwoniliśmy pod pierwszy znaleziony numer, którego nie znaleźliśmy wcześniej w globalnej sieci. Odebrała starsza pani i już na samym początku wyraziła zdziwienie tym, że znaleźliśmy gdzieś jej numer. Na początku była dość niechętna, ale ostatecznie zgodziła się na udzielenie noclegu. Nie mogła też uwierzyć, że jesteśmy gotowi zapłacić pięć złotych więcej za to, żeby pokój był z łazienką. Później okazało się, że to syn przygotował jej trzy kwatery do wynajęcia, ale ona woli kisić ogórki dla knajpy w pobliżu. I rzeczywiście ten charakterystyczny zapach roznosił się po całym domu…
Wieczorem w Szczyrku z całą pewnością polecić można spacer po deptaku nad Żylicą. Nad ranem, mając dość ogórków kiszonych na najbliższych kilka miesięcy, wyruszyliśmy na miasto. Mimo iż sposób, w jaki spędziliśmy ostatnie kilkanaście godzin na to nie wskazywał (a może to te ogórki?), liczba obserwowanych w mieście turystów co najmniej nam się podwoiła. Ale nie, wszystko jest w porządku. Sądząc po rejestracjach samochodów to między innymi mieszkańcy Bielska-Białej przyjechali tam skorzystać z ciepłej, choć wietrznej pogody. Po opuszczeniu gospodarstwa ruszyliśmy na poszukiwania miejsca parkingowego w pobliżu wyciągu na Skrzyczne. Tuż przy kasach znajdują się dwa płatne parkingi, ale miasto umożliwiło również bezpłatne parkowanie wzdłuż ulicy… Choć znalezienie wolnego miejsca graniczy tu czasem z cudem. Po kilku minutach poszukiwań udało się i spokojnym krokiem ruszyliśmy pod wyciąg. Jako, że tego samego dnia planowaliśmy dotrzeć z powrotem do Warszawy zdecydowaliśmy się na wersję soft – wjazd kolejką, a czy zejście czy zjazd zależeć miało od rozwoju sytuacji. Gdybyśmy zdecydowali się na któryś ze szlaków, wyrypa (w obie strony) trwałaby cztery-pięć godzin. Posileni oscypkami (tudzież łoscypkami) stanęliśmy w kolejce do kasy. Według wcześniejszego rozeznania wjazd na samą górę kosztować miał 15 złotych, zjazd tyleż samo. I kosztowałby… gdyby nie wiatr, który unieruchomił górny odcinek krzesełka. Szybka decyzja – jedziemy do stacji przesiadkowej i zobaczymy co dalej. Kupujemy, siadamy, jedziemy – fakt, wieje całkiem nieźle… to co musi się dziać wyżej… Na Jaworzynę dotarliśmy po kwadransie. RTON mimo wiatru udało się stamtąd uchwycić, ale schronisko, gdzie niedawno stanęła konstrukcja Radia Bielsko z tego miejsca było nie do zobaczenia… Szybka narada i ruszamy w górę stoku. Idąc niebieskim szlakiem – początkowo znaki były niewidoczne – po kilkunastu minutach doszliśmy do wyciągu orczykowego. Tam kąt nachylenia jeszcze wzrósł, ale to już nie to miejsce, w którym można by się było poddać. Poszliśmy dalej. Gdy tak kamień po kamieniu zdobywaliśmy kolejne metry minął nas schodzący góral z instrumentami… ale nie było to jedyne zaskoczenie tego popołudnia… Z każdą minutą widoczna przed nami wieża stawała się coraz większa i ujawniała coraz więcej swoich szczegółów. Po kolejnych minutach wdrapywania się dotarliśmy na szczyt. Po niespodziewanym napływie energii przystąpiliśmy do fotografowania wieży Emitela i rożna, przy którym stanęła rura z anteną Radia Bielsko. Z podgrzanych setką watów kiełbasek nie skorzystaliśmy (mimo iż były o złotówkę tańsze niż te w schronisku trzydzieści metrów dalej), ale nie to nas wystraszyło, tylko wiatr, który nie pozwoliłby nam zjeść w spokoju. Poza tym w schronisku był większy wybór – polecamy zupę cebulową z grzankami oraz pierogi skrzyczeńskie (z bryndzą i ziemniakami), tamtejszą specjalność. Trzeba tylko pilnować kiedy wydawana jest nasza porcja, bo nie ma tam znanych na nizinach numerków. W efekcie nasze skrzyczeńskie wzięła pani, która chciała pierogi z mięsem… i później robiła jeszcze awanturę, że nie takie zamawiała… Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy żwawym krokiem w dół, wszak dolny odcinek kolejki również mógł zakończyć pracę z uwagi na wiatr, a wówczas nie zdążylibyśmy na czas do Warszawy. Schodząc tym razem natknęliśmy się na… Parę Młodą mającą na stoku sesję fotograficzną. Nie wiemy jak Panna Młoda w sukni i na obcasach pokonała tę trzystumetrową różnicę wzniesień… a jeśli udało jej się jeszcze wjechać, to wolimy nie wiedzieć jak później w tym stroju schodziła. W każdym razie na pewno był to dla Młodych niezapomniany dzień! Dla nas też! Bezpiecznie zjechaliśmy na dół i ruszyliśmy w stronę Warszawy.
Comments
"blisko sześćdziesięciotysięcznej" - panie Krzyśku, jakieś 10 razy mniej ;)
Ups. Od razu pomyślałem o tych turystach ;) Dzięki! Już poprawiłem.
Bardzo dobry artykuł panie Krzysztofie,oby takich więcej.Widoki bardzo fajne,więcej dowiedziałem się o tym obiekcie,a najśmieszniejsze było to jak ten jeden wystawiał tą lalkę za płot.
PS:Słucham teraz PR Katowice na streamie,nadawanego właśnie z tego obiektu.