(36) Bielsko-Biała, Buczka 17; Browarna 2
I wanna mieć radio. Bielska opowieść o spełnianiu marzeń

W niedzielę 24 listopada 1991 roku w Londynie zmarł Freddie Mercury, brytyjski muzyk i wokalista rockowy, współzałożyciel grupy Queen. Tego samego dnia Synod Diecezji Cieszyńskiej Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego w Rzeczypospolitej Polskiej powierzył księdzu Pawłowi Anweilerowi urząd biskupa diecezjalnego, a w bielskim Domu Muzyki muzykę Bacha i Beethovena grał Światosław Richter, jeden z najwybitniejszych pianistów XX wieku. Jednak to nie te wydarzenia najbardziej poruszyły bielszczan w tamtych dniach, a wojna, którą Państwowa Agencja Radiokomunikacyjna wytoczyła stacjom radiowym nadającym bez stosownego zezwolenia. Katowicki Zarząd Oddziału PAR wydał we wtorek 26 listopada decyzję o natychmiastowym zamknięciu Radia Delta, jedynej prywatnej rozgłośni w mieście. „Stali słuchacze zaczęli nadawać w świat sygnały «SOS»” – pisała Kronika Beskidzka dwa dni później – „Pisma do ministra łączności Marka Rusina wystosowali już między innymi posłowie i senatorowie z Podbeskidzia, a także bielscy radni. Jak dowiadujemy się w redakcji «Delty», radiosłuchacze telefonują pytając, który to …….. chce zamknąć ich radio. Gdyby więc ktoś z naszych czytelników, a jednocześnie słuchaczy «Delty» chciał swe żale w tej sprawie przelać na papier, polecamy jedyny dobry adres: ministra Marka Rusina, Warszawa, Plac S. Małachowskiego 2”. Apel odniósł skutek. W październiku 1992 roku adresat w rozmowie z Kurierem Polskim wspominał: „Gdy rok temu chcieliśmy zamknąć Radio «Delta» działające w Bielsku-Białej, to wstawili się za nim wszyscy senatorowie i posłowie z tego terenu! Odezwały się partie, kierownicy szkół, przedszkoli; pisali by «Deltę» zostawić w spokoju – pamiętam dokładnie sprawę, bo musiałem wysłać 62 odpowiedzi na pisma”. A były to wyjaśnienia dość obszerne, liczące nawet cztery strony maszynopisu… W obronie radia stanęli wówczas również prywatni przedsiębiorcy, organizacje społeczne, biskupi – katolicki i ewangelicki – straż pożarna, a nawet… policja. U źródeł tego całego zamieszania leżało marzenie pewnego pięćdziesięciolatka…
Ten pięćdziesięciolatek to Fryderyk Olearczyk, elektronik, krótkofalowiec z ponad dwudziestoletnim stażem. Starania o założenie prywatnego radia rozpoczął zaraz po przemianach politycznych, jeszcze w roku 1989. „Kiedyś słuchając w nocy RFI z Paryża po polsku usłyszałem jak mówili, że w Polsce wnet pojawią się prywatne rozgłośnie radiowe” – wspomina – „I to mi utkwiło. Od tego momentu zacząłem budować amatorski nadajnik”. Wspólnie z kolegą skonstruowali urządzenie – pierwotnie monofoniczne – o mocy 25 W. Później zaczął jeździć po urzędach i zabiegać o otrzymanie częstotliwości oraz formalnej zgody na emisję. „Nie miałem wtedy żadnych znajomości” – dodaje – „Wszystko co udało mi się uzyskać sam wychodziłem. Jak mnie minister wyrzucał drzwiami, to wracałem oknem”. Gdy tylko specjaliści z Instytutu Telekomunikacji Politechniki Wrocławskiej przedstawili mu częstotliwości, na których możliwa była emisja bez zakłócania innych, zarówno polskich jak i czeskich stacji, Olearczyk testowo uruchomił swój nadajnik. Z prywatnego mieszkania nieopodal ratusza emitował wieczorami przez dwie-trzy godziny piosenki z zapowiedzią mówiącą o tworzącej się stacji. „Muzyka była z kaset, miałem mały mikser” – uzupełnia. Kolejnym krokiem było wynajęcie siedziby. „Akurat kolega Prezesa miał do wynajęcia mieszkanie w centrum” – dopowiada Radek Pszczółka, wieloletni naczelny rozgłośni. Była to 30-metrowa kawalerka na trzynastym piętrze wieżowca przy ulicy Buczka 17. Dziś jest to Dmowskiego 7. „W pokoju była realizatorka i stół, studio było w kuchni, a nadajnik stał w łazience na wannie” – wspomina Pszczółka. Tym razem był to już fabryczny, homologowany Warel o mocy 50 W. „Mieliśmy magnetofony kasetowe Diora, z których odtwarzaliśmy głównie dźwięki i reklamy, a także mikser estradowy Vermona za dwa miliony złotych i kompakty do muzyki” – mówi redaktor naczelny. „Pierwsze płyty były pożyczone od znajomych, potem korzystaliśmy z wypożyczalni” – dodaje prezes. Wiadomości powstawały w przedpokoju, a o komputerach w tamtych czasach nawet nie było mowy. Takie umiejscowienie rozgłośni dawało czasem zaskakujące efekty dźwiękowe. „Na parapecie w studiu – za kotarą – gołębie miały swoje gniazdo i zdarzało się, że na antenę wchodziło gruchanie” – wspomina Radek Pszczółka – „Słychać było też gwiżdżący czajnik”.
W lutym 1991 roku w Kronice Beskidzkiej ukazał się artykuł o tworzącej się stacji radiowej oraz ogłoszenie o naborze pracowników. Jak wspomina Pszczółka, prezesowi pomagał wtedy dziennikarz Radia Katowice Andrzej Ochodek. „Zgłosiło się pięćdziesięciu kandydatów. Na początku nie zakwalifikowaliśmy ani jednego” – wspomina dziś Fryderyk Olearczyk – „Wymagania były duże – wyższe wykształcenie, znajomość języków obcych, nienaganna wymowa, dykcja…”. Ostatecznie w dwa miesiące udało się skompletować i przeszkolić zespół, który podołał wyzwaniu. W sobotę 13 kwietnia 1991 roku punktualnie o godzinie siedemnastej przed mikrofonem zasiadł prezes i przywitał się ze słuchaczami. „Mówiłem, że to pierwsza audycja eksperymentalna, że potrwa dwie godziny i że tak już będzie na stałe” – wspomina. Potem mikrofon przejęła Bogda Smolak, realizatorem był Jarek Kaleta, a w przygotowaniu programu – oprócz prezesa i redaktora Ochodka – uczestniczyli: Beata Gajdziszewska, Piotr Barszczowski, Marek Olearczyk, późniejszy szef muzyczny i Mirek Sokół. Tyle o pierwszej audycji mówi radiowa kronika, więcej wspomnień Fryderyk Olearczyk przywołał w artykule z okazji pięciolecia stacji opublikowanym w Kronice Beskidzkiej. „Pierwszą interwencją jaką zainteresowali się nasi reporterzy była sprawa zimnych kaloryferów” – mówił – „Problem ten zresztą powraca co roku, jednak wtedy kwiecień był wyjątkowo zimny, a sezon grzewczy właśnie się skończył, zaś w domach zrobiło się lodowato”. W ten sposób swoją działalność oficjalnie zainaugurowała bielska Delta… i od razu zdobyła serca większości bielszczan. „W pierwszych tygodniach słuchało się «Delty» po prostu z ciekawości. Nie przynudzała przegadanymi moralizatorsko-drętwymi audycjami, konsekwentnie stroniła od polityki, a muzyki, którą proponowała, z przyjemnością słuchali niemalże wszyscy” – wspominała Wanda Then w Trybunie Śląskiej z 3 lutego 1992 roku. Tłumaczyła też fenomen stacji: „Bardziej interesujący jest na przykład komunikat narciarski podający warunki panujące na Szyndzielni czy Klimczoku niż ten mówiący tylko o Śnieżce czy Kasprowym. Ważniejsze często są wyłączenia prądu, wody czy gazu w danym dniu niż dyskusja o tym czy poseł jednego klubu słusznie pokłócił się z posłem z innego”. Trzeba pamiętać, że w tym czasie w Bielsku nie było ani lokalnych dzienników ani miejscowych mutacji gazet. „Ludzie mogli zadzwonić do radia ze wszystkimi sprawami” – wspomina prezes – „Ktoś znalazł klucze, zwierzęta… doszło do tego, że ludzie dzwonili jak znaleźli dowód, a tam przecież mieli napisany adres właściciela”. A skąd wzięła się nazwa? „Chodziło o to, aby nie była banalna. Delta, bo rozlewa się szeroką wodą, ale to też matematyka, fizyka, linie lotnicze czy litera alfabetu” – mówi nam Olearczyk. „To symbol […] wszechobecny w naszym codziennym życiu. Tak jak w codziennym życiu powinno być obecne lokalne radio” – uzupełniał w rozmowie z dziennikarzem Kroniki Beskidzkiej. Od początku stacja miała swoje logo – była to uśmiechnięta mała litera delta z podniesionym kciukiem jednej dłoni i anteną w drugiej. Nie zważając na ogromną popularność szefostwo cały czas dbało o promocję marki. „Mieliśmy oklejony autobus Ikarus, zapalniczki, metrówki” – wymienia prezes. „Nie tak dawno w Restauracji Ratuszowej widziałem jeszcze tackę z napisem Radio Delta” – uzupełnia Radek Pszczółka – „Do dziś zdarza się, że rozpoznają mnie w sklepie, a ostatnio na parkingu widząc mnie parkingowy powiedział «Radio Delta nie płaci»”.
Po tygodniu od pierwszej emisji program zaczął się wydłużać. Pod koniec kwietnia z inauguracyjnych dwóch godzin zrobiło się piętnaście – od 6 do 21, a 1 maja osiemnaście – od szóstej do północy. „Początkowo po zakończeniu programu wyłączałem nadajnik, ale wtedy na moją falę zaczęli wchodzić piraci” – wspomina Fryderyk Olearczyk – „Nie był to program, a rozmowy między sobą. Potem na całą noc zostawiałem nośną i problem się skończył”. Dla prężnie rozwijającej się rozgłośni kawalerka przy ulicy Buczka okazała się za ciasna. W czerwcu 1991 roku Delta przeniosła się tysiąc sześćset metrów na zachód – z Białej do Bielska – i ulokowała na czwartym piętrze biurowca przy ulicy Browarnej 2. W nowej siedzibie zespół miał do dyspozycji pięciokrotnie większą powierzchnię – około 150 metrów kwadratowych. „Było tam siedem pomieszczeń biurowych, studio emisyjne z szybą, profesjonalnie wygłuszone płytkami, studio nagraniowe też z szybą i też wygłuszone, gabinet, sekretariat, pokój ogólny dla gości” – wspomina Radek Pszczółka. A także trzy numery telefonów, telex i fax. Na dachu stanął piętnastometrowy maszt i zawisły anteny. „Na górę konstrukcję podnieśli strażacy” – mówi Pszczółka – „Ale potem do pionu stawialiśmy go sami. Ludzie w radiu muszą się na wszystkim znać” – dodaje z uśmiechem. Po przeprowadzce rozpoczęła się wymiana sprzętu. „Zmieniliśmy konsoletę na Soundcrafta, który był z nami do końca, mieliśmy pięć kompaktów i kilka w zapasie. Na Browarnej pojawił się też pierwszy komputer – ale nie do emisji. Miał edytor TAG i pisaliśmy na nim serwisy” – wspomina Radek Pszczółka. „Wcześniej pracowaliśmy na maszynach do pisania” – dodaje. Wśród nowości znalazła się też ogromna, czterometrowa antena satelitarna do odbioru Głosu Ameryki. Retransmisja VOA wypełniła godziny nocne, dzięki czemu 1 września 1991 roku Delta stała się całodobowa. „Oni dostarczyli nam antenę i zapewnili dwustronną łączność” – tłumaczy Olearczyk – „Dzięki niej mieliśmy też serwisy i lekcje angielskiego, które nadawaliśmy w dzień, a także telemost w czasie wyborów w Stanach i podczas operacji wojskowych. To była bardzo owocna współpraca” – podsumowuje prezes. Podobną umowę Głos Ameryki podpisał m.in. z zakopiańskim Radiem Alex.
Pierwszym redaktorem naczelnym był dwudziestosześcioletni Maciej Barcik. „Pewnej niedzieli, o dziewiątej wieczorem, robiąc z żoną sok z malin, usłyszałem od kolegi – oczywiście przez radio «Delta» – że mam się natychmiast zgłosić w pracy. Pojechałem, choć sok był nieskończony” – opowiadał w rozmowie z Bożeną Wisłocką-Trombską w Kronice Beskidzkiej z 5 września 1991 roku. Po dotarciu do radia usłyszał, że ma być szefem redakcji. Niespełna rok później zastąpił go Radek Pszczółka, który do pracy również trafił w niedzielę. „Przyjechałem do Bielska-Białej i usłyszałem, że dopiero co powstało tu radio i że powinienem się tam zgłosić” – wspomina – „Przyszedłem, w korytarzu spotkałem prezesa i powiedziałem, że mogę robić lepsze serwisy. I zostałem”. Historia związana z powierzeniem mu obowiązków naczelnego przez Fryderyka Olearczyka jest równie prosta. „Powiedział, że mogę nie chcieć, ale nie mogę się nie zgodzić. Tak zostałem naczelnym” – mówił Pszczółka Expressowi Wieczornemu w maju 1994 roku. Koledzy na stronie internetowej napisali o nim tak: „Kiedyś wszystko robił sam (nawet kanapki do pracy), bo myślał że tylko to daje gwarancję najwyższej jakości wykonania. Od czasu kiedy my – pracownicy Radia Delta udowodniliśmy że jesteśmy naprawdę dobrzy, pracą dzieli się tak chętnie jak kiedyś kanapkami”. Ośmioosobowa załoga już w październiku rozrosła się do kilkunastu osób. „Na Browarnej było trzynaście osób” – wspomina Pszczółka – „W szczycie było dziewiętnaście osób na etacie. Łącznie ze współpracownikami dwadzieścia siedem. Taką liczbę zapamiętałem”. Radio za wszystkich pracowników płaciło wszelkie składki, wnosiło również opłatę za częstotliwość.
Od początku Delty można było słuchać w paśmie OIRT na 70,40 MHz. W wakacje 1991 roku stacja pojawiła się również w paśmie CCIR – na 100,7 MHz. Dzięki temu programu bielskiej stacji mogły słuchać osoby ze sprowadzonymi z zachodu nieprzestrojonymi odbiornikami, na przykład taksówkarze. Radio nadawało w oparciu o ustną zgodę ówczesnego wiceministra łączności Marka Rusina. W połowie kwietnia 1991 roku Olearczyk otrzymał pismo, w którym wojewoda bielski Mirosław Styczeń potwierdzał, że w rozmowie telefonicznej Rusin poinformował go o pozytywnym rozpatrzeniu złożonych przez prezesa wniosków i przyznaniu Delcie zezwolenia na eksperymentalne nadawanie do końca czerwca 1991 roku. W tym czasie miała zostać uchwalona ustawa o radiofonii i telewizji, na podstawie której radio mogłoby uzyskać właściwą koncesję. Sytuacja jednak się skomplikowała – nowe przepisy nie zostały przyjęte w wyznaczonym terminie, a na mocy nowelizacji ustawy o łączności minister stracił uprawnienia do wydawania nowych i przedłużania wcześniej wydanych pozwoleń tymczasowych. Wtedy swoją aktywność wzmogła Państwowa Agencja Radiokomunikacyjna, która odpowiadała za porządek w eterze. Na pierwszy ogień poszło założone przez Wojciecha Reszczyńskiego warszawskie Radio WAWa – grało jeden dzień. Potem kontrolerzy PAR odwiedzili m.in. szczecińską Telewizję Morze, częstochowskie Radio Fiat i Deltę.
Podczas pierwszej wizyty – w maju 1991 roku – kontrolerzy PAR nie dopatrzyli się uchybień. Efektem drugiej, do której doszło na jesieni tego samego roku, był nakaz wyłączenia nadajników. „W dniu 26.11.91 r. o godz. 12:30 doręczono nam pismo nakazujące przerwanie emisji naszego radia” – odnotowano w „Kronice Radia Delta”. Poniżej i na kolejnych stronach znalazły się wycinki z takich gazet jak Kronika Beskidzka, Gazeta Krakowska, Trybuna Śląska czy Gazeta Wyborcza. Jedne tytuły ograniczyły się do relacjonowania sytuacji, inne wprost nawoływały swoich czytelników, aby stanęli w obronie poszkodowanej przez wojny na górze stacji. Akcja przyniosła skutek. Na przełomie grudnia i stycznia do ministerstwa łączności wpłynęło pismo Biura Interwencji Senatu, które stwierdzało, że „nadanie rygoru natychmiastowej wykonalności decyzji Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej – Zarząd Okręgowy w Katowicach, w sprawie wyłączenia nadajnika rozgłośni Delta jest bezzasadne” – cytowała dokument Trybuna Śląska z 21 stycznia 1992 roku. „Uzasadnienie PAR nie zawiera faktów ani dowodów na okoliczność zagrożenia zdrowia lub życia ludzkiego wskutek działania rozgłośni” – wyjaśniał osiem dni wcześniej nieistniejący już pierwszy kolorowy dziennik ogólnopolski Glob 24. Fakt ten odnotowała również Gazeta Wyborcza z 20 stycznia 1992 roku, zarzucając jednocześnie PAR-owi, że „zamiast powołać się po prostu na brak pisemnej zgody od ministra łączności na używanie częstotliwości, powołała się na przepisy, które – jak się okazuje – nie mogą być podstawą do zamknięcia stacji”. Tymczasem świętowanie w Delcie zaczęło się już miesiąc wcześniej – tuż przed Bożym Narodzeniem. W całostronicowej reklamie w Kronice Beskidzkiej ukazały się hasła: „Święta z «największym piratem Rzeczypospolitej»”, „Ostatni tydzień z «Deltą» (w tym roku)”, „Gramy dalej” oraz wymowne zdjęcie prezesa pokazującego gest Kozakiewicza z podpisem „Prezes Fryderyk Olearczyk przyjmuje wiadomość o zamknięciu rozgłośni”. „Czarne chmury, jakie nad DELTĄ gromadziły się od listopada ub.r. zostały więc rozwiane i dziś już kłopoty bielskiego radia można uznać za niebyłe” – zawyrokowała Kronika Beskidzka z 30 stycznia 1992 roku. Niestety rzeczywistość okazała się być inna i w październiku 1992 roku temat powrócił…
Wcześniej jednak, bo już 1 maja, Delta świętowała pierwsze urodziny. Imprezie zorganizowanej w bielskim kinie Apollo towarzyszyła polska premiera filmu Allana Moyle’a „Więcej czadu” („Pump Up the Volume”), opowiadającego – a jakże – o pirackiej radiostacji prowadzonej w Arizonie przez ucznia liceum. Był też szampan i słodycze. „Gości przywitał prezes rozgłośni pan Fryderyk Olearczyk. Potem zaś jeden z radiowych prezenterów zadawał pytania swoim koleżankom i kolegom. Pracownicy «Delty» zwierzali się ze swych radiowych przygód, ze «wzlotów i upadków» na antenie” – pisał Dziennik Beskidzki z 4 maja 1992 roku. Takie wspomnienia do dziś żyją w pamięci radiowców z Delty – i wzbudzają uśmiech. „Prezes zawsze spał ze słuchawkami na uszach” – wspomina Pszczółka – „Pewnej nocy usłyszał ciszę – radio przestało grać. Telefon do studia – nikt nie odbiera. Zerwał się, na piżamę zarzucił płaszcz – bo listopad był – i ruszył do radia. A tam chłop zasnął… i to tak nieszczęśliwie, że ściągnął hebel”. Obraz prezesa w piżamie i płaszczu powracał później wielokrotnie, między innymi na stronie internetowej stacji. Wciąż żywe są też opowieści o łamaniu zakazu palenia w studiu czy o kolarzach, którzy w czasie wyścigu Tour de Pologne na przełęczy Przegibek wyprzedzili prezesa pędzącego wozem transmisyjnym. „Zanim weszły telefony komórkowe w czasie transmisji korzystaliśmy z radiotelefonów” – mówi Radek Pszczółka – „To było bardzo wygodne urządzenie. Jako redaktor naczelny dostałem też taki do domu. To były czasy, gdy na telefon stacjonarny czekało się latami”. Nieco mniej czasu – około dwóch lat – zajęło Telekomunikacji Polskiej wybudowanie ośrodka nadawczego na Skrzycznem. W połowie lipca 1992 roku ze szczytu najwyższej góry Beskidu Śląskiego na częstotliwości 100,8 MHz popłynął sygnał Polskiego Radia… i wymusił przeprowadzkę Delty ze 100,7 na 87,9 MHz.
„«Ja Kowalski mam nadajnik radiowy i chcem nadawać, proszę o zgodę, jak nie to i tak włączem». Był jeszcze załącznik – mamusia Kowalskiego napisała, że nie ma nic przeciwko temu, by syn nadawał… Podanie z Częstochowy wylądowało na biurku Marka Rusina, prezesa Państwowej Agencji Radiokomunikacji” – pisał Kurier Polski z 17 października 1992 roku. I żarty się skończyły. „Byle dyletant, wariat może nagle wtargnąć w eter. Grozi to nieobliczalnymi w skutkach konsekwencjami, może dojść do bardzo poważnych zakłóceń” – przestrzegał w tym samym artykule prezes PAR – „Wielka anarchia zaczyna panować w eterze. Pirackie stacje będziemy zamykać”. Cztery dni później Sztandar Młodych doniósł: „Dwie stacje radiowe: «Delta» z Bielska-Białej i warszawska «Wawa», i jedna telewizyjna: «Morze» ze Szczecina, wyczerpały już wszystkie możliwości prawne odwołania się od decyzji Państwowej Agencji Radiowej nakazującej im zaprzestanie nadawania – dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Łączności”. „Jak już, to raczej jest to korsarstwo, bo rozgłośnia dzieli się dochodami ze Skarbem Państwa” – mówił Radek Pszczółka na konferencji zwołanej po tych doniesieniach w siedzibie Delty. „Nie jesteśmy legalni, ale nie zgadzamy się, by umieszczać nas w jednym rzędzie z radiostacjami, które nadają ze starego autobusu jeżdżącego po mieście, by trudniej było je zlokalizować” – dodawał Fryderyk Olearczyk – „Nie robię tego dla pieniędzy, tylko z pasji i dla społeczeństwa”. Całe zamieszanie zbiegło się w czasie z finiszem prac nad ustawą o radiofonii i telewizji. W czwartek 15 października 1992 roku w Sejmie odbyło się głosowanie, po którym projekt trafił do Senatu. Ten – po wprowadzeniu poprawek – miesiąc później przyjął ustawę. Ostatecznego kształtu dokument nabrał na trzydziestym drugim posiedzeniu Sejmu 29 grudnia 1992 roku. Jeszcze w trakcie prac – na początku listopada – Klub Parlamentarny KPN złożył wniosek o zaniechanie działań przeciwko nielegalnym stacjom do czasu wejścia w życie nowych przepisów. Został on jednak odrzucony przez sejmowe komisje kultury i środków przekazu oraz ustawodawczą. Mimo to Delta pozostała już w eterze do dnia uzyskania upragnionej koncesji.
Do przesłuchania przed Krajową Radą Radiofonii i Telewizji doszło 24 marca 1994 roku. Oprócz Fryderyka Olearczyka w województwie bielskim chciało nadawać wydawnictwo Kleks, Fundacja SOS – Obrony Poczętego Życia i Gmina Miasta Żywiec. „Przesłuchanie trwało piętnaście minut. Inni byli przed Radą po pół godziny” – wspomina Olearczyk – „Ja na pytania odpowiadałem zanim mi je jeszcze zadali. Mówiłem o programie, sprzęcie, o antenach”. Miesiąc później KRRiT ogłosiła, że Delta koncesję otrzyma. „Zbiegło się to z obchodami trzeciej rocznicy istnienia Delty, która przez ten okres zyskała niemałą rzeszę sympatyków – ostatnie badania Biura Promedia wskazują wysoki, 64-procentowy wskaźnik słuchalności tej rozgłośni” – pisała kilka dni później Kronika Beskidzka. Formalnie dokument wydany został 1 września 1994 roku. Zgodnie z jego zapisami całodobowy program miał mieć charakter uniwersalny. Dzienniki i audycje publicystyczno-społeczne miały w nim stanowić nie mniej niż 17% czasu nadawania, audycje lokalne nie mniej niż 10%, audycje artystyczne nie mniej niż 6%, a audycje edukacyjne nie mniej niż 2%. W uzasadnieniu Rada napisała, że wniosek Fryderyka Olearczyka „spełnia poszczególne kryteria w wyróżniającym lub najwyższym stopniu, a łącznie spełnia wszystkie kryteria w stopniu pełniejszym niż inne podmioty, którym odmówiono koncesji”. KRRiT stwierdziła również, że „jest on oparty na realnych podstawach finansowych, zawiera prawidłowo skonstruowany plan działalności w części programowej i technicznej. Ponadto Wnioskodawca uzyskał dla swojej inicjatywy duże poparcie lokalnej społeczności”. Opłata za udzielenie zezwolenia ustalona została na dwieście milionów złotych. Jako lokalizacja obiektu nadawczego w dokumencie wskazana była przebiegająca przez wzgórza na północnym-wschodzie miasta ulica Witosa. Podstawa masztu znajdowała się na wysokości 399 metrów n.p.m. – to ponad 80 metrów wyżej niż centrum miasta – a sama antena wisiała 21 metrów nad poziomem terenu. „Nadawaliśmy stamtąd bardzo krótko” – wspomina Fryderyk Olearczyk – „Zasięg nie spełnił naszych oczekiwań”. Anteny powróciły więc na Browarną, co znalazło odzwierciedlenie w decyzji KRRiT z lipca 1995 roku. Do kolejnej przeprowadzki doszło w pierwszym kwartale 2001 roku – ponad rok po wyłączeniu emisji na 70,40 MHz. Wówczas sygnał popłynął z należącej do spółki TP Emitel wieży na Szyndzielni. „To inwestycja bardzo potrzebna” – mówił portalowi bielsko.biala.pl Olearczyk – „Słuchacze mają coraz lepsze radioodbiorniki, musimy zapewniać im sygnał o najlepszych parametrach”. Nowa lokalizacja uwzględniona została w koncesji stacji tuż przed dziesiątymi urodzinami – dokładnie 11 kwietnia 2001 roku.
Te dziesięć lat to codzienna ciężka praca dla setek tysięcy słuchaczy w tygodniu. „To regularne serwisy informacyjne, programy muzyczne, reportaże z terenu, liczne konkursy i zabawy dla słuchaczy. To również dokładne wiadomości co gdzie można kupić i sprzedać od suszarki do włosów aż po olbrzymie hale produkcyjne i handlowe” – pisała Kronika Beskidzka w kwietniu 1995 roku. „Nadawaliśmy bardzo szeroki program” – mówi Fryderyk Olearczyk – „Były audycje autorskie. W nocy przychodził ksiądz-psychoterapeuta i rozmawiał z osobami ze skłonnościami do samobójstwa, przychodzili lekarze, którzy prowadzili audycje dla chorych na stwardnienie rozsiane. Były też audycje muzyczne, dużo konkursów, na przykład gra w okręty. Byliśmy jak radio państwowe, tylko bardziej elastyczni” – podsumowuje prezes. W wakacje 1995 roku Delta przystąpiła do projektu KOSMOS, czyli Kodowanego Ogólnopolskiego Systemu Muzycznego Odbieranego Satelitarnie. Według założeń był to całodobowy program muzyczny przygotowywany przez Jazz Club Akwarium, w którym znalazły się transmisje koncertów gwiazd jazzu, ale też rocka i popu, a także audycje o filmie, teatrze i wystawach. Rozgłośnie same miały decydować jaką część programu wykorzystają. „Jeśli chcemy robić program nocny, to taniej i bardziej interesująco zrobimy to z KOSMOS-em. Poza tym ciekawe koncerty są dla nas niedostępne w inny sposób” – mówił Gazecie Wyborczej z 10 sierpnia 1995 roku Radek Pszczółka. Rok później Delta sama o sobie pisała tak: „Profesjonalny i doświadczony, a jednocześnie młody i dynamiczny zespół dziennikarski tworzy uniwersalny i atrakcyjny program słuchany z radością przez młodszych i nieco starszych mieszkańców Podbeskidzia. Reporterzy Radia «Delta» są wszędzie tam, gdzie może wydarzyć się coś ciekawego. Dziennikarze opracowują znakomite serwisy wisząc na końcówce PAP, szperając po Internecie i nieustannie nękając swoje źródła informacji. Własny program w Radiu «Delta» mają W. Mann i K. Materna, dla pokolenia X «Delta» nadaje «Klub X», miłośnicy kabaretu cenią audycje «Ściśle fajne» i «Szok-tok»”. Dalej znalazła się między innymi lista goszczących na antenie polskich i zagranicznych gwiazd oraz spis reklamodawców, którzy zaufali stacji – od Adidasa i Alpinusa po Wranglera i Zelmera. „Telefony rozgłośni rozgrzewają się do czerwoności nie tylko podczas konkursów, ale także w czasie poradniczych audycji o podatkach, emeryturach czy służbie wojskowej. Radio «Delta» żyje tym samym rytmem, jakim żyje lokalna społeczność, samo też jest inicjatorem i sprawcą wielu wydarzeń w regionie” – głosiła ulotka. Wśród nich akcji charytatywnych. Dziennikarze stacji rozgrywali mecze, w których mierzyli się z politykami czy lekarzami, organizowali slalom gigant na misce czy licytowali płyty „Abba Pater” z autografami papieża Jana Pawła II… Pieniądze zdobyte w czasie tej ostatniej aukcji przeznaczone zostały na mołdawski Kościół. „Najpierw chcieliśmy przekazać dochód na bielski Caritas. Jednakże po wizycie delegacji z Mołdawii w bielskim Instytucie Teologicznym zdecydowaliśmy razem z biskupem, że pomożemy w Mołdawii zbudować kościół” – tłumaczył w Gazecie Wyborczej z 15 lipca 1999 roku Radek Pszczółka. Ale Papież-Polak pojawił się w historii Delty już wcześniej. W czasie pobytu w Watykanie dziennikarz stacji Tomasz Nowotarski przeprowadził specjalny wywiad z Karolem Wojtyłą. „To był jedyny taki wywiad” – wspomina Olearczyk – „Udało się to dzięki biskupowi Rakoczemu. Było też błogosławieństwo dla słuchaczy Radia Delta”. Rozgłośnia wspierała również bielski szpital i budowę działającego do dziś basenu rehabilitacyjnego w Wojewódzkim Szkolnym Ośrodku Gimnastyki Korekcyjno-Kompensacyjnej. Od samego początku przyłączyła się też do Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy – na antenie zlicytowana została między innymi kurtka Jacka Kuronia oraz wypełnione samymi piątkami szkolne świadectwo Jana Marii Rokity promujące go do drugiej klasy.
O wyjątkowości Pierwszego Radia Podbeskidzia może również świadczyć fakt, że przez dwa lata posiadało własną orkiestrę symfoniczną. Nosiła ona nazwę „Delta Sinfonietta”. „Grała tam żona jednego z braci Golców” – wspomina prezes. Inauguracyjny koncert odbył się 3 maja 1993 roku, a powtórzony został pięć dni później. W programie znalazły się utwory takich kompozytorów jak Wolfgang Amadeusz Mozart, Saverio Mercadante i Jan Sebastian Bach. „Orkiestra działała dwa lata” – wspomina Fryderyk Olearczyk. Rozpadła się, gdy grający w niej studenci zaczęli znajdować sobie płatne zajęcia. Stacja patronowała też Bielskiej Kapeli Podwórkowej. Szczególne atrakcje dla słuchaczy Delta przygotowała na swoje piąte urodziny. W trwających od 30 kwietnia do 5 maja obchodach dziennikarze rozgłośni zmierzyli się z urzędnikami w siatkówce, koszykówce, piłce nożnej, dwóch ogniach oraz na torze przeszkód. „Pięciomecz zakończył się wręczeniem pucharu prezesowi Delty Fryderykowi Olearczykowi przez prezydenta miasta Zbigniewa Learczyka. Później odbył się wielki bankiet, na którym główną atrakcją były pieczone prosiaki” – pisała Kronika Beskidzka. Kolejne dni to zabawa „Disco Five Dance Live” w Dyskotece 44, darmowy seans „Króla Lwa” w kinie Apollo, spektakl „Nasze miasto” w Teatrze Polskim oraz wielki piknik na Błoniach na terenach Filii Politechniki Łódzkiej. „Jedzono, pito, brano udział w licznych konkursach sprawnościowych, jeżdżono konno i słuchano najrozmaitszych gatunków muzyki, płynącej ze sceny, od disco polo (Frantic) przez standardy rock’n’rollowe (Chrząszcze) i pop (Universe), aż po rocka w wykonaniu Pawła Kukiza i zespołu Piersi. Ostatniego koncertu słuchało około 6 tysięcy widzów” – donosiła ta sama gazeta. W 1994 roku dwójka dziennikarzy stacji – Radek Pszczółka i znany dziś z anteny RMF FM Darek Maciborek – wzięła udział w zorganizowanym przez Express Wieczorny ogólnopolskim plebiscycie „Mistrz Mikrofonu”. Pierwszy z nich został wyróżniony obok takich osób jak Piotr Kaczkowski, Wojciech Mann, Krystyna Bochenek, Janusz Weiss czy Andrzej Woyciechowski. Zwycięzcą plebiscytu został wtedy Tadeusz Sznuk. Lista radiowców, którzy przewinęli się przez Deltę jest długa. „Wojciech Babiarczyk – dziś Złote Przeboje, Arkadiusz Ekiert – Trójka , Maciej Szklarz – Teleexpress, Wojciech Szymański – korespondent Polskiego Radia w Berlinie oraz Piotr Świerczek – TVN 24” – uzupełniają się wzajemnie redaktor naczelny i prezes – „Inni chętnie podbierali nam redaktorów. Doświadczenie w Delcie otwierało drzwi” – dodaje Olearczyk. „Załoga była fajna, młoda, bardzo mnie lubiła” – wspomina prezes – „Żyliśmy jak rodzina. Ale wymagałem”. Potwierdza to Piotr Świerczek w wywiadzie dostępnym na stronie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. „Jako osiemnastolatek trafiłem do Radia Delta w rodzinnym Bielsku Białej. Przypadkowo zaproszono mnie do cyklicznej audycji młodzieżowej, gdzie dość szybko przegadałem prowadzącego. Zauważył to szef rozgłośni i zaproponował współprowadzenie audycji. Miałem wówczas iść na politechniczne studia budowlane, ale tak się mną zaopiekowano w Delcie, że zaczęło mi się podobać to co się dzieje za mikrofonem”. Za wymagającego uważa siebie również redaktor naczelny Radek Pszczółka, ale zaraz potem podkreśla, że działo się tak tylko w pracy. Prywatnie miał dobre relacje z podwładnymi, zdarzyło mu się nawet być chrzestnym czy świadkiem na ślubie kogoś z ekipy. „W lipcu mieliśmy spotkanie po latach – przyszło piętnaście osób” – dodaje.
Wraz ze zbliżaniem się dnia wygaśnięcia przyznanej w 1994 roku koncesji nieuchronnie nadchodził moment zmian. „Radio jest związane z gospodarką” – tłumaczy dziś prezes – „Wtedy spadał rynek reklamowy, dochody były coraz mniejsze, ale starczało na pensje, podatki, ZAIKS i opłaty. Kredytu na opłacenie nowej koncesji wziąć nie mogłem, bo było coraz gorzej”. Ostatecznie Olearczyk zdecydował o sprzedaniu radia. W efekcie 20 lutego 2001 roku wniosek o wydanie nowej koncesji złożyła spółka Przedsiębiorstwo Usługowo-Handlowe „HITT Bielsko”, w której założyciel Delty miał 50% udziałów, a drugie 50% spółka P.U.H. HITT z Katowic. Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji rozpatrzyła go pozytywnie i 28 sierpnia zdecydowała o przyznaniu nowego, ważnego siedem lat dokumentu. Miesiąc później do Rady wpłynął kolejny wniosek – tym razem o zmianę w zapisanej w koncesji struktury własnościowej. W nowym zestawieniu udziałowców Fryderyk Olearczyk już nie występował. „Deltę kupiło Radio Flash” – wyjaśnia – „Ale oni mieli ją krótko. Zobaczyli, że prezes dobrze zrobił, że sprzedał”. W tym samym czasie gdy Flash kupował Deltę sam został przejęty przez spółkę Ad.Point. Zmiany właścicielskie pociągnęły za sobą rewolucję na antenie. Już pod koniec grudnia 2001 roku portal Media FM przedstawiając Deltę pisał: „stacja lokalna z najdłuższym stażem na Podbeskidziu; słaba słuchalność; obecnie gra przede wszystkim przeboje, nadaje serwisy informacyjne własnej produkcji, mała liczba zatrudnionych pracowników”. Dwa tygodnie później to samo źródło donosiło: „Radio Delta z Bielska-Białej od Nowego Roku zrezygnowało z nadawania wiadomości”. W marcu głos zabrał prezes nowej spółki Ryszard Wojciechowski. Dziennikowi Zachodniemu powiedział, że po zmianach radio będzie miało szansę dotrzeć do poważnych reklamodawców w kraju, zaznaczył również, że w nowej ramówce mają przeważać wiadomości lokalne, które będą podawane co pół godziny. Ad.Point wprowadził też nowe hasło – „Pierwsze Radio Podbeskidzia” zastąpione zostało przez „Najlepsze hity, największe gwiazdy”. Z zapowiadanych zmian po trzech miesiącach udało się przywrócić serwisy lokalne nadawane pod hasłem „Wiadomości Beskidzkie” – jednak zamiast dwóch emisji w godzinie była tylko jedna – dwadzieścia minut przed pełną. Kolejną nowością było pojawienie się 15 kwietnia na 87,9 MHz sygnału RDS. Brak realizacji dalszych zapowiedzi można wiązać z trudną sytuacją finansową nadawcy. W dokumentach Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji odnaleźć można taką analizę z roku 2003: „Spółka Przedsiębiorstwo Usługowo Handlowe „HITT-Bielsko” Sp. z o.o. z siedzibą w Bielsku-Białej w dwu ostatnich latach ponosiła straty. Kapitał własny ma wartość ujemną, a poziom zobowiązań krótkoterminowych przekracza dwukrotnie poziom aktywów obrotowych. Podobnie trudna jest sytuacja finansowa jedynego udziałowca”. To fragment uzasadnienia odmowy przyznania dodatkowej koncesji na emisję programu w Knurowie na 88,1 MHz.
Kolejnym pomysłem na Deltę było granie ostrzejszej muzyki – pojawiło się nowe logo, tym razem z dużą literą delta, oraz hasło „To Twój Rock”. „Właśnie z głośników wieży skończyły się dźwięki «Come, as you are». Na wyświetlaczu biega: «DELTA FM; 87.9; 15:08; TO TWÓJ ROCK». Ludzie, kocham Was!” – to jeden z internetowych komentarzy z tego okresu. Ktoś inny wymienia kolejnych wykonawców – „Dobry stary rock reprezentowany przez takich wyjadaczy jak AC/DC, The Rolling Stones, Rush, The Cure, po takie nu metalowe kapele jak Linkin Park, 3rd Strike, Limp Bizkit. Gdy wszyscy pasjonowali się i namiętnie grali ich «Behind Blue Eyes», Delta grała «Eat me alive»”. Choć i tu bardziej uważni słuchacze dopatrzyli się oszczędności – zdarzało się, że ten sam prowadzący jednocześnie prowadził lokalne programy we Flashu i w Delcie, pisali nasi Czytelnicy. 18 lutego 2004 roku portal Media FM doniósł: „Bielskie Radio Delta to (już nie) jest Twój rock. W nocy z 12 na 13 lutego urodziło się nowe Radio Delta z hasłem: «Nasze rytmy budzą dzień» i np. «Najlepsze hity na 87,9 FM». Jest to format zbliżony do Planety i Eski. Wieczorem ostrzej – dance, techno i hip-hop”. Półtora miesiąca przed zmianą nadawca uzyskał zgodę na opuszczenie obiektu Emitela na Szyndzielni i zainstalowanie anteny na budynku górnej stacji kolejki linowej. Odbiło się to jednak negatywnie na jakości nadawanego programu. Na naszym forum Czytelnicy pisali: „Dźwięk nadawany przez tę stację jest bardzo cichy w porównaniu do innych stacji, a jego jakość też pozostawia wiele do życzenia” czy „Jakość Delty jest krótko mówiąc fatalna, na moim odbiorniku dało się słuchać w mono, sygnał stereo zanika, słychać jakiś świst w tle, przester itp.”. W sobotę 25 września 2004 roku o godzinie 17:00 Radio Delta zakończyło nadawanie. W jego miejscu pojawiło się „Twoje Radio numer jeden – Radio Planeta 87,9 FM”. Była to czwarta Planeta w Polsce – po Śląsku, Opolu i Krakowie.
„Drugi raz radia bym nie zakładał” – zwierza się Fryderyk Olearczyk – „Filantropem trzeba być. Chciałem stworzyć prywatne radio, tak, żeby się czuło, że to jest ich radio. Nie dla siebie, bo wtedy bym robił biznes. Radio to była moja pasja. Dziś też mam swoje radio” – mówi wskazując na stojącą na biurku radiostację krótkofalarską – „I mam w zasięgu cały świat”.
Comments
Po dobrze robionej lokalnej Delcie, później Planecie która miała całkiem dobre wyniki słuchalności i której sam czasami słuchałem, na początku skali nadaje teraz stacja której słuchalność nie odbiega od średniej krajowej. Trzeba otwarcie powiedzieć, że obecnie lokalna częstotliwość 87.9 po prostu jest marnowana. A Radio Bielsko wykorzystuje sytuację i miażdży konkurencję.
o ile pamiętam był jeszcze jeden redaktor- Marek Omelan który trafił do katowickiej telewizji jako prezenter pogody
Krzyśku, byłeś w BB? Trza było dać znać ;)
p.s. O Radiu Bielsko także ukaże się artykuł?
Plan wizyty był bardzo napięty ;) Radio Bielsko nie tym razem.
Dziękuję Slavost za pamięć i wpis. To największa nagroda za moją pracę w Delcie od samego początku, przez pierwszych kilka lat. Przykre tylko, że kolega naczelny Pszczółka i prezes Olearczyk o tym nie pamiętają. Nie pamiętają również o wielu innych koleżankach i kolegach tworzących Deltę w pierwszych latach istnienia. Elżbieta Pąkcińska, Beata Gajdziszewska, Przemek Niżnik, Piotrek Barszczowski, kolega Bertoldi, Tomek Furtak, Marek Olearczyk - syn prezesa, Jarosław Kareta i inni. Czyżby luki w pamięci?
Małe sprostowanie z mojej strony. Te nazwiska, o których jest w tekście, padały dość szybko (wymieniali je na przemian obaj moi rozmówcy) i fakt, nie padły wszystkie wymienione przez Pana... ale niektóre tak, a ja z tego prozaicznego wspomnianego wyżej powodu zapisałem je nieczytelnie i później nie mogłem wykorzystać w tekście. Po fakcie działa to tak, że widzę Pana nazwisko, patrzę w moje zapiski i sobie myślę, że to takie oczywiste, że tak powinienem je odczytać. Także przepraszam za wprowadzone zamieszanie... i mam nadzieję, że istnienie w pamięci słuchaczy, którzy uzupełnili ten fragment jest swego rodzaju wynagrodzeniem mojego faux pas.
Dziękuję <Krzysztof Sagan> za wyjaśnienie. Wydaje się, że przeprosiny z pańskiej strony należą się również Panom Pszczółce i Olearczykowi. Za sprawą pańskiego braku rzetelności dziennikarskiej, w/w Panom oberwało się z mojej strony. Bardzo proszę tego dopilnować w poszanowaniu prawdy.
Dziękuję i pozdrawiam,
Marek Omelan.
W tekście napisałem, że lista jest długa. Nie pisałem, że będę wspominał o wszystkich. Ostatecznie zdecydowałem się wymienić osoby znane z ogólnopolskich anten... a więc potencjalnie każdemu Czytelnikowi strony, która nie ma charakteru regionalnego, a ogólnokrajowy. Co jest w tym nierzetelnego? Dodam też, że Pan Olearczyk autoryzując artykuł nie miał uwag do tak przeprowadzonej selekcji nazwisk. Informację o tym, że i o Panu pamiętał przekazłem dobrodusznie, a Pan - w oparciu o brak informacji o sobie - nie twierdzi nawet, że to artykuł jest nierzetelny, a uderza personalnie we mnie i mój warsztat. Czy to są te właściwe standardy dziennikarskie? Ja swoich studentów uczyłem inaczej...
Cytuję pańskie słowa:
"Te nazwiska, o których jest w tekście, padały dość szybko (wymieniali je na przemian obaj moi rozmówcy) i fakt, nie padły wszystkie wymienione przez Pana... ale niektóre tak, a ja z tego prozaicznego wspomnianego wyżej powodu zapisałem je nieczytelnie i później nie mogłem wykorzystać w tekście."
Co mam na to odpowiedzieć? Dziennikarz nie może tłumaczyć się, że nieczytelnie zapisał coś z wywiadu czy rozmowy i dlatego nie umieścił tego w tekście, bo nie może tego, co sam napisał odczytać. To jest właśnie pański warsztat i dlatego to Pan jest nierzetelny w tym, co i jak robi. To ja się pytam Pana, czy to są te właściwe standardy dziennikarskie? Tego chyba nie uczy Pan swoich studentów?
Kolejny cytat, tym razem z tekstu artykułu:
"Lista radiowców, którzy przewinęli się przez Deltę jest długa. „Wojciech Babiarczyk – dziś Złote Przeboje, Arkadiusz Ekiert – Trójka , Maciej Szklarz – Teleexpress, Wojciech Szymański – korespondent Polskiego Radia w Berlinie oraz Piotr Świerczek – TVN 24”
Rzeczywiście pięć osób to dużo i lista jest długa. Ratując się przed moim zarzutem nierzetelności, tłumaczy Pan, że wybrał tylko te osoby, które obecnie reprezentują ogólnopolskie media. Ja bym napisał, że wśród wielu radiowców tworzących Deltę, jest kilka, które obecnie reprezentują media ogólnopolskie i tu je wymienił. I wszystko jasne i czytelne. Tego niech Pan uczy swoich studentów - rzetelności i rozumienia tego, co się pisze a co inni mogą przeczytać.
Nieczytelny zapis był tylko przyczynkiem do podjęcia słusznej decyzji o niezasypywaniu Czytelników pełną listą nazwisk, która byłaby po prostu trudna do strawienia w tekście. Wszak to artykuł, a nie lista numerowana. I co za tym idzie nie znalazły się na niej również czytelne nazwiska. Chciałbym natomiast zauważyć, że zarzut dotyczący swojej nieobecności postawił Pan na samym początku. Czy każdy dziennikarz poruszający jeden temat czy wycinający jedną setkę z konferencji prasowej (nawet z tak błahego powodu, że inna mu się źle nagrała) jest nierzetelny, bo nie przedstawia widzom całego zapisu spotkania? Czy jeśli np. Prezydent przyznaje odznaczenia pięćdziesięciu osobom, a telewizja pokaże przypinanie orderu jednej czy dwóm, to autor materiału jest nierzetelny, bo powinien pokazać wszystkie pięćdziesiąt?
Czy naprawdę tak trudno zrozumieć to co napisałem: "...wśród wielu radiowców tworzących Deltę, jest kilku, którzy obecnie reprezentują media ogólnopolskie i tu ich wymienił... Nie proponowałem wymienianie długiej listy wszystkich znanych z anteny Delty. Niech Pan czyta ze zrozumieniem treści. Jest Pan w końcu nauczycielem akademickim a to powinno zobowiązywać do pewnego poziomu intelektualnego. Na początku przyznał się Pan do swojego niedbalstwa w sposobie zapisywania a teraz kręci Pan na zupełnie inny temat. Żałosne jest to, że brnie Pan w to dalej i za chwilę się Pan w swoich "wywodach" utopi. Pan nie wyciąga wniosków i jest przekonany o swojej nieomylności. Z własnego, ponad 30 letniego doświadczenia dziennikarskiego wiem, że pisanie dobrych i zrozumiałych artykułów to duża sztuka. Zalecam więcej pokory a wyjdzie to Panu tylko na dobre. Kończę tę wymianę uwag bo widzę, że to nie ma sensu.
Ależ ja nie przeczę, że Pana wersja tego zdania jest równie dobra co moja. Tylko zdanie to już zostało napisane, autoryzowane i opublikowane. Także proszę czytać ze zrozumieniem - napisałem, że to była przesłanka do tego, żeby nie robić z artykułu niestrawialnej listy nazwisk. Czy zatem opisując Polskie Radio powinienem wypisać kilka tysięcy zatrudnionych tam osób, bo ktoś mógłby się poczuć niedoceniony? W tekście jest mowa o tym, że w szczytowym momencie w Delcie pracowało kilkanaście osób - siłą rzeczy nie ma podstaw by osoba o "pewnym poziomie intelektualnym" miała przypuszczać, że wymieniona z nazwiska piątka (czy nawet siódemka - z panami Pszczółką i Olearczykiem) miałaby być całym zespołem. Kropka.
Redaktor Marek Omelan - jak pamietam - prowadzil swoje audycje na dosc wysokim poziomie merytorycznym (dorownujacym poziomowi Polskiego Radia) - jak na to radio Delta.Szczerze-bylo to pierwsze radio Podbeskidzia ewenement nawet w skali Polski-ale szalu nie bylo.Dodajmy w pewnym czasie istnienia stacji kiepska jakosc modulacji jak z wkladki mikrofonowej umieszczonej w dlugim holu.Wiekszosc z nas (Bielszan-piratowUKF) byla fanami RMF (jeszcze przed ekspansja lokalna) na 70.06 MHz ktora to czestotliwosc byla "zaklocana" przez sasiadujaca na skali dolnego UKF - Delte nadajacej z dobrej wysokiej lokalizacji prawie z centrum Bielska-ul.Browarnej.Sam pamietam jak pracowalem pietro nizej na ul. Browarnej w tym budynku w pewnym Banku #### wszyscy tam sluchali innych stacji w biurach,w kolejnych firmach bylo podobnie zero Delty-swiadczylo to o bardzo niskopoziomowych audycjach - nie wystarczylo haslo "moje bo lokalne" ktore niby bylo koniem napedowym Delty,Pamietam audycje z udzialem redaktora Pszczółki z moimi bliskimi krewnymi na antenie(m.in.lekarze) - gdyby oni nie mieli gadanego - byla by katastrofa na antenie-redaktor nieprzygotowany do rozmowy.
Pamiętam, że w połowie lat 90-tych radio Delta przez dłuższy czas miało jakiś problem z nadajnikiem. Z racji tego, że mieszkałem blisko siedziby miałem bardzo silny odbiór. Niestety, oprócz właściwego sygnału stacji na 70,4 oraz 87,9 MHz, nadawane były także pewne "dodatki":
W okolicach 100,8 MHz słychać było jakieś bzyczenie, które utrudniało odbiór radiowej Trójki. Wiem, że to było od Delty, bo kiedy odstroiło się lekko odbiornik od Trójki, to pośród tych zakłóceń dało się słyszeć program bielskiej rozgłośni. Takie same zakłócenia były w okolicach 74 MHz.
Ponad to, Deltę dość dobrze dało się odbierać także na częstotliwości 105 MHz, choć sygnał był wyraźnie słabszy i z przydźwiękiem.
Z oferty programowej Delty najbardziej zapadła mi w pamięć "Akademia dowcipu mówionego". Był to kilkuminutowy program, w którym emitowane były mniej lub bardziej zabawne kawały, czytane przez lektora. Pomiędzy żartami pojawiały się śmieszne dżingle, tj. różnego rodzaju śmiechy, oklaski, czy odgłos spuszczania wody w toalecie. Sponsorem programu był bodajże producent kleju do glazury "Atlas".
Jeśli ma ktoś jeszcze nagrania tej audycji, bardzo byłbym dźwięczny za udostępnienie :-)
Szkoda, że nie ma już prawie lokalnych, niezależny rozgłośni...
Markowi Omelanowi muszę odpowiedzieć (dopiero teraz, bo nie miałem pojęcia o istnieniu tego tekstu): dzięki za pamięć, ale ja nie brałem udziału ani w rozwoju Radia Delta, ani (tym bardziej) w stworzeniu Radia Bielsko. Prawdopodobnie w ogóle nie było mnie wtedy w Bielsku-Białej... ;)
Pamiętam, jak mój brat - Marek Omelan - przywoził na zachód Opolszczyzny ładne naklejki z logiem Radia Delta, dla mnie, wówczas dziecka, były bardzo cenne (musiał to być rok 1991 lub początek 1992). Po drugie - do "Slavost" - Marek Omelan nie "trafił do TV Katowice "jako prezenter pogody," tylko do redakcji Aktualności.
Pozdr
Przemku, z tym brakiem udziału w stworzeniu Radia Bielsko to nadmierna skromność, chyba, że uzgodnimy zwrot "w tworzeniu RB".
Dzien dobry wszystkim. Ja tez po czasie tu trafilem ale chcialbym tez przypomniec o Wojtku Babiarczyku, Piotrku Wikarze, Grzesku Sikorze, Bogusiu - realizatorze ( niestety zapomnialem nazwiska), Wojtku Koconiu. Byl tez Marek Mzyk, Tomek Nowotarski, Monika Matl, moja skromna osoba i WIELU innych. To byla swietna przygoda. Byli tez ludzie od audycji tematycznych Jazz, Rock i Disco.
Realizator to pewnie Bogusław Karpiel.... Brawa dla Delty!