Przed dwoma laty opisaliśmy historię pewnego primaaprilisowego żartu, na który najpierw – po czterdziestu latach – nabrał się historyk północnego Mazowsza Marian Przedpełski, a po kolejnych niemal dwóch dekadach Honorowy Sierpczanin Antoni Jankowski. Ten ostatni wspomnienia o nieistniejącej w rzeczywistości rozgłośni zawarł w napisanej przez siebie książeczce „Sierpeckie niezapominajki”. Okazuje się, że opisów primaaprilisowych radiostacji w przedwojennej prasie było więcej! Mniejszym echem niż wspomniany artykuł z ogólnopolskiej „Anteny” odbił się żart wydrukowany sześć lat wcześniej przez dwutygodnik „Echo Ziemi Opatowskiej”. Wynika to zapewne z faktu, że tytuł ten jest znacznie trudniej dostępny – nie dość, że nakład był o wiele mniejszy, to jeszcze – z racji na lokalny charakter pisma – w czasie wojny wszystkie egzemplarze przypuszczalnie zgromadzone były na dość niewielkim obszarze. Przynajmniej niektórym z nich udało się jednak przetrwać i dziś dostępne są w Bibliotece Narodowej w Warszawie, Ossolineum we Wrocławiu oraz bibliotekach uniwersyteckich w Kielcach i Lublinie. Niemałą pracę musiał wykonać zatem dziennikarz „Tygodnika Nadwiślańskiego”, Jan Adam Borzęcki, który przedwojenną historię przytoczył w tekście opowiadającym o przyznaniu koncesji Radiu Opatów. Artykuł „Legalnie w eterze” ukazał się 27 maja 1994 roku. W tym miejscu wypada podziękować autorowi za wskazanie oryginalnego źródła – dzięki temu weryfikacja informacji nie była już tak czasochłonna jak w przypadku Sierpca.
Jak wynika z notatki prasowej w piśmie »Echo Ziemi Opatowskiej« z 1932 roku, już wtedy przymierzano się do budowy stacji nadawczej w Opatowie. Radiostacja miała być zlokalizowana w lasku okalińskim, a budowę prowadzić miało włoskie konsorcjum, którego dziełem była największa ówcześnie stacja na świecie w amerykańskim stanie Ohio. Gazeta zapowiadała rychłe wmurowanie kamienia węgielnego i niezwłoczne przystąpienie do prac. Stacja miała obsługiwać teren województwa kieleckiego, a w szczególności powiat opatowski. Nie wiadomo dlaczego zamierzenia te nie zostały zrealizowane. Prawdopodobnie zaważyły względy ekonomiczne. Wiadomo jednak, iż dla przyszłej stacji zarezerwowana była częstotliwość.
Pierwszy numer dwutygodnika „Echo Ziemi Opatowskiej” ukazał się 15 lutego 1932 roku. Zdobywając się na tak poważny krok, jakim jest wydawanie w dzisiejszych czasach czasopisma regionalnego, kierowaliśmy się wiarą w istotną potrzebę tego wydawnictwa, którego brak dawał się mocno odczuwać na terenie powiatu, a czego dowodem są liczne głosy, wzywające nas do założenia kamienia węgielnego pod zręby prasy miejscowej – głosił wstępniak. W tworzenie „organu” dla „szerokich sfer społeczeństwa miejscowego” zaangażowane zostały „najwybitniejsze osobistości powiatu opatowskiego” – „znani działacze społeczni, kierownicy ruchu spółdzielczego, pracownicy na polu samorządu, przedstawiciele nauczycielstwa, pracującej inteligencji, rolnicy, robotnicy i rzemieślnicy”. W kontekście żartu, na który nabrał się po sześćdziesięciu latach tarnobrzeski dziennikarz ekipa bardzo dosłownie potraktowała dalsze słowa ze wstępniaka – Zadaniem naszem jest odzwierciedlać wszelkie przejawy życia społecznego, gospodarczego i politycznego powiatu. Nie będziemy jednak tylko biernymi obserwatorami życia codziennego. Zostali również jego kreatorami…
Gazeta kosztowała 20 groszy – tyle, co według dostępnej na jej łamach tabeli miał kosztować kilogram kości, ćwierć kilograma mięsa wołowego czy połowa kilogramowego chleba pszennego. Przekroczenie tych cen było karalne! Zgodnie z założeniami obok tematów politycznych znalazły się w niej zapowiedzi kulturalne i porady – w numerze z 1 marca 1932 roku redaktor (redaktorka?) radził jak wygubić odciski czy jak usunąć poty nóg*. Twórcy stawiali też nacisk na bezpośredni kontakt z Czytelnikami. W kolejnych numerach można było znaleźć „Odpowiedzi Redakcji”: Pani W.S. w Ostrowcu. Artykuł demagogiczny. Nie zamieścimy. Żołnierzowi w Opatowie. Radzimy pisać stale, by nabrać rutyny. Nie każdy dowcip nadaje się do druku. Była także rubryka z plotkami. Tę ostatnią prowadził człowiek podpisujący się jako Łysy Jegomość… i sądząc po jego felietonie „Strzały bez prochu” z 15 kwietnia 1932 roku, to on mógł maczać palce w opublikowanej dwa tygodnie wcześniej notatce o radiu. Piękną jest tradycja wysyłania znajomym, czy też nieznajomym, widokówek i niespodzianek primaaprilisowych. Przed wojną, ucieszne te figielki spoczywały w rękach kucharek i ich »aliganckich« kawalerów. Dalej wśród kawałów wymienia m.in. zdechłe myszy w pięknie opakowanych pudełkach i butelki z etykietą wina o smakowitym wyglądzie, lecz podejrzanej zawartości… Jak zauważa Jegomość, w latach trzydziestych wiele się zmieniło. Po wojnie ucywilizowane kucharki zrezygnowały z tej zabawy, a tradycja przeniosła się o kilka szczebli drabiny społecznej.
Inteligencką „zdechłą myszą” i „butelką z etykietą wina o smakowitym wyglądzie, lecz podejrzanej zawartości” była zamieszczona w numerze 4 z 1 kwietnia 1932 roku na stronie 3 wiadomość o rozpoczęciu budowy stacji nadawczej w lasku okalińskim. Jako, że „Echo Ziemi Opatowskiej” miało zasięg lokalny, nie mogło donosić o jej uruchomieniu. Czytelnicy wyposażeni w radioodbiorniki bez problemu zweryfikowaliby to doniesienie. Zresztą wystarczyłby tylko dobry wzrok, aby zobaczyć, że w pobliżu miasta nie stoi żaden maszt.
Jak nas informują, w najbliższej przyszłości na terenie lasku Okalińskiego, stanowiącego własność miasta, ma być wybudowana radio-stacja nadawcza. W tych dniach zostanie wmurowany kamień węgielny i natychmiast fachowcy przystąpią do pracy. Roboty prowadzić będzie włoskie konsorcjum Silirpa Amirp, którego dziełem jest jedna z najsilniejszych stacji w świecie, mianowicie w Los Berugnoes w Stanie Ohio.
Wstępne prace rozpoczęto już w dniu 30 p.m. Nowa Stacja obsługiwać będzie województwo kieleckie, a w szczególności powiat opatowski.
Pełne enegrji Kierownictwo »Echa Ziemi Opatowskiej« jest na drodze do zrealizowania codziennych komunikatów, informujących abonentów o ważniejszych wypadkach powiatu.
Powyższa wiadomość, z powodów zrozumiałych, zelektryzowała szerokie warstwy naszego społeczeństwa.
W kolejnym numerze – również na stronie 3 – znalazła się wzmianka, na którą nie trafił już dziennikarz tarnobrzeskiego tygodnika:
Radio-stacja nadawcza w Opatowie, o budowie której wspomnieliśmy w No 4 E.Z.O., jak zresztą łatwo się było domyśleć, jest chochlikiem primaaprilisowym.
I w zasadzie wszystko jest już jasne… poza jednym. Gdzie znajdował się owy lasek okaliński – występujący również we wspomnieniach dotyczących I wojny światowej – i w którym miejscu na naszej mapie numieścić ten odcinek? Nie udałoby się tego rozstrzygnąć, gdyby nie pomoc rodowitych Opatowian. To taki zagajniczek nad Opatówką, nieopodal Oficjałowa – wytłumaczył zagadnięty o tę kwestię mieszkaniec miasta. Lasek to dużo powiedziane, ale klasa na wagarach się mieściła – dopowiedziała z uśmiechem jego koleżanka. Tam obok jest wzgórze, na którym dziś stoi przekaźnik telefonii komórkowej. To nieźle wtedy ktoś wykombinował… – podsumował mężczyzna.
* – jeśli ktoś byłby zainteresowany, przytaczam: w przypadku odcisków gazeta poleca przestronne obuwie oraz moczenie przez kilka wieczorów nóg w gorącej wodzie z domieszką trzech łyżek sody na miednicę. Po kwadrans wystarczy. Odciski powinny zniknąć po 7-10 dniach. Jeśli zaś chodzi o usuwanie potów nóg, to tu sprawa jest bardziej skomplikowana. Jeśli nie pomogą częste kąpiele w ciepłej wodzie należy dodać dwie garście kory dębowej lub jedną łyżkę formaliny na miednicę. W cięższych przypadkach redaktor poleca wymieszanie 40 gr wody destylowanej, 30 gr spirytusu i 30 gr formaliny oraz nacieranie.
Obok porad i plotek gazeta drukowała też zagadki logiczne. Poniższa pochodzi z testu, który rozwiązywali wówczas kandydaci na angielskich urzędników. Zachęcam do przesyłania rozwiązań (z uzasadnieniem) na mail gra@radiopolska.pl – czeka primaaprilisowa niespodzianka ;)
- Nazwiska maszynisty kolejowego, konduktora i palacza na lokomotywie – nie w odpowiednim porządku – brzmią: Kowalski, Piotrowski, Zawadzki.
- Nazwiska pasażerów były: Dr Kowalski, Dr Piotrowski, Dr Zawadzki.
- Dr Zawadzki mieszka w Warszawie.
- Konduktor mieszka w połowie drogi między Warszawą i Poznaniem.
- Pasażer noszący to samo nazwisko co konduktor mieszka w Poznaniu.
- Dr Piotrowski zarabia rocznie 12500 zł.
- Pasażer, który mieszka w najbliższym sąsiedztwie konduktora zarabia dokładnie trzy razy więcej niż konduktor.
- Zawadzki wygrał od palacza partję bilardu.
- Pytanie: Jak nazywa się maszynista?
Comments
There are no comments