RadioPolska.pl - Jeszcze więcej radia!

Jeszcze więcej radia!

(21) Warszawa, Kredytowa 1; Zielna 25; Puławska 2

„Halo, halo! Tu mówi Warszawa!”. Przedwojenne radio we wspomnieniach i relacjach

12-01-2014
Krzysztof Sagan
Radiowe adresy: (21) Warszawa, Kredytowa 1; Zielna 25; Puławska 2

„I oto dziś dochodzi nas wieść radosna – radiofon polski został zapoczątkowany przez podpisanie odnośnego dokumentu urzędowego”. Kiedy Stanisław Odyniec, współzałożyciel czasopisma Radio-Amator, wypowiadał te słowa do mikrofonu próbnej stacji radionadawczej Polskiego Towarzystwa Radiotechnicznego spółka Polskie Radio nie miała jeszcze ani studia, ani pracowników. Był 18 sierpnia 1925 roku. „Towarzystwo w najbliższym czasie, jeszcze przed załatwieniem formalności prawnych, przystąpi do budowy w Warszawie stacji mniejszej mocy, która zacznie funkcjonować przypuszczalnie w grudniu. Równocześnie Towarzystwo rozpocznie budowę stacji dużej mocy, po uruchomieniu której mniejsza stacja zostanie przeniesiona do Krakowa. Nastąpi to prawdopodobnie w ciągu ośmiu miesięcy od daty dzisiejszej” – mówił dalszy ciąg komunikatu. Terminów tych nie udało się dotrzymać. Dłużej niż przypuszczano trwały też poszukiwania pomieszczeń na studio i redakcję. Istotną kwestią była tu lokalizacja – pamiętano bowiem o problemach związanych z dotarciem artystów na obrzeża miasta – wielkość oraz natężenie ruchu, które mogło być słyszalne na antenie. Odpowiednie – jak się wydawało – miejsce udało się znaleźć dopiero na początku 1926 roku.

Siedziba Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Dawna siedziba Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie. Rok 2013

Wybór padł na zlokalizowany w Śródmieściu – nieopodal Pałacu Saskiego – blisko 70-letni budynek Towarzystwa Kredytowego Ziemskiego przy ulicy Kredytowej 1. I to właśnie stąd, z dużego, jedynego zresztą studia na czwartym piętrze, 18 kwietnia 1926 roku o godzinie 17:00 odezwała się Janina Sztompkówna: „Halo, halo. Polskie Radio Warszawa, fala 480 metrów”. W uroczystym otwarciu stacji udział wzięli ówczesny premier i minister spraw zagranicznych dr Aleksander Skrzyński, minister wyznań religijnych i oświecenia publicznego prof. Stanisław Grabski oraz prezes zarządu Polskiego Radia Tadeusz Sułowski i jego naczelny dyrektor Zygmunt Chamiec. Potem – jak podaje za Radioamatorem nr 8 z 1926 roku historyk radia Maciej Józef Kwiatkowski – przyszła pora na  część artystyczną. W niej prof. Stanisław Niewiadomski wygłosił odczyt o Chopinie, śpiewała Adela Cornte-Wilgocka, a Stefan Jaracz odczytał fragment „Popiołów”. Wydarzenie to zostało odnotowane zarówno przez prasę branżową, jak i popularną. Tygodnik Ilustrowany nr 17 z 24 kwietnia 1926 roku pisał: „Studio – sala, w której odbywają się produkcje artystyczne i wykłady, zbudowana jest według najnowszych wymagań techniki ze specjalnem uwzględnieniem zagadnień akustyki i mieści się przy ul. Kredytowej Nr. 1. Wiązania stropu i ścian oraz podkreślające akustykę szczegóły sklepienia zasłonięte zostały gustowną dekoracją, wykonaną przez art. mal. A. Pronaszkę. Mikrofon ulokowany jest w tej Sali w punkcie silnym akustycznie”. Nieco dokładniej wyposażenie techniczne rozgłośni opisuje Stanisław Miszczak w książce „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”: „Objętość studia wynosiła nieco ponad 100 m3, a więc było ono niewiele większe od dużego pokoju mieszkalnego. Jego wyposażenie stanowiły dwa mikrofony Sykes-Marconi. Były to mikrofony typu magnetycznego, w których membranę tworzyła płaska cewka z drutu aluminiowego poruszająca się w silnym polu elektromagnesu. Sygnał mikrofonowy był przenoszony poprzez 8-stopniowy wzmacniacz oporowy na miejską linię telefoniczną, łączącą studio z radiostacją”.

Jedyne studio Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”) Studio Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Kącik w jedynym studiu Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”)

Ze tego jednego studia przy Kredytowej nadawano praktycznie cały warszawski program – koncerty mniejszych i większych orkiestr, odczyty i zapowiedzi spikerskie. Choć zdarzały się też akcje specjalne. Tak było w sylwestra 1926 roku, kiedy obok koncertu ze studia nadawano relacje z terenu. Pismo codzienne ABC z 30 grudnia 1926 roku pisało: „Do szeregu wzruszeń współczesnego człowieka przybywa obecnie nowe. Radjosłuchacze w tym roku słuchać będą Sylwestra z wielu miejsc naraz: podobno mikrofon Polskiego Radja wędrować będzie po ulicach Warszawy i o ile chwyci coś, co wzruszyć albo naprawdę rozśmieszyć by mogło, nada to wprost z ulicy drogą kuntsztyków technicznych, w których celuje cały wydział techniczny Polskiego Radja. [...] Innego jeszcze rodzaju niespodzianka, również z kategorii najzupełniej nowych wzruszeń, mianowicie: mikrofon w studjo wędrować będzie po falach rozmaitych długości i na każdej fali zatrzyma się przez chwilę, ażeby posłuchać i retransmitować w okresach jednominutowych Sylwester wszystkich stacyj nadawczych świata”. Jak w późniejszym czasie wyglądały takie retransmisje zdradził w rozmowie z pismem Wiadomości Włochowskie nr 9 z 7 kwietnia 1929 roku współpracownik Polskiego Radia, p. Opiela, w którego mieszkaniu zainstalowany został ośmiolampowy odbiornik. „Podstacja Włochowska służy do chwytania fal zagranicznych i telefonicznego ich przesyłania do stacji głównej. W Warszawie zbyt wielu jest radjoamatorów, zbyt wiele silnych stacyj odbiorczych (każdy aparat jest stacją odbiorczą), aby można było dokładnie słyszeć audycje; audycje przejmowane z zagranicy nazbyt wiele straciłyby na swej mocy i czystości. [...] Berlin, Londyn, Kopenhaga, Wiedeń, Budapeszt, Medjolan, Rzym, Turyn, Barcelona – to wszystko miasta, których głos codzień słyszę w tym maleńkim przyrządziku zwanym słuchawką i których dźwięki tak często przez podstację Włochowską rozpowszechniane są wśród radjosłuchaczów naszego kraju”.

Amplifikatornia Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”) Amplifikatornia Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”)

Wkrótce okazało się, że warunki przy ulicy Kredytowej nie są jednak tak komfortowe, jak to się wydawało w kwietniu roku 1926. Już trzy lata później – 14 kwietnia 1929 roku – „Tydzień Radjowy” pisał: „sala nadawcza i biura znajdowały się na 4. piętrze przy ul. Kredytowej nr. 1 z dość trudnem dojściem, gdyż przez podwórze po mało wygodnych schodach. Nieodpowiadała też ani słaba stacja, ani też lokale nadawcze stolicy państwa. W lutym 1927 r. przeniesiono tę stację do Krakowa i wystawiono na forcie mokotowskim nową stację również fabrykatu Marconi o sile 10 kw., a zatem już odpowiedniejszą co do mocy dla stołecznego i centralnie w państwie położonego miasta. Jedynie sala nadawcza i biura nie były jeszcze odpowiednie, tak pod względem położenia, jakoteż wyposażenia”. W podobnym tonie pisała Gazeta Radjowa, dodatek do Codziennej Gazety Handlowej nr 188 z 17 sierpnia 1935 roku: „Dzisiejsze studjo radjowe nie jest podobne do studja z przed 8 laty. Wówczas sale, z których nadawało się muzykę, były stosunkowo szczupłe. Nasze studjo radjowe, pierwsze w Polsce przy ul. Kredytowej 1, miało wymiary niedużo większe od przeciętnego salonu w zamożnym mieszczańskim domu. Oczywiście, ta szczupłość studja spowodowała, że musiano wyeliminować zupełnie wszelki pogłos, wszelkie odbicie dźwięku. Nazywało się to tłumieniem dźwięku, a osiągane bywało za pomocą szeregu grubych dywanów i zasłon z filcu, pluszu, korka, porowatej gumy i całego szeregu płócien. W konsekwencji otrzymywano tak silne tłumienie, że zmieniało ono barwę, fałszowało tony niektórych instrumentów. Mikrofon w takiem studjo, nawet przy stosunkowo dużej orkiestrze, nie był nigdy przekrzyczany, materiały jednak używane do tłumienia, tak silnie pochłaniały alikwoty dźwięków, że muzyka z głośnika brzmiała głucho i bezbarwnie”. W późniejszym okresie w książce „Tu Polskie Radio Warszawa” Maciej Józef Kwiatkowski zwrócił uwagę na jeszcze jeden problem występujący w siedzibie na ulicy Kredytowej: „w najgorszych warunkach studyjnych pracowała Rozgłośnia Warszawska, dysponująca jednym studiem, z którego szły wszystkie audycje z rozgłośni: słowne i muzyczne oraz zapowiedzi spikerowskie. Układający program musiał brać pod uwagę czynnik wydawało się błahy, który jednak urastał do rozmiarów problemu: sprawę wietrzenia studia”. Dodatkowym czynnikiem był stale wydłużający się dzienny czas emisji programu.

Wejście do Polskiego Radia przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Poczekalnia dla artystów występujących w Polskim Radiu przy ul. Kredytowej 1 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”)

Problem był palący, a ówczesna sytuacja lokalowa w Warszawie nienajlepsza. Do tego dochodziły specjalne wymagania, które przyszła siedziba Polskiego Radia musiała spełniać. Ostatecznie w połowie 1928 roku zdecydowano się na wybudowany w 1911 roku siedmiokondygnacyjny gmach o dość bogatej historii, wybudowany dla Stowarzyszenia Wzajemnej Pomocy Subiektów Handlowych Wyznania Mojżeszowego Warszawy. W 1918 roku odbył się w nim zjazd zjednoczeniowy SDKPiL i PPS-Lewicy powołujący do życia Komunistyczną Partię Robotniczą Polski. Później mieściło się tam kasyno Francuskiej Misji Wojskowej i Związek Pracowników Handlowych i Biurowych. Tak o nowej siedzibie pisał Tydzień Radjowy nr 16 z 14 kwietnia 1929 roku: „W ostatnim czasie wydzierżawiono też gmach przy ul. Zielnej nr. 25 o chwilowo wolnych trzech piętrach, gdzie się zamierza urządzić godne stolicy i placówce kulturalnej sale nadawcze i przynależne biura. Prócz bardzo wielkiej sali będą znajdować się też 4 mniejsze sale nadawcze, zatem razem 5 studjów, co jest mimo to dość skromne wobec stacyj zagranicznych”. Nieco więcej o otwartej 4 maja 1929 roku napisał po latach Stanisław Miszczak w „Historii radiofonii i telewizji w Polsce”: „Największe studio miało objętość 1050 m3. Mieściło się ono na poziomie pierwszego piętra i było przeznaczone dla większych zespołów orkiestralnych. [...] Jeśli chodzi o amplifikatornię, to została ona wyposażona w komplet nowych wzmacniaczy, łącznicę ruchu, tablicę komutacyjną oraz stół manipulacyjno-kontrolny”. A tak siedzibę przy Zielnej zapamiętał Tadeusz Bocheński, wieloletni spiker Polskiego Radia. Swoje wspomnienia zawarł w artykule „Na ulicy Zielnej” opublikowanym w numerze 41 tygodnika Stolica z 14 października 1962 roku. „Przez drzwi frontowe wchodziło się z ulicy do obszernego hallu, którego znów osobliwością było to, że informatorem w okienku vis-a-vis wejścia był pracownik Radia kol. Sierzputowski, który w przerwach pomiędzy wydawaniem przepustek i udzielaniem informacji, parał się piórem, zasilając program radiowy wcale udanymi tekstami do audycji słuchowiskowych. Z hallu prowadziły schody na pierwsze piętro, gdzie prócz kilku pokoi biurowych, znajdowało się główne, tzw. wielkie studio muzyczne, dalej studio dla audycji kameralnych i odczytowe dla prelegentów. Na drugim piętrze mieściło się tzw. studio literackie, skąd nadawane były słuchowiska i cały dział techniczny. Miniaturowe studio spikerowskie wbudowane było pomiędzy ściany i balkon studia muzycznego z wejściem przez pokój inspektora i dopiero niewiele lat przed wojną zostało przeniesione do tego pokoju, zwiększając przestrzeń życiową spikerów o kilkanaście metrów kwadratowych. Okna uszczelnione materacami wychodziły na ulicę i jeśli nie przenikał przez nie gwar do wewnątrz, to chyba tylko dlatego że ul. Zielna nie była żadną wielką arterią przelotową, a pozbawioną tramwajów i innych hałaśliwych środków lokomocji cichą boczną ulicą. Zanim przenieśliśmy się do pokoju inspektorskiego, małe studio pod balkonem służyło nam – spikerom przez czas dłuższy. I wcale nie czuliśmy się pokrzywdzeni z tego powodu. Może obcowanie sam na sam z mikrofonem w małym pomieszczeniu stwarzało nawet pozory większej intymności. To w tym studiu zabrzmiała kiedyś wieczorem z głośnika w czasie nadawania muzyki tanecznej z lokalu pewna nieparlamentarna propozycja rzucona do mikrofonu przez zawianego gościa, z czego śmieli się potem wszyscy radiosłuchacze, gdyż zaskoczony spiker (w mojej osobie) w tym momencie zakończył przed czasem program radiowy i pożegnał słuchaczy, życząc im dobrej nocy”. Józef Opieński w opublikowanym w Radio-informatorze na rok 1938 tekście „Jak pracują speakerzy?” miejsce swojej pracy opisał następująco: „Studio speakerowskie, to pokój o ścianach wyłożonych płytkami ze specjalnej masy izolacyjnej, drzwi i okno obite są grubymi materacami, ciężkie kotary i podłoga pokryta dywanem dopełniają całości. Niektóre studia wogóle nie posiadają okna, zresztą i tak nie mogłoby być ono otwarte w czasie zapowiedzi. Czy to wczesnym rankiem, zimą czy w lecie, wygląd studia jest zawsze jednakowy. Jedynie speaker wygląda inaczej, zwłaszcza w lecie, gdyż mimo panującego upału siedzi w szczelnie zamkniętym studio, przy lampie, która ma to do siebie, że nie tylko świeci, ale również i grzeje. Przed sobą speaker ma rozłożony program, w którym wyszczególnione są kolejno wszystkie audycje z zaznaczeniem czy jest to program ogólnopolski czy też lokalny i z jakiego studia będzie nadawany. Zapowiedzi speaker formułuje sam, często improwizuje, czasami, gdy zapowiedź jest bardziej skomplikowana, pisze ją sobie, w niektórych jedynie wypadkach otrzymuje gotowe już teksty. Przejdźmy teraz do urządzeń, jakie się znajdują w studio speakerowskim, a raczej na stole, przy którym speaker siedzi. Na wprost stoją dwa mikrofony, z których jeden jest zapasowy. Dalej telefony: wewnętrzne do wydziału technicznego, ściślej do amplifikatorni i do inspektora audycji oraz – telefon, którym można się porozumiewać z każdym punktem transmisyjnym. Po prawej stronie skrzynka rozdzielcza z mnóstwem guziczków i zapalających się lampek, białych, czerwonych i zielonych, służących do kontrolowania czy odpowiednie studio zostało włączone. Gong, którego dźwięk znają tak dobrze radiosłuchacze. W stół wmontowane są talerze gramofonowe, poruszane za pociśnięciem guziczka, elektrycznością. Obok, w podstawce przypominającą suszarkę do talerzy, mieszczą się płyty z sygnałami. W grubych albumach znajdują się płyty gramofonowe, które służą jako rezerwa w razie luk w programie. Płyty, które speaker nadaje w/g z góry przygotowanego całodziennego programu, leżą na półce ułożone podług kolejności. Nieodłączne przy nadawaniu płyt stopery, speaker puszcza w ruch zapowiedziawszy utwór muzyczny, poczem zapisuje czas trwania każdego utworu. Jest to nieodzowne do obliczania tantiem autorskich. Na wielkiej tarczy ściennego zegara, czerwona wskazówka sekundnika przesuwa się uporczywie i bez wytchnienia, bezlitośnie wskazując wszelkie odchylenia od normy czasu wyznaczonej dla każdej audycji. Ogromny głośnik mówi, gra i śpiewa, a milknie jedynie wówczas gdy Raszyn staje, no i oczywiście wówczas gdy przemawia speaker, gdyż obydwaj nie mogą mówić w jednym pokoju. Głośnik jest automatycznie wyłączany z chwilą otwarcia mikrofonu w studio speakerowskim”.

Siedziba Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 (zdjęcie: album „70 lat Polskiego Radia”)

Wróćmy jeszcze do wspomnień Tadeusza Bocheńskiego. „Wielkie studio muzyczne zdobił wspaniały kryształowy żyrandol zwieszający się z sufitu przynajmniej do połowy wysokości sali. Przypuszczam, że akustycznie żyrandol ten sprawiał zupełnie niezamierzone efekty ze względu na wielką ilość szklanych ruchomych części z których się składał, toteż był po jakimś czasie zastąpiony prostszym i bardziej nowoczesnym źródłem światła. Balkon biegnący wzdłuż jednej ze ścian był przeznaczony dla zaproszonych gości, oczywiście w liczbie bardzo ograniczonej ze względu na szczupłość miejsca. Największą atrakcją dla publiczności było asystowanie przy nadawaniu ze studia na żywo operetek. Operetka to już była domena małżeństwa Wasielów: Michaliny Mazowieckiej i Aleksandra Wasiela organizujących ten typ audycji. Jeden lub najwyżej dwa mikrofony obsługiwały cały zespół wykonawców i orkiestrę, chór, solistów, artystów-śpiewaków i recytujących prozę aktorów. [...] Z wielkiego studia nadawane były również koncerty orkiestry Polskiego Radia pod batutą Józefa Ozimińskiego. Pamiętam takie zdarzenie. Zapowiedzi szły ze studia spikerowskiego na znak świetlny dany przez dyrygenta, że utwór jest skończony. Grana była właśnie symfonia h-moll tzw. niedokończona Schuberta, składająca się jak wiadomo z dwóch części. Po wykonaniu pierwszej części, dyrygent, chcąc prawdopodobnie porozumieć się z orkiestrą, co przy otwartym mikrofonie było niemożliwe, zażądał wyłączenia mikrofonu. Ja, będąc jeszcze wówczas młodym spikerem, myślałem, że to koniec utworu i zapowiedziałem następny punkt programu. W ten sposób symfonia niedokończona przez kompozytora została po raz drugi niedokończona przez spikera. Już po paru latach wobec wciąż wzrastających potrzeb radia, lokal położony na dwóch piętrach gmachu okazał się niewystarczający. Stopniowo zajęte zostały dalsze piętra łączone ze sobą w jakiś przedziwny sposób wewnętrznymi schodami. Przeciw tej ekspansji radia oparły się, zdaje się tylko dwa mieszkania na wyższych piętrach, których lokatorzy chcieli wykorzystać przychylną dla siebie koniunkturę i stawiali zbyt wysokie wymagania finansowe”. W nowych pomieszczeniach zlokalizowane zostały m.in. studia Warszawy II. Mimo ekspansji na kolejne piętra całe radio nadal nie mieściło się w jednym budynku. Stanisław Miszczak: „Przy ul. Zielnej 25 mieściły się w zasadzie tylko komórki produkcyjne i emisyjne rozgłośni. Cały ośrodek dyspozycyjny naczelnej dyrekcji PR znajdował się natomiast w budynku przy ul. Mazowieckiej 5. Ponadto PR dzierżawiło w Warszawie jeszcze jeden budynek przy pl. Dąbrowskiego 3, gdzie mieściły się niektóre wydziały dyrekcji programowej i administracja oraz budynek przy ul. Siennej 5/7, gdzie mieściła się dyrekcja techniczna. Wydział propagandy PR rozlokował się w pomieszczeniach przy ul. Niecałej 2, a wydział muzyczny PR przy ul. Zielnej 24 (vis a vis nowego budynku rozgłośni)”. Przy tej samej ulicy – Zielnej – ale po drugiej stronie Świętokrzyskiej wznosił się jeden z najwyższych budynków ówczesnej Warszawy – siedziba Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej popularnie zwana PAST-ą. I – jak wspominał Tadeusz Bocheński – nierzadko zdarzały się pomyłki: „klienci Polskiego Radia trafiali do spółki telefonicznej, rozumując poniekąd słusznie, że tak potężna instytucja jak Polskie Radio nie może mieścić się w zwykłej czynszowej kamienicy”.

Wielkie studio muzyczne Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Wielkie studio muzyczne Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”)

A jak wyglądał dzień pracy w przedwojennym radiu? Obserwacji, a później opisania – specjalnie na potrzeby „Radio-informatora” na rok 1938 – podjął się Zygmunt Cithurus. „Na parterze i na pierwszym piętrze światła biją z pootwieranych okien. Jest 10 po szóstej. Ludzie jacyś w hajdawerach, wydekoltowani, kręcą się po hallu. Warczą »elektroluksy«. Stary wiarus – woźny jeszcze z czasów półkilowatowej Warszawy, aż się przeżegnał: »Nieszczęście jakie, czy co, pana tu przygnało tak rano?« – powiada. Jednym susem jestem na pierwszym piętrze. W studio muzycznym na lewo nie ma nikogo. Sala jeszcze się wietrzy. Szklane drzwi na wprost schodów prowadzą do pokoju inspektora. I ten (pokój, a nie inspektor) jeszcze się wietrzy. Z tego pokoju na prawo za ciężką, szafirową kotarą są masywne, całe skórą obite i wojłokiem drzwi, prowadzące do studia speakera. Tam zmierzam, aby się przekonać na gorąco, co też w ten czarny świt, o szóstej dziesięć, robi speaker. Nie wiedziałem kogo tego dnia o tej godzinie zastanę; mógł być Bocheński lub Opieński, Świętochowski lub Pieńkowski. Mogła być Poraska, bo dlaczegoby damie pierwszeństwa nie mieli ustąpić? Wpadam, a tu spodnie jakieś wypięte, drogę mi zagrodziły i tak niespodziewanie, że byłbym figurę swoim ciężarem na ziemię powalił. Ta para nóg, to pan woźny. Był najwidoczniej inwazją nieoczekiwaną zdziwiony, ale się niezwłocznie zorientował. Nie poznał mnie zrazu, więc stanął w postawie bojowej. Po chwili jednak wszystko się wyjaśniło, a w tej samej minucie wpadł do studia p. Józef Opieński. Był jeszcze w palcie w kapeluszu nasuniętym na czoło. Z wypchanej śniadaniem kieszeni, zwisał rozpaczliwie język krawata. P. Opieński przywitał się ze mną bez cienia zdziwienia i radości tak, jakby mnie w studio o 6 rano codziennie już od 10 lat widywał. Kilka konspiracyjnych ruchów ręki w kierunku woźnego i w studio zawirowało: okna zamknęły się z trzaskiem, krzesełka ustawiły się na swoje miejsca, na stole operacyjnym zapłonęło „dzienne światło” niebieskiej żarówki. Nagle i kinematograficzne tempo życia w studio udzieliło się i mnie. Zacząłem się kręcić w kółko a, że to im nic nie pomagało – wybiegłem na korytarz, skąd dolatywały dźwięki fortepianu. Wielkie studio zalane było potokami światła. Przy fortepianie siedziała pianistka. Obok, wyczekując z pełną gracją ruchy rytmiczne, to lewą to prawą ręką, kpt. Konopacki śpiewał ochoczo, równo z fortepianem, znaną radiosłuchaczom piosenkę: »Hej mazur pije, hej mazur żyje«. To była próba gimnastyki jeszcze przed otwarciem mikrofonu. Sympatyczni wykonawcy zachowywali  się tak, jakby to była 6 popołudniu.

Studio spikerskie Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”). Rok 1929 Studio spikerskie Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”). Rok 1930 Studio spikerskie Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 (zdjęcie: „Radio-informator” na rok 1938)

Wróciłem do studia speakera właśnie w chwili, gdy p. Opieński usiłował tchnąć życie w gramofon z płytą »Kiedy ranne«. Na zegarze była godzina 6.14 i 30 sekund. Sekundy w radio, to kupa czasu. Na szczęście, niemal w ostatniej chwili gramofon »dał się namówić«. P. Opieński odetchnął z ulgą. W pokoju rozległa się pobudka do wstawania. Dziwne to robiło wrażenie: w gmachu pusto, w pokojach biurowych ciemno, a w studiach grzmią głośniki »Kiedy ranne wstają zorze«. I tak do 6.20. Tymczasem p. Opieński porozumiewa się telefonicznie z amplifikatornią o dwa piętra wyżej i pyta: »Co z Katowicami«? Wyjaśniło się, że »Katowice są«, to znaczy, że biorą z Warszawy audycje poranne, jak zresztą i inne rozgłośnie na prowincji. Zaraz po pobudce p. Opieński wita się z radiosłuchaczami głosem w którym brzmi rzeźkość i radość. »Dzień dobry państwu!« – powiada. »Czas wstawać! Jest godzina 6.20. Mamy dzisiaj 4 grudnia. Jest sobota. Jako w dniu świętej Barbary, składamy życzenia wszelkiej pomyślności wszystkim Barbarom, Basiom i Basieńkom...« Nie wiem, dlaczego przyszło mi wtedy do głowy, że mężowie tych Barbar muszą być barbarzyńcami. Z niedorzecznych myśli sennej głowy wytrącił mnie p. Opieński. W tej chwili właśnie zabrzmiała pobudka do gimnastyki i p. Opieński zapowiedział kpt. Konopackiego. Z głośnika zagrzmiało: »A teraz: Wypych! Raaz, dwaa, trzyy... Ćwicz!« Komendzie wtórował fortepian. »No, tak... Uff, a tom się zmachał. Mamy 20 minut czasu. Teraz mogę panu służyć wyjaśnieniami« – powiedział p. Opieński, z całym spokojem zdejmując palto. Wyjął z kieszeni krawat i kołnierzyk, dokończył toalety i wreszcie zabrał się spokojnie do śniadania. Wszystko odbywało się z niesłychaną precyzją, do której speakerzy są tak przyzwyczajeni, że staje się ich drugą naturą. Teraz już poszły gładko dalsze audycje »długoterminowe«, a więc: muzyka z płyt, dziennik poranny i znowu muzyka z płyt na 3 kwadranse – do 8 rano, a na zakończenie – audycja szkolna, a potem: długa, długa 3-godzinna przerwa do 11.15 rano.

Radiowa gimnastyka (rysunek: „Radio-informator” na rok 1939) Radiowa gimnastyka (rysunek: „Radio-informator” na rok 1939) Radiowa gimnastyka (rysunek: „Radio-informator” na rok 1939)

W czasie tej drugiej audycji muzycznej wyszedłem ze studia »na zwiady« po gmachu. [...] W Dyrekcji Programowej praca zaczyna się już o 7.30. Teraz zbliża się ósma. Można nie sprawdzać z zegarem, bo o tej godzinie zaczyna się robić gwarno w hallu na dole. Przez tę frontową sień od chodnika i przez bramę do windy na wyższe piętra aż do 5-go, przewinąć się ma o 8 rano przeszło 100 ludzi [...] Pusta jeszcze przed chwilą szatnia – puchnie od palt i paletek, jak na drożdżach. Ludzie biegną do biur i studiów na piętrach. Pod gmachem, pod ziemią – także ruch. Tam się zbiera orkiestra na próby do programu rozgłośni mokotowskiej albo tzw. Warszawy II. W tym samym hallu na parterze jest jeszcze kilkoro drzwi, prowadzących do biblioteki muzycznej, do pokoju muzyki i małej pracowni auta transmisyjnego. A na wprost drzwi wejściowych jest małe okienko wychodzące na hall. Taki »judaszek«. Jest to okienko celi tak maleńskiej, że dwóch ludzi zrobiłoby tam tłok niesłychany. W tym pokoiczku siedzi jednoosobowa »informacja« – źródło wszelkich wiadomości o radio. Oczywiście takich, któremi można służyć radiosłuchaczom. »Okienko« filtruje interesantów i po sprawdzeniu, wydaje przepustki, bez których wstęp do środka gmachu obcym jest zabroniony. Wprawdzie tabliczka na ścianie głosi, że interesantów przyjmuje się tylko od 10 do 12 w południe, ale niewiele sobie z tego miłośnicy radia robią, bo pełno ich tu od wczesnego rana do późnej nocy. Sprawy są przeróżne, a radio w »skrzynkach« odpowiada na wszystkie. Takich prawdziwych i nieprawdziwych interesantów przewinie się przez gmach w ciągu dnia parę setek. A dzwonki telefoniczne obliczać trzeba na tysiące. l warto jeszcze wiedzieć, że poczta dostarcza tu w ciągu dnia przeciętnie kilka worków listów, depesz i przesyłek.[...]

Studio kameralne Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Studio literackie Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”) Studio odczytowe Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”)

Jak już powiedziałem, w gmachu na Zielnej studia wznawiają pracę o 11, po przerwie porannej. Zresztą i ten czas wykorzystany jest na próby. Schodzi się więc tutaj muzyka i dramat, przychodzą na próby zarówno znakomitości, jak zaledwie niepewne »zadatki« na ludzi mikrofonu. Mówią o tem czarne deski wiszące na drzwiach studiów. Cały dzień odbywa się do gmachu prawdziwa pielgrzymka. Właściwie ten gmach czynny jest teraz od rana do rana. Najlepiej widzi się to latem, bo wtedy »świt ich przygoni i świt wygoni«. Nie mówię tu o biurach, bo te kończą pracę o 3-ej, ale: ci technicy w amplifikatorni – »nigdy nie kładący się spać«, speakerzy, którzy »tasują się« po kilka razy w ciągu dnia, inspektorzy audycyj, biuro wykonania programu i to nieustannie czuwające »oko« dyrekcji, które, jak wiadomo, »program tuczy«. l tak, gdy ogólnopolski program Raszyna idzie na przerwę o 1-ej popołudniu – na afisz wchodzi Warszawa II, a gdy ta schodzi na »drzemkę« o 4 popołudniu – czynny jest znowu Raszyn. Obie zresztą pracują jednocześnie kilka razy w ciągu popołudnia i wieczorem od 6 do 8-ej, a potem znowu od 10 wieczorem. Całkiem odmienna jest atmosfera w gmachu na Zielnej około północy. Górne piętra są znowu mroczne, jak na początku dnia. Pokoje biurowe wyludnione. »Raszyn« ze studiów na górze odszedł już o 11-ej na nocny wypoczynek. Tylko inspektorzy pokutują jeszcze na pierwszym piętrze, a życie całe przeniosło się do podziemi, gdzie w wielkim studio zbiera się orkiestra a do małego – speakerowskiego – schodzą się prelegenci. To pracuje stacja dla Warszawy. O 1-ej po północy i ona żegna się ze słuchaczami stołecznymi, ale jej miejsce zajmuje natychmiast program dwóch krótkofalówek. Stąd idzie żywe słowo w dwóch językach: polskim i angielskim i muzyka aż za ocean, do rodaków naszych w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych. W Polsce nie wszyscy słyszą ten program; takie już fanaberie mają fale krótkie, że biją w górę do niezbadanych stref, a stamtąd spadają na ziemię, Bóg wie, jak daleko od Polski. Tu często głos zabiera p. Pieńkowski, a mówi z taką swobodą po angielsku, jakby w życiu nic innego nie robił. Pusto już wszędzie i cicho w gmachu na Zielnej i tylko strażnik czuwa w amplifikatorni nad bezpieczeństwem techników, a na dole woźni wydali już ostatnim interesantom palta i cisza taka, że niktby nie przypuścił, że tam z pod ziemi płyną do Ameryki skoczne tony oberków i krakowiaków, że z naszego dziennika radiowego rodacy w Ameryce dowiadują się o aktualnych wydarzeniach w Polsce. Jest godzina 3-cia nad ranem. Oczywiście, noc czarna, bo grudzień, ale w Ameryce jest dopiero wczesny wieczór – może ósma z minutami, żegnamy się z Ameryką. P. Pieńkowski przez chwilę waha się co powiedzieć: chyba nie „Dobranoc”, boć przecież po tamtej stronie oceanu jest zaledwie wieczór – i nie »Dzień dobry«, bo i u nas jeszcze na to nie wygląda, więc najlepiej chyba: »Good - bye everybody«!...”

Amplifikatornia Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 w Warszawie (zdjęcie: Stanisław Miszczak „Historia radiofonii i telewizji w Polsce”) Biblioteka płyt Polskiego Radia przy ul. Zielnej 25 (zdjęcie: „Radio-informator” na rok 1938)

I tak toczyło się życie na Zielnej do wakacji 1939 roku. 1 września nic już nie było takie jak dawniej. W rozmowie z 27 sierpnia 2009 roku z dziennikarką Życia Warszawy Anną Brzezińską tak opisywała te wydarzenia Agnieszka Kordowicz z Archiwum Polskiego Radia: „Już w pierwszym dniu walk dały się we znaki niedobory kadrowe spowodowane powołaniem do wojska części pracowników – zwłaszcza tych występujących przed mikrofonem i biorących udział w realizacji programu. Dlatego gorączkowo szkolono innych radiowców, którzy musieli zastąpić zmobilizowanych kolegów. [...] Ewakuację radia, które wtedy mieściło się na Zielnej 25 zarządzono nocą z 5 na 6 września. Nie wszyscy się tej decyzji poddali. Pozostał zespół ochotników, pragnących za wszelką cenę kontynuować pracę w eterze. Ta grupa początkowo liczyła 15 osób, głównie pracowników Wydziału Muzycznego. Ochotników jednak przybywało. Byli wśród nich pracownicy regionalnych rozgłośni. Ci, których wcześniej ewakuowano z Katowic, Łodzi, Torunia czy Poznania. Na ich czele stanął Edmund Rudnicki, który wówczas był kierownikiem Wydziału Muzycznego, a w połowie września został mianowany przez prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego dyrektorem naczelnym Polskiego Radia”. 23 września Niemcy zbombardowali elektrownię na Powiślu i stacja w Forcie Mokotowskim przestała nadawać. Dalsze komunikaty przekazywane były przez dwie krótkofalówki – jedna znajdowała się w gmachu YMCA przy ulicy Konopnickiej, druga w siedzibie rozgłośni na Zielnej. Ostatnie chwile pracy Polskiego Radia w 1939 roku wspomina redaktor Józef Małgorzewski. Za piątym numerem tygodnika „Radio i Świat” z 19 sierpnia 1945 roku przywołał je Stanisław Miszczak. „Nadszedł tragiczny poniedziałek 25-go września. Cały dzień naloty. W przerwach nękający ogień artyleryjski. Niemcy jak wściekli bili w ul. Zielną. W gmach rozgłośni padło sześć pocisków artyleryjskich, w tym cztery niewypały. Zniszczyły wielkie studio muzyczne i odczytowe. Bomby padały gęsto dookoła. Runął trafiony bombą ciężkiego kalibru dom obok, nas trafić nie mogli. We wtorek znów cały dzień ogień i wreszcie tragiczna środa 27 września 1939 r. Tak się złożyło, że ja musiałem czytać rozkaz dowództwa Obrony Warszawy o kapitulacji. Słowa grzęzły mi w gardle... W oczach paliło... Dziwnie jakoś kurczyło się serce... »Halo, halo, tu mówi Warszawa II, czy słyszycie nas? To nasz ostatni komunikat...« Z trudem przebrnąłem przez komunikat... Nadawaliśmy po raz ostatni »Warszawiankę«... »Oto dziś dzień krwi i chwały« wołał głośnik... Dziwne uczucie opanowało obecnych, a było nas znowu niewiele, 16 osób ochotników, którzy mieli czekać na przyjście Niemców i ponieść odpowiedzialność za pracę radia w czasie oblężenia. Zdawało się nam, że ziemia usuwa się nam spod nóg, a na piersi wali się jakiś straszliwy ciężar, który już na zawsze chyba pozostanie...”. Trzy dni później na Zielną wkroczyły władze niemieckie i na podstawie protokołu o kapitulacji przejęły pozostały majątek Polskiego Radia. Zawieszenie działalności Polskiego Radia nastąpiło 18 października 1939 roku.

Jednym z niezrealizowanych przedwojennych planów Polskiego Radia – obok zwiększenia mocy Raszyna czy budowy stacji w Łucku – była budowa nowego gmachu Rozgłośni Centralnej. Miały się w nim znaleźć wszystkie rozproszone po całej Warszawie radiowe komórki organizacyjne. Prace nad projektem rozpoczęto już w roku 1937. Stanisław Miszczak: „Kubaturę przyszłego gmachu PR w Warszawie określono w planie ideowym na 121 000 m3. Miał on mieć 20 różnej wielkości studiów radiowych. Pod jego budowę Polskie Radio wykupiło za sumę 1 040 419 zł teren o powierzchni 5000 m2 przy zbiegu ul. Puławskiej i Batorego, w bezpośredniej bliskości pl. Unii Lubelskiej. [...] W myśl uchwały Polskie Radio postanowiło po dokonaniu odpowiednich korekt realizować projekt zgłoszony przez prof. Bohdana Pniewskiego. [...] W skład gmachu PR wchodziło kilka zespolonych z sobą bloków, m.in. studiów radiowych, techniki radiowej itd. Podstawowym akcentem rozwiązania był blok dyrekcji naczelnej i głównej dyrekcji programowej, wykonany w postaci wieżowca o 22 kondygnacjach. Na jego szczycie miał być wzniesiony kilkunastometrowej wysokości maszt stacji telewizyjnej, która planowana była również w tym gmachu”. Budowa rozpoczęła się 15 marca 1939 roku. Inwestycja miała być ukończona w roku 1942.

Makieta nowej siedziby Polskiego Radia przy ul. Puławskiej 2 (zdjęcie: „Radio-informator” na rok 1939) Makieta nowej siedziby Polskiego Radia przy ul. Puławskiej 2 w Warszawie (zdjęcie: Maciej Józef Kwiatkowski „Tu Polskie Radio Warszawa”) Centrum handlowe stojące w miejscu planowanej siedziby przedwojennego Polskiego Radia przy ul. Puławskiej 2. Rok 2014

Dziś próżno szukać śladów Polskiego Radia na placu Unii Lubelskiej i Zielnej. Pod tym pierwszym adresem przez lata stał Supersam, a w ostatnich latach zastąpiło go centrum handlowe. Kamienica przy Zielnej została rozebrana w roku 1954, gdy rozpoczynała się budowa Pałacu Kultury i Nauki. Teraz jest tam fragment odgrodzonego z uwagi na budowę drugiej linii metra parku. W budynku przy Kredytowej 1 mieści się dziś Muzeum Etnograficzne.

Radiowy adres na mapie

Comments

There are no comments

Post a comment