Wydarzenia, które przedstawimy w tym odcinku „Radiowych adresów” miały miejsce w czasach, gdy niepubliczne stacje radiowe w Polsce można było policzyć na palcach dwóch rąk, a jeśli już ktoś odbierał w telewizorze trzeci program, to była to najpewniej telewizja radziecka. Do spotkania Henryka Pachy – krótkofalowca, dziennikarza radiowego i telewizyjnego, propagatora radiokomunikacji amatorskiej – i Ryszarda Stokłosy – dziennikarza „Sztandaru Młodych” będącego w latach osiemdziesiątych korespondentem w Berlinie Wschodnim, późniejszego członka SLD – musiało dojść w roku 1990. Zapadły na nim ustalenia prowadzące do stworzenia we Wrocławiu pierwszej niepublicznej rozgłośni radiowej. Jak wspomina Jacek Fudała, który jako pierwszy dołączył do redakcji muzycznej, za część finansową mieli odpowiadać politycy SdRP – Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller. Radio miało stawiać na lokalność ze szczególnym uwzględnieniem ruchu drogowego. Plany były bardzo ambitne – nad realizacją pomysłu miała czuwać rada złożona z przedstawicieli policji, straży pożarnej, miejskich i wojewódzkich wydziałów komunikacji oraz Caritasu. Po kilku latach do radia miała dołączyć druga – po PTV Echo – lokalna telewizja. Stąd też wzięła się nazwa projektu – RTS, czyli Radio Telewizja Silesia.
Wykorzystując znajomości we wrocławskim Zakładzie Radiokomunikacji i Teletransmisji Henryk Pacha uzyskał nieformalną zgodę na emisję testową na „zachodniej” częstotliwości 100,2 MHz, która docelowo przeznaczona była dla Polskiego Radia. Publiczny nadawca nie śpieszył się jednak z wprowadzeniem w życie ustaleń z konferencji radiowej, która odbyła się w Genewie w roku 1984. Panowie wynajęli też od wojska niewielki budynek, w którym przed laty mieściła się zagłuszarka programu Radia Wolna Europa. Był on zlokalizowany na obrzeżach Wrocławia pod adresem Grabiszyńska 337E. „Kiedy jedzie się ulicą Grabiszyńską od centrum w stronę Oporowa, po prawej stronie jest cmentarz Grabiszyński” – wspomina Jacek Fudała – „Tuż za murem cmentarnym w prawo odbija nieutwardzona droga, która prowadzi do celu”. W 1991 roku wokół widoczne były jeszcze ślady po radiowej przeszłości tego miejsca. „Istniejące pole antenowe od obiektu nadawczego było już ruiną ze sterczącymi butwiejącymi słupami drewnianymi” – dodaje Karol Tusznio, szef techniki od listopada 1991 roku, który do RTS-u trafił z Radia Wrocław – „Były tam konstrukcje anten dipolowych typu Nadienienki o rozmiarach świadczących o pracy także w zakresie średniofalowym. Wszystko to znajdowało się kilkadziesiąt metrów od budynku. Pod tymi słupami rozłożyły się ogródki działkowe wojskowych i ich rodzin”. Sam budynek przed startem projektu został wyremontowany i dostosowany do potrzeb radia oraz telewizji. „Był to parterowy, podłużny barak, w jednej trzeciej podpiwniczony” – mówi Robert Błaszczyk współpracujący później z redakcją młodzieżową – „Było tam jakieś czternaście pomieszczeń – studio z samorealizacją, spikernia, pomieszczenie produkcyjne w końcowej części budynku, naprzeciwko redakcja, a za nią pokój technicznego. W przedniej części obiektu urzędował zarząd i administracja, była też niewielka sala konferencyjna i łazienki z prysznicami”. Nieco inaczej ten rozkład zapamiętał Jacek Fudała: „Środkiem biegł korytarz, a po obu stronach były pomieszczenia. W pierwszym po lewej był nadajnik, po prawej stronie biura i pokoje redakcyjne. Za nimi reżyserka i studio. Po lewej stronie było większe pomieszczenie przeznaczone na potrzeby przyszłej telewizji. Wszystko było schludne, czyste, odmalowane. Studia, ściany, jak i blaty stołów w nich, były wytłumione wykładziną podłogową – nie było to w pełni profesjonalne, ale działało”. Podobnie było ze sprzętem – „RTS posiadał wielki, toporny mikser estradowy Vermona z krótkimi potencjometrami suwakowymi, CD Technics Hi-End, wzmacniacz i kolumny Technics (odpowiednio SU-V670 i SB-C450), magnetofon dwukasetowy tej samej firmy (model RS-TR265) oraz ściągnięte z radia publicznego, wycofane z eksploatacji, studyjne magnetofony MS 172 z niemieckim mechanizmem i polską elektroniką firmy Fonia” – wspomina Karol Tusznio – „W studiu mikrofony z Tonsilu z zasilaniem bateriami 6 V w środku, z którymi był wieczny problem”. Sygnał nadawany był przez zestaw firmy Rhode & Schwarz złożony z excitera SU115, wzmacniacza VU215 i kodera RDS z mechanicznie załączaną flagą TA. Radio dysponowało też kontrolnym dekoderem RDS. Złożony z dwóch dipoli system antenowy firmy ANEX Andrzej Postawka zainstalowany został na trzydziestometrowym maszcie kratownicowym wojskowej radiolinii R404.
Pierwsza próbna emisja – z mocą 20 W i jeszcze bez RDS-u – miała miejsce 15 grudnia 1990 roku o godzinie 11:30. Trwała pięć godzin. 17 grudnia w godzinach wieczornych moc zwiększona została do 100 W, a dzień później dołączył RDS. Od tego momentu nadajnik – z kilkoma wyjątkami – pracował codziennie, choć w różnych godzinach. 22 stycznia 1991 roku o godzinie dziesiątej po raz pierwszy na antenie pojawiło się pasmo z własnymi zapowiedziami i muzyką. „Prywatna telewizja Echo we Wrocławiu ma konkurenta na falach radiowych. Na paśmie 100,2 MHz można przez 6 popołudniowych godzin odbierać program muzyki stereofonicznej, przeplatanej serwisem informacyjnym. Nadaje go prywatna stacja RTS” – odnotował 11 marca 1991 roku Dziennik Dolnośląski opierając się na depeszy Polskiej Agencji Prasowej. Pozostały czas wypełniał Program Trzeci Polskiego Radia. Równolegle rozpoczęły się poszukiwania dziennikarzy. „Redakcji właściwie jeszcze nie było, był zatrudniony tylko realizator” – wspomina Jacek Fudała. „Byłem drugim pracownikiem, który pojawił się z ogłoszenia w RTS” – dodaje Wojciech Janicki, późniejszy szef, dziś w Radiu Wrocław – „Pierwszym był Jacek. Ogłoszenie ukazało się na stronach tekstowych Telewizji Echo, też wtedy zaczynającej działalność”. Potem przyszli kolejni – Piotr Sworakowski, Piotr Welc, Tomasz Zuterek... „To były czasy mocno dziewicze, jeżeli chodzi o pracę w radiu” – mówi Janicki – „Nikt nie miał doświadczenia oprócz oczywiście wielkich chęci i poświęcenia”. Dla tej pierwszej ekipy zorganizowane zostały szkolenia z udziałem dziennikarzy Radia Wrocław.
Radio umożliwiało spełnianie marzeń – tych wypowiedzianych i tych skrytych. Dotyczyło to również redaktora naczelnego, którym został Henryk Pacha. „Już niedługo policjant na skrzyżowaniu będzie się mógł połączyć bezpośrednio z naszym radiem i nadać kierowcom komunikat o wypadku, awarii i ewentualnych objazdach” – opowiadał w Dzienniku Dolnośląskim z 22 marca 1991 roku. Z dalszej części artykułu wynikało, że program miał być nadawany po polsku, niemiecku i angielsku. Szacowany przez gazetę koszt uruchomienia rozgłośni to trzy i pół miliarda złotych. Dla porównania minimalne wynagrodzenie wynosiło w tym czasie 550 tysięcy złotych. Do spełnionych marzeń można też na pewno zaliczyć bezpośrednią transmisję z 48. Rajdu Polski, który rozgrywał się na Dolnym Śląsku. Impreza odbywała się od 6 do 9 czerwca 1991 roku. Z perspektywy czasu trzeba jednak powiedzieć, że w projekcie pokładano zbyt duże nadzieje mając do dyspozycji zbyt skromne możliwości – „kiepski zasięg, łączenie anteny z Trójką, zachodni UKF...” – wymienia Robert Błaszczyk – „O radiu mało kto wiedział”.
Jakoś pomiędzy wrześniem a listopadem 1991 roku w radiu pojawił się inwestor – Franciszek Wojtyna, 34-letni biznesmen spod Zielonej Góry. Wtedy też zmieniła się nazwa z RTS na Frank, a założyciele stacji zniknęli z pola widzenia. Był to czas rewolucji technicznej i organizacyjnej. Na etat zatrudnieni zostali Wojciech Janicki – szef, Karol Tusznio – szef techniki oraz Jan Świątkiewicz, realizator z pierwszej ekipy. Kupiony został włoski mikser DJ-ski z tłumikami 100 mm z autoduckiem i faderstartami, dwa kompakty Technics SL-PS50 z AutoCue, dwa stereofoniczne całośladowe – na taśmę radiową – przenośne magnetofony Revox B77 ze startami mechanicznymi oraz dwa magnetofony TEAC na szpule metalowe i cienkie taśmy magnetofonowe – jeden dwu-, drugi czterośladowy (X2000M i X2000R). Pojawił się też komputer DX486. Radio zmieniło się również muzycznie – pula kilku płyt kompaktowych z Peweksów uzupełniona została o sztangi po 50 sztuk z nowościami z Berlina. Po okresie zachłyśnięcia się zmianami problemy finansowe powróciły. „Pojawiłem się tam na antenie w marcu 1992 roku. Już wtedy nie działo się tam finansowo dobrze” – wspomina Robert Błaszczyk. „Do radia przestały przychodzić nowe płyty” – dodaje Karol Tusznio – „ubywało też sprzętu, który był zajmowany przez wierzycieli w ramach regulacji zaległości”. Na antenie były co prawda obecne reklamy, ale miały raczej formę artystyczną. W tym czasie rozwijała się też redakcja młodzieżowa, w której studenci i uczniowie pracowali za darmo. „Gdy pod koniec programu powiedziałem, że redakcja chętnie powiększy się o nowych młodych radiowców, w kolejnej audycji miałem już w studio kilka kolejnych chętnych” – wspomina Błaszczyk – „W ciągu dwóch miesięcy program z trzydziestu minut rozrósł się do czterech godzin”. Na antenie pojawiały się też programy Chrześcijańskiej Grupy „Plus” kierowanej przez Mirosława Dulębę – dziś w Trans World Radio Polska. Jeszcze większą skalę problemy osiągnęły latem 1992 roku. „Wojtyna zainwestował w organizację festiwalu w swoim rodzinnym mieście. Inwestycja nie wypaliła i stracił na tym pieniądze” – wspomina Jacek Fudała. „Była to seria koncertów pod nazwą Frank Division Festival, którą osobiście na antenie radia reklamowałem” – dodaje Błaszczyk – „Grali tam wszyscy wielcy ówczesnej sceny”. Mniej więcej w tym samym czasie emisję na przewidzianej dla Polskiego Radia częstotliwości 100,2 MHz ze swojego obiektu przy ulicy Krasińskiego rozpoczął ZRiT. Skończyło się na tym, że policja, która według pierwotnych planów miała ściśle współpracować ze stacją, zaczęła ją ścigać. Nadawca stawał przed kolegium do spraw wykroczeń najpierw za piracką emisję, a później za zagłuszanie nadawanego zresztą w przeciwfazie Programu Trzeciego Polskiego Radia. Interesy Franka przed tą instytucją reprezentował mecenas Leszek Maj. Ostatecznie Frank musiał znaleźć sobie nowe miejsce w eterze, ale był to już początek końca. Wkrótce umowę najmu budynku przy Grabiszyńskiej wypowiedziało wojsko, co bezpośrednio doprowadziło do zamknięcia Radia Frank. Stało się to na przełomie października i listopada 1992 roku. Ekipa tworząca stację podzieliła się – część zaczęła tworzyć stabilną finansowo i istniejącą do dziś Eskę Wrocław, inni poświęcili czas i energię na kontynuację Franka pod nazwą RTF Radio Serc. Ale to już historia na osobny odcinek...
Działka przy Grabiszyńskiej 337E na dobre nie pożegnała się jednak z radiem… Niecałe pięć lat później – wiosną 1998 roku – stanął tam... dźwig budowlany. „Miał ramię podniesione ukośnie w górę, a na nim wisiał jeden dipol – jako antena nadawcza” – wspomina Witold Papierniak z Politechniki Wrocławskiej, autor artykułów i książek poświęconych dolnośląskim obiektom nadawczym – „I tak nadawało Radio Klakson, chyba nawet do dwóch lat”. Dziś żadne radiowe ślady już tam nie zostały, a w budynku mieści się niepubliczny żłobek „Tropiciele Przyszłości”.
Powyższy odcinek „Radiowych adresów” wyjątkowo nie jest zilustrowany zdjęciami pochodzącymi z okresu działalności radia. Dotarcie do nich okazało się trudniejsze niż odtworzenie historii stacji. Wiele pamiątek z tamtego okresu zostało zniszczonych w czasie powodzi tysiąclecia, która nawiedziła Wrocław w roku 1997. Inne pozostają skryte w domowych archiwach. Aby choć trochę przybliżyć jednak klimat tamtych dni przedstawiamy anegdotki, którymi podzielili się z nami pracownicy Franka.
* * *
Jacek Fudała:
Na antenie radia usłyszałem numer telefonu, zadzwoniłem i umówiłem się na spotkanie. Już podczas tej pierwszej wizyty w radiu po wstępnej rozmowie pan Pacha zaprosił mnie, studenta z ulicy, do studia i przeprowadził wywiad na żywo na antenie! Byłem w szoku, że to tak bez przygotowania i pewnie dlatego nie pamiętam treści tej rozmowy. W tamtych latach niektóre rzeczy działy się błyskawicznie!
* * *
* * *
Jacek Fudała:
Początek lat dziewięćdziesiątych – nie było wytwórni płytowych, żadnej promocji, normalnych sklepów muzycznych, a kompakty były w Peweksie za 15 dolarów sztuka. Jedną z dosłownie KILKU płyt w radiu był album zespołu Heart z przebojem „All I wanna Do Is Make Love To You”. Z konieczności ta muzyka leciała niemal na okrągło, puszczana przez realizatora, śp. Jasia Świątkiewicza.
* * *
* * *
Robert Błaszczyk:
Zaczynamy pierwszy wspólny program Redakcji Młodzieżowej. Za sterami Piotr Jaśniewicz, ja przed mikrofonem. Przez cały dzień rozgłośnia transmitowała w tzw. „zachodnim paśmie” Program 3 Polskiego Radia. Jest marcowy piątek w 1992 roku. Swój program w Trójce kończy Marek Niedźwiecki. Lista przebojów, a na pierwszym miejscu grupa Queen i „These Are The Days Of Our Lives”. Skoncentrowałem się, muzyka wybrzmiała, usłyszałem w słuchawkach dżingiel radia, a sekundę później powiedziałem „Dobry wieczór, tu Redakcja Młodzieżowa Radia Frank”. Miałem 17 lat i głos tak inny od spokojnego profesjonalisty Marka Niedźwieckiego, że zupełnie mnie zatkało. Pamiętam, że podałem numer telefonu do studia i nagle zaczęła się lawina połączeń. Ludzie byli zachwyceni tym, że Frank nadaje nowy program i to dla młodzieży.
* * *
* * *
Robert Błaszczyk:
Po trzeciej audycji Redakcji Młodzieżowej Radia Frank, a początkowo obywały się one tylko w piątki, tuż po weekendzie zaczepia mnie w moim liceum na korytarzu nauczycielka. Pytała jak to możliwe, że zajęcia skończyły się o czternastej, a mnie słyszała w Trójce pod wieczór, jak się dostałem do Warszawy i kiedy się przygotowałem do tego programu, skoro cały dzień rano byłem w szkole? Zaimponowało mi to, ale powiedziałem, że nadajemy z Wrocławia.
* * *
* * *
Robert Błaszczyk:
Pasmo zachodnie UKF było wówczas niespecjalnie popularne. W sklepach RTV nie było wynalazków, które by pozwalały takie fale odbierać. Sklepy elektroniczne miewały rodzimej roboty przejściówki. Ale na bazarach już trwała era radiobudzików z RFN i tzw. „jamników”. Te ostatnie brzmiąc jak stare telefony, migały światełkami i nawet pozwalały nagrywać kasety. Mój „jamnik” niewiele wytrzymał, a wieża nie miała zachodniego pasma. A przecież nie wypada nie słuchać własnego radia! Udałem się zatem autostopem do nieodległej Świdnicy. Tam umówiłem się, że dostanę wysokiej jakości stereo radiobudzik, który rzekomo pokazywał godzinę i miał wyświetlacz w kolorze bursztynu. Rarytas i już! Z wymarzonym sprzętem w dłoniach stanąłem na obrzeżach miasta. Chciałem wracać PKS-em. Nadszedł wieczór. Nie pamiętam czy limity finansowe czy zwykła chęć przygody pchnęła mnie do machania ręką przy drodze. Zatrzymała się niewielka ciężarówka. Chciałem przekonać kierowcę, żeby wziął mnie do kabiny, powołując się na to, że pracuję w radiu. Kierowca słuchał Franka! Miał stare niemieckie auto z radiem w komplecie, to i nic innego nie odbierał. Ucieszył się i wygonił mnie na pakę. Po drodze dosiadło się tam jeszcze z dziesięć osób! Kierowca zamiast zapytać gdzie mnie wysadzić, był uprzejmy zawieźć mnie pod samo radio. W ramach zapłaty zażyczył sobie piosenkę i dedykację. Stało się jak chciał, a ja spokojnie mogłem po powrocie do domu oddać się nieprzerwanemu słuchaniu radia. Własnego radia!
* * *
Nieocenioną pomocą przy tworzeniu tego artykułu służyli: Robert Błaszczyk, Karol Tusznio, Jacek Fudała, Wojciech Janicki i Mirosław Dulęba. Podziękowania dla Użytkownika RATM za aktualne zdjęcie budynku, w którym mieściło się radio.
Comments
There are no comments