(56) Poznań, Warszawa, Kraków, Warszawa
Krótka historia sygnału czasu. Jak astronomów zastąpiły komputery...
„Już za chwilę nadamy sygnał czasu z Laboratorium Czasu i Częstotliwości Głównego Urzędu Miar w Warszawie; początek ostatniego, wydłużonego sygnału oznacza punktualnie godzinę dwunastą” – tę zapowiedź, obecną codziennie kilka chwil przed południem na antenie radiowej Jedynki, słyszał chyba każdy. Obecną formę zyskała ona 34 lata temu – niedawno, biorąc pod uwagę fakt, że dokładny czas za pośrednictwem radia w Polsce podawany jest już od 91 lat! Kiedy nie było automatycznie synchronizujących się zegarków ani teletekstu, w którym zawsze można sprawdzić aktualną godzinę, audycja ta miała niebagatelne znaczenie! Doczekała się nawet wzmianki w jednej z międzywojennych piosenek… Fraza „Sygnał czasu, płyty, gimnastyka, odczyty” pojawiła się 85 lat temu w napisanym przez Emanuela Schlechtera tekście, wedle którego panna Leokadia nie może żyć bez radia1. Jak zatem ustawiano zegarki zanim odbiorniki trafiły pod strzechy?
Choć dziś trudno w to uwierzyć, jeszcze 150 lat temu każde niemal miasto żyło według własnego czasu miejscowego prawdziwego2. W Krakowie obowiązywał wówczas czas krakowski, wyznaczany w tamtejszym Obserwatorium, a w Warszawie – czas warszawski, o który dbali astronomowie z Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego. Ten ostatni różnił się np. od czasu paryskiego o godzinę i 14 minut3. Tego typu rozbieżności stanowiły niemały problem na kolei. Zanim zdecydowano się na wprowadzenie stref czasowych zdarzało się, że zaraz po wejściu do pociągu należało przestawić zegarek. Wspomniany czas warszawski różnił się od obowiązującego w pociągach na terenie zaboru rosyjskiego czasu petersburskiego – mierzonego od południka przechodzącego przez Obserwatorium w Pułkowie – o 37 minut i 11 sekund4. Był jednak też wyjątek – kolej warszawsko-wiedeńska kursowała według czasu warszawskiego5. W efekcie tego zamieszania zegary na dworcach wyposażone były w dwie minutowe wskazówki!
Porządkowaniem tego bałaganu było wprowadzenie czasu strefowego. Z uwagi na rozbiory nie przebiegło ono w tym samym momencie na wszystkich ziemiach późniejszej Rzeczypospolitej. Jako pierwsze czas środkowo-europejski wprowadziły Austro-Węgry. 6 grudnia 1891 roku w Krakowie czas… zatrzymał się na 20 minut6. Był to dzień, kiedy hejnał w południe zagrany został dwa razy7! W 1893 roku czas strefowy wprowadziły Niemcy, natomiast na terenie zaboru rosyjskiego czas lokalny obowiązywał aż do I Wojny Światowej, kiedy zmianę wprowadzili okupanci.
Zanim sygnał czasu nadawany był przez radio, informacja o aktualnej godzinie przekazywana była mieszkańcom na inne sposoby. W Krakowie wyznacznikiem południa był hejnał. Już w początkach wieku XIX posługacz obserwatorium astronomicznego, uniwersyteckiego, miał dodatkową pensję wypłacaną przez miasto za to, że punktualnie w południe każdego dnia chorągwią z dachu obserwatorium nadawał sygnał, który był odbierany przez strażaka w wieży mariackiej, który dzięki temu wiedział kiedy zacząć trąbić – mówił w rozmowie z nami Michał Kluza z Muzeum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W późniejszych latach człowieka z chorągwią zastąpił telefon8. W Warszawie pierwszy publiczny zegar zainstalowany został na nieistniejącym już dziś budynku ratusza na Rynku Starego Miasta9. Później rolę tę przejął czasomierz na Zamku Królewskim. Miejscem, gdzie można było sprawdzić czas z astronomiczną dokładnością było obserwatorium przy Alejach Ujazdowskich10. W jego witrynie zainstalowany był duży zegar firmy Lilpop. Jak wspominał Ludwik Zajdler, nie był on bardzo precyzyjny… ale jego wskazania codziennie były korygowane przez astronomów11. Dokładny czas można było odczytać również na chronometrze typu okrętowego firmy „Ulysse Nardin”, wystawionym w witrynie zakładu Adolfa Modro przy ulicy Marszałkowskiej. Wiarygodności jego wskazaniom dodawała tabliczka: „zegarmistrz Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego”.
O podawaniu czasu przez radio krąży wiele anegdot. Niekiedy zmieniają się w nich tylko daty, miasta i nazwiska bohaterów. Wersję krakowską w książce „Mówi Kraków przez radio” przytoczył Witold Ślusarski. Antoni Wichura, krakowski spiker, pytany skąd bierze dokładny czas, miał odpowiadać:
– Do pracy chodzę codziennie obok zakładu zegarmistrzowskiego pana Płonki, gdzie na wystawie wiszą rozmaite zegary i wszystkie wskazują ten sam czas. Nakręcam tedy swój zegarek podług tych z wystawy i w odpowiedniej chwili informuję słuchaczy patrząc na swój czasomierz, że jest godzina ta i ta – odpowiadał niezmiennie Wichura.
Ale razu pewnego powodowany niepokojem Jego Magnificencja Tadeusz Lehr-Spławiński12 zapytał zegarmistrza, skąd on bierze dokładny czas dla swoich zegarów na wystawie. Mistrz zgodnie z prawdą odpowiedział:
– Z radia, panie rektorze. Od Antoniego Wichury13.
W pierwszych latach działalności Polskiego Radia dokładność podawanego przez spikera czasu miała – według zapewnień przedstawicieli spółki – wynosić 15 sekund. W praktyce jednak odstępstwa od czasu wzorcowego bywały znacznie większe. Na tyle duże, że wiosną 1928 roku warszawscy astronomowie – Michał Kamieński, Jan Gadomski i Eugeniusz Rybka – mieli wystosować do prasy codziennej następujący komunikat: Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Warszawskiego komunikuje, że z podawanymi przez Polskie Radio sygnałami czasu, obarczonymi poważnymi błędami, nie ma nic wspólnego14. Wspominał o tym Eugeniusz Rybka w liście do autora artykułu o 50-leciu sygnałów czasu w Polskim Radiu, Ludwika Zajdlera. Przekazane przez niego informacje były jednak na tyle nieprecyzyjne, że nie udało nam się odnaleźć rzeczonego tekstu w przedwojennej prasie. Na niedokładność czasu podawanego przez Polskie Radio zwracali też uwagę krakowscy astronomowie. Niestety, radjosygnały godzinowe, nadawane z Warszawy przez Polskie Radjo, nie mogą być uważane za pożyteczne dla osób, potrzebujących naprawdę dokładnego czasu. […] Spółka Akcyjna Polskie Radjo, niejednokrotnie pozwoliła sobie na błędy, znacznie przewyższające owe sakramentalne 15 sekund. Na czasie Polskiego Radja przy obecnej organizacji polegać więc niepodobna – pisano w „Roczniku Astronomicznym Obserwatorjum Krakowskiego na rok 1928”15.
Jak podaje leksykon „Co, gdzie, kiedy po raz pierwszy”, pierwszy radiowy sygnał czasu – nadawany później regularnie – wysłano z wieży Eiffla w Paryżu w roku 191316. Korzystając z taniego i prostego urządzenia, składającego się z anteny w ogródku, cewkowego detektora i telefonu, każdy może słuchać, siedząc wygodnie w domu, sygnałów nadawanych codziennie z Paryża w pewnych odstępach czasu – pisał redaktor cytowanego w książce czasopisma „Illustrated London News”. Według ustaleń Ludwika Zajdlera, paryskie obserwatorium rozpoczęło nadawanie sygnałów czasu poprzez radiostację Tour Eiffel na fali 2650 metrów już w roku 191017. We wskazanym wcześniej roku 1913 zostało natomiast powołane Międzynarodowe Biuro Czasu (Bureau International de l'Heure) z siedzibą w Paryżu, które przejęło koordynację służby czasu18. Sygnał ten nadawany był według schematu „ONOGO” – tzn. w 57. minucie danej godziny pięciokrotnie nadawana była alfabetem Morse’a litera X (kreska, kropka, kropka, kreska), przez ostatnie pięć sekund – litera O (trzy kreski), w 58. minucie pięciokrotnie nadawana była litera N (kreska, kropka), przez ostatnie pięć sekund litera O, a w 59. minucie pięciokrotnie nadawana była litera G (kreska, kreska, kropka), w ostatnich pięciu sekundach litera O19. Już w drugiej połowie lat dwudziestych Francuzi zastąpili „ONOGO” schematem BBC, który początkowo składał się z sześciu kropek nadawanych w ostatnich pięciu sekundach minuty – o xx:55, xx:56, xx:57, xx:58, xx:59 i xy:0020. Brytyjczycy po raz pierwszy wykorzystali go 5 lutego 1924 roku21. Według „Rocznika Astronomicznego Obserwatorjum Krakowskiego na rok 1928” sygnał czasu z obserwatorium Greenwich nadawany był z Daventry na fali 1600 metrów o godzinie 18:30:00 i 22:00:0022. W późniejszych latach – dla bardziej dobitnego zaznaczenia rozpoczynającej się minuty – ostatnia kropka została wydłużona do 0,5 sekundy i tym samym stała się kreską. Oba te sygnały można było odbierać na terenie Polski, podobnie zresztą jak niemiecki z położonego pod Berlinem Nauen na fali 3100 metrów (schemat ONOGO). Ten ostatni, choć sam z siebie działający poza zakresem „fal broadcastingowych”, retransmitowany był przez niemieckie stacje radiofoniczne23.
W Polsce pierwsze próby podawania czasu gwarantowanego przez obserwatorium astronomiczne przeprowadziło Radjo Poznańskie. Stało się to już trzy miesiące po rozpoczęciu działalności przez tę rozgłośnię – w wakacje roku 1927… Choć z dzisiejszego punktu widzenia były one dość nieudolne. Już w bieżącym tygodniu Radjo Poznańskie nadawać będzie codziennie wieczorem sygnał czasu. Dokładny czas stacja otrzymywać będzie za pomocą specjalnie umówionego kodu od obserwatorjum astronomicznego Uniwersytetu Poznańskiego w Górczynie drogą telefoniczną, a następnie podawać będzie sygnał prawdopodobnie zapomocą brzęczyka. Czas podawany będzie, jak się przewiduje, z dokładnością niemniejszą jak 2 do 3 sekund – odnotowano w „Kronice Poznańskiej” tygodnika „RAdjo” 17 lipca 1927 roku24. Tłumacząc z polskiego na nasze… Odbywało się to dotychczas w ten sposób, że obserwatorjum astronomiczne przy Uniwersytecie telefonicznie podawało czas stacji, która notowała go na stoperze, poczem podawała go słowami słuchaczom, zapowiadając zbliżającą się minutę i oznaczając ją następnie krótko słowem „stop” – wyjaśniał przedstawiciel pisma „RAdjo” trzy tygodnie później, 7 sierpnia 1927 roku25. Było to zaraz po uruchomieniu urządzenia automatycznie podającego czas z dokładnością do 0,5 sekundy, co stawiało poznański sygnał czasu w rzędzie pierwszych w Europie26. Sposób w jaki był on generowany redaktorowi tygodnika wyjaśnili asystenci obserwatorium – Stanisław Andruszewski i Jerzy Sławski27. Zegar, z którego nadaje się dokładny czas dla Radja Poznańskiego jest to chronometr Rieflera z wahadłem sekundowem. Mniejwięcej w połowie wahadła umieszczono małą listewkę, gdzie w umyślnych wydrążeniach spoczywają dwie krople rtęci. Podczas biegu wahadła zanurzają się w rtęci dwa cieniutkie pałąki druciane, dając w odpowiedniej chwili impuls prądu do obwodu drgającego modulatora. Modulator ten, widoczny na naszej fotografji z boku na stoliku, składa się z lampy dwusiatkowej, oraz z transformatora małej częstotliwości jako obwodu drgającego. Nadanie czasu odbywa się w sposób następujący: speaker na stacji zapowiada zbliżającą się godzinę, np. godz. 20:00, która oznaczona być ma przez trzy sygnały dźwiękowe, następujące po sobie w odstępach dwu sekund. Trzeci sygnał oznaczać ma pełną godzinę. Następnie przełącza się aparaturę stacji nadawczej bezpośrednio na linję telefoniczną z Obserwatorjum. Asystent Obserwatorjum włącza w odpowiedniej chwili za pomocą klucza Morsego modulator, i zegar automatycznie wybija 56, 58 i 00 sekund, dając trzy wyraźne, ostre i krótkie dźwięki w modulatorze i tem samem w antenie nadawczej stacji. Jednocześnie asystent kontroluje za pomocą aparatu odbiorczego dokładność sygnału28. Był to zatem autorski schemat, odmienny od tych wykorzystywanych przez Niemców, Francuzów i Anglików.
W Warszawie – a jednocześnie także w Krakowie, Katowicach i Wilnie – gwarantowany przez astronomów czas zaczęto nadawać 1 października 1928 roku w samo południe29. Stosowna umowa pomiędzy Polskim Radiem a Uniwersytetem Warszawskim zawarta została kilka miesięcy wcześniej, niedługo po opublikowaniu wspomnianego już listu, krytykującego dokładność podawanego przez radio czasu30. Do Obserwatorium przybył przedstawiciel Polskiego Radia (dyrektor lub jego zastępca), aby wyjaśnić okoliczności nadawania sygnałów czasu i poprosić o opiekę nad nimi. Dowiedzieliśmy się od niego, że spiker sprawdzał swój zegarek kieszonkowy z zegarem (chronometrem), umieszczonym w witrynie sklepu zegarmistrzowskiego i na tej podstawie nadawał sygnał czasu. Wyjaśniliśmy niedopuszczalność tego rodzaju przenoszenia czasu i wyraziliśmy zgodę, aby Obserwatorium nadawało sygnały – pisał Eugeniusz Rybka do autora artykułu „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”… tym samym przywołując kolejną wersję przytoczonej już wcześniej anegdoty31. Kolejne miesiące zeszły na połączenie obserwatorium z radiem specjalnym kablem, przygotowanie zegara, opracowanie schematu podawania czasu oraz ćwiczenia. O ile sobie przypominam, autorem schematu nadawania sygnałów czasu był prof. Michał Kamieński i on wyrysował tarczę, według której nadawaliśmy sygnały. Nie zanotowałem w swym dzienniku, kto nadał pierwszy sygnał czasu 1 października 1928 r., gdyż z powodu innych zajęć nie mogłem wziąć udziału w inauguracji. Może sygnał nadał Kamieński, prawdopodobniej jednak uczynił to Gadomski. Natomiast mam zanotowane, że ja sam po raz pierwszy nadałem sygnał czasu 2 października o godz. 12 – pisał profesor Rybka32. Oprócz Kamieńskiego, Gadomskiego i Rybki sygnały nadawali Lucjan Orkisz, Maciej Bielicki, Tryfon Karpowicz i Ludwik Zajdler33. Bo, co trzeba podkreślić, w przeciwieństwie do Poznania w Warszawie sygnał ten był nadawany ręcznie. Nadawanie sygnałów wymagało uwagi i skupienia. […] Posługiwano się tu zegarem z wahadłem sekundowym firmy Löbner, którego poprawkę ustalano co dzień na podstawie sygnałów czasu Nauen lub Paryż. Schemat zaznaczony był na tarczy zegara. Astronom patrząc na tarczę zegara i przeskakującą wskazówkę sekundową, operował kluczem [telegraficznym – przyp. K.S.] w takt wahadła i skoków wskazówki. Niekiedy trzeba było uwzględnić poprawkę zegara, jeśli przewyższała 0,1 s, co wymagało przyspieszenia lub opóźnienia samego sygnału – opisywał po latach w „Uranii” Ludwik Zajdler34. Sam sygnał był znacznie dłuższy od znanych dziś sześciu pików. Szczegółowo opisał go Jan Gadomski w Uranii nr 3/1928: Na 4-5 minut przed godziną 12-tą, względnie 20-stą speaker zapowiada nadawanie sygnałów dokładnego czasu, wyjaśniając krótko ich znaczenie. Trzy minuty przed godz. 12-stą, względnie 20-stą, odzywa się „tiker”, naśladujący szybkie tykanie zegara, w tle którego Obserwatorjum nadaje parę znaków próbnych (W = · – –, według alfabetu Morse’a). Dokładnie o 11h 58m 0s, względnie 19h 58m 0s następuje minutowa seria długich, czterosekundowych sygnałów wstępnych, nadawanych już z Obserwatorjum, zaczynających się w sekundach 0, 10, 20, 30, 40, 50, a kończących się odpowiednio o sekundach: 4, 14, 24, 34, 44, 54, jak wskazuje dołączony schemat, wyobrażający tarczę sekundnika na zegarze. Właściwy sygnał czasu nadawany jest w ciągu ostatniej minuty przed godz. 12-stą, względnie 20-stą. Rolę sygnałów wstępnych odgrywają w ostatniej minucie znaki dwusekundowe, zaczynające się na sekundach 2, 12, 22, 32, 42, 52, a kończące się odpowiednio na sekundach 4, 14, 24, 34, 44, 54. Właściwe zaś sygnały czasu stanowią dźwięki krótkie (kropki), przypadające, jak wskazuje schemat, na ostatnie sekundy każdego dziesiątka sekund. Ostatni dźwięk krótki serji ostatniej, złożonej z 6 kropek, oznacza dokładnie południe, względnie godzinę 20-stą czasu środkowo-europejskiego35. Opis nieco rozjaśniał dołączony do artykułu obrazek, tym niemniej wystukiwany ręcznie schemat był dość skomplikowany. Znacznie bardziej od sygnałów ONOGO czy BBC. Miał on jednak swoich zwolenników. Trzeba przyznać, że schemat był dobrze pomyślany, umożliwiał w ciągu ostatniej minuty (od 59m 10s do 60m 00s) w sposób ciągły porównywanie wskazania zegara z czasem „wzorcowym”, co najmniej sześciokrotnie. Pod tym względem sygnały warszawskie przewyższały wszystkie zagraniczne – pisał pięćdziesiąt lat później Ludwik Zajdler36. Pełna dokumentacja nadawanych sygnałów czasu spłonęła w czasie pożaru obserwatorium w czasie Powstania Warszawskiego. Udało się jednak ustalić, że oprócz wspomnianych już trzech astronomów – Rybki, Kamieńskiego i Gadomskiego – klucz telegraficzny obsługiwali także Lucjan Orkisz, Maciej Bielicki, Tryfon Karpowicz i Ludwik Zajdler37. Jako ciekawostkę można dodać, że od momentu rozpoczęcia nadawania przez Polskie Radio sygnałów czasu hejnalista z wieży mariackiej nie czekał już na znak z krakowskiego obserwatorium, a przed trąbieniem słuchał emitowanego przez stację programu.
Po ośmiu latach system ten został zmodyfikowany. Od roku 1936 sygnały nadawane były już półautomatycznie. Użyto do tego celu zegara wahadłowego Antoniego Gugenmusa z początku XIX wieku. Wahadło zaopatrzono w styki („domowej” konstrukcji, w pracach tych uczestniczyli M. Bielicki, T. Karpowicz i niż. podpisany) dla zwierania obwodów elektrycznych do amplifikatorni Polskiego Radia. Automatyzacja ta polegała na tym, że nadawane „per radio” sygnały krótkie („kropki”) pochodziły wprost z wahadła, natomiast sygnały długie („kreski”) powstawały przez manipulowanie także ręcznym kluczem; służył on także do „wygaszania” tych cosekundowych impulsów, których nie było w schemacie. Dla „zaoszczędzenia” styków zegar Gugenmusa uruchamiano tylko na czas nadawania sygnałów – pisał Ludwik Zajdler38. W ten sposób zapewniono dokładność rzędu kilku setnych sekundy39. Mniej więcej w tym samym czasie – a dokładnie w roku 1935 – w podziemiach Głównego Urzędu Miar przy ulicy Elektoralnej w Warszawie zainstalowany został nowy, bardzo dokładny zegar mechaniczny. Był to mechanizm firmy Synchronome, znany pod nazwą zegara Shortta40. On składał się z dwóch zegarów – z zegara głównego i zegara pomocniczego. Jego wahadło pracowało w warunkach niewysokiej próżni, co powodowało, że były mniejsze opory ruchu – wyjaśniał nam Albin Czubla, kierownik Samodzielnego Laboratorium Czasu i Częstotliwości w Głównym Urzędzie Miar – Zegar główny synchronizował co 30 sekund zegar pomocniczy… I taki zegar był źródłem dokładnych sygnałów elektrycznych co jedną sekundę. Z GUM-u sygnały te trafiały do Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie – jak zaznaczał Ludwik Zajdler – stanowiły bazę służby czasu41.
We wrześniu 1939 roku polski sygnał czasu – wraz z rozgłośniami Polskiego Radia – zniknął z eteru. Samo obserwatorium Uniwersytetu Warszawskiego – pod komisarycznym, niemieckim zarządem – w ograniczonym stopniu nadal prowadziło swoją działalność, m.in. pełniło służbę czasu dla miasta42. Stan ten utrzymywał się do wybuchu Powstania Warszawskiego. W dniu 2-go sierpnia 1944 r., wtargnęły na teren Obserwatorium dwa czołgi niemieckie oraz grupa bojowa wojsk SS. Runęła pod naporem „tygrysów” brama Ogrodu Botanicznego. Padło w sumie kilkanaście strzałów działowych, niszcząc całkowicie w pierwszym już momencie 20-centymetrowy refraktor Grubba wraz z kopułą zachodnią, oraz 13-centymetrowy refraktor Cooke’a, również wraz z kopułą. Obiektywy obu narzędzi zostały rozbite na drobne odłamki. Pociskami działowymi rozbito bramę wejściową gmachu, powodując poważne spustoszenia wewnątrz. Granatami ręcznymi podpalili SS-si parterowe kondygnacje. Obsada Obserwatorium, wraz z rodzinami i dziećmi, w liczbie 44 osób łącznie z pracownikami Uniwersyteckiego Ogrodu Botanicznego, wypędzona z piwnic, została ustawiona pod murem płonącego gmachu pod lufami karabinów maszynowych, przeznaczona na rozstrzelanie. Równocześnie czyniono przygotowania do całkowitego spalenia Obserwatorium, wnosząc bańki z benzyną pod drewniane sklepienie sali południkowej na górnym piętrze gmachu. Gdy rewizja, połączona z rabunkiem i zniszczeniem cenniejszych przedmiotów w gmachu, nie dała pozytywnych wyników, po długich i uciążliwych pertraktacjach, udało się uchylić wyrok śmierci, zarówno na ludzi, jak i na gmach. O ile idzie o ten ostatni, to tylko – jak się później okazało – na dni kilkanaście. Tymczasem jednak „zwycięska” ekipa SS-ów pozwoliła „łaskawie” przystąpić do gaszenia coraz gwałtowniej płonącego gmachu – dramatyczne wydarzenia po wojnie opisywał Jan Gadomski43. Przez kolejne osiem dni pracownicy byli wykorzystywani przez Niemców do ciężkich robót fizycznych w okolicy, a następnie wysiedleni – pieszo, jedynie z ręcznym bagażem – do obozu w Pruszkowie. W parę dni potem, według relacji pozostałych przy życiu w sąsiednich Łazienkach Polaków, Niemcy spalili doszczętnie gmach Obserwatorium wraz z wszystkimi książkami, narzędziami i mieszkaniami służbowymi astronomów. Wtedy to spłonęły „białe kruki” z XVI i XVII wieku oraz księgozbiór astronoma polskiego, Jana Śniadeckiego, założyciela (r. 1792) Obserwatorium Krakowskiego, z dymem poszło cenne archiwum meteorologiczne, zawierające oryginalne zapiski na czas: 18. VIII 1825 r. – 10. VIII 1944 r., oraz cała bogata biblioteka Obserwatorium, gromadzona przez cztery pokolenia – relacjonował Gadomski44.
Wydawać by się mogło, że w kwestii nadawania sygnału czasu na ziemiach okupowanych przez Niemców w latach 1939-1944 nie ma już nic do dodania… A jednak. Latem 1943 roku Muzeum Niemieckie w Monachium miało otrzymać telegram: Dla zapewnienia obsługi czasu Naczelna Komenda Marynarki Wojennej prosi o wypożyczenie starego, skonstruowanego przez Wanacha nadajnika sygnałów czasu w systemie ONOGO45. Z dalszej korespondencji wynika, że pracujący w latach 1919-1932 nadajnik – wraz z zegarem wahadłowym – miał zostać zainstalowany w radiostacji Boernerowo pod Warszawą. Historię tę – jak i próbę odzyskania sprzętu przez niemieckie muzeum pół wieku po wysadzeniu Transatlantyckiej Radiotelegraficznej Centrali Nadawczej w Babicach przez wycofujących się Niemców – opisał Jerzy Bogdan Raczek w książce „Dzieje Urzędu Radiotelegraficznego Babice-Boernerowo”46.
Los radiostacji w Babicach i Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego podzieliła też siedziba Głównego Urzędu Miar. W tej sytuacji Warszawa nie mogła wznowić prowadzonej przez jedenaście lat służby czasu dla Polskiego Radia… Powojenna odbudowa radiofonii była sprawą pilniejszą niż przekazywanie za jej pośrednictwem dokładnego czasu. Przez pierwszy rok radiowcy radzili sobie więc tak, jak dwie dekady wcześniej. Z tego okresu pochodzi przywołana już wersja anegdoty, której bohaterami byli Antoni Wichura, Tadeusz Lehr-Spławiński i krakowski zegarmistrz Płonka. Ale to nie jedyna opowieść o radiowym czasie z lat 1945-1946. Kaziu, dzisiaj usłyszałam, że radio podało złą godzinę, no zrób coś z tym – miała pewnego dnia, według relacji Leszka Kordylewskiego, powiedzieć swojemu mężowi Jadwiga Kordylewska, żona krakowskiego astronoma47. Ojciec mój zadzwonił wtedy do radia i mówi: „Dlaczego podajecie zły czas?” – relacjonował syn Kazimierza Kordylewskiego, Leszek – „Bo my mamy taki nakręcany jakiś zegar i on nie zawsze dobrze chodzi i akurat spaźniał się i dlatego”. Wtedy powstała idea, że astronom, który musi dokładnie znać czas, może ten czas precyzyjnie radiu udostępnić. Stosowną umowę podpisał ówczesny dyrektor obserwatorium Tadeusz Banachiewicz48. Sygnał nadawany był od 12 lutego 1946 roku z mieszczącego Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego budynku Collegium Śniadeckiego przy ulicy Kopernika w Krakowie. Przez pewien czas na antenie pojawiał się trzy razy dziennie – rano, w południe i wieczorem – później już tylko w południe. Pamiętam, że zawsze sygnał poranny był wyżej honorowany niż południowy i tak samo świąteczne były dwa razy droższe niż w dni powszednie – opowiadał Jan Mietelski, jeden z kilku astronomów współpracujących z Kazimierzem Kordylewskim49. Sygnał nadawany był z pomieszczenia na drugim piętrze – wspominał w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane” Leszek Kordylewski – Tam było zawsze zimno, nigdy nie było pieca50. Podobnie jak w roku 1928 cała operacja odbywała się ręcznie. Sam ten sygnał, to „bipanie” tak zwane, generowane było przy pomocy bardzo prostej rzeczy, mianowicie kluczem telegraficznym, tak zwanym kluczem Morsego – wyjaśniał Kordylewski – Przyciskanie tego klucza dawało połączenie elektryczne, a uwolnienie dawało rozłączenie. Przy okazji opracowany został zupełnie nowy schemat. Cały proces był krótszy niż przed wojną i łącznie z zapowiedzią trwał nieco ponad minutę. Po słowach „Mówi Kraków. Zbliża się godzina dwunasta. Za chwilę Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego poda czas z dokładnością do pół sekundy. Po sygnale czasu i hejnale z wieży mariackiej połączymy się z Warszawą”51 – o godzinie 11:59:00 – rozpoczynało się nadawanie dwudziestu czterech sekundowych sygnałów („kresek”) przerywanych sekundowymi pauzami. Po nich, o 11:59:47, następowało dziewięć sekund ciszy, po czym od 11:59:56 do 12:00:00 nadawanych było pięć krótkich sygnałów („kropek”). Ta informacja, że z dokładnością do pół sekundy była tak asekurancka, ponieważ ojciec mój zawsze twierdził, że nadaje ten sygnał dużo dokładniej – wspominał Leszek Kordylewski – Mówił, że sekundę można podzielić nawet na dziesięć części i twierdził, że on nadaje ten sygnał z dokładnością do jednej dziesiątej sekundy. Jan Mietelski zapamiętał, że Kazimierz Kordylewski mówił o dokładności do dwóch setnych sekundy52. Choć my się z tych dwóch setnych trochę śmialiśmy – mówił w rozmowie z nami. Jak wykazały badania kontrolne przeprowadzone przez Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Poznańskiego, w zależności od osób podających sygnał dokładność ta wahała się od 4 do 13 setnych części sekundy53.
A jak wyglądało to od drugiej strony? Najpierw godzinę wcześniej się odebrało międzynarodowy sygnał rytmiczny, który w takich koincydencjach z chronometrem pozwalał wyznaczać poprawkę zegara do setnej części sekundy – wspominał Jan Mietelski – No i potem, jak już się znało poprawkę aktualną chronometru, no to się notowało taki schemat jak nadać, w której sekundzie zacząć kreski, kiedy skończyć, kiedy kropki zacząć, patrząc cały czas na chronometr. Kolejny ważny moment przychodził pięćdziesiąt minut później. Już na dziesięć minut przed nadawaniem sygnału obowiązywała kompletna cisza. Procedura zaczynała się od połączenia z Polskim Radiem – wspominał Kordylewski – Było bezpośrednie połączenie na tej zasadzie, że na stoliku stał telefon, który dla mnie był oryginalny, ponieważ miał słuchawkę z telefonem, ale nie miał tarczy. Nie było numeru, tylko była korbka, bo to była jedna linia tylko do połączenia się z radiem. Na dziesięć minut przed nadaniem sygnału ojciec zgłaszał gotowość do nadania. Bardziej szczegółowo opisał ten moment Jan Mietelski. Melduję: „Tu Obserwatorium, zbliża się godzina za dziesięć minut dwunasta, brak jeszcze tylu sekund”, po czym – „stop, w tej chwili jest dokładnie za dziesięć dwunasta”. To chodziło o to, żeby mikser w rozgłośni wiedział kiedy włączyć się minutę przed dwunastą na właściwy sygnał. Po tej operacji następowało dziewięć minut przerwy. Zanim zaczął mój ojciec naciskać ten klawisz, najpierw wprawiał się – że tak powiem – w rytm – relacjonował Leszek Kordylewski – Sam mówił, że musi słuchać samego siebie i wejść w rytm tykania tych zegarów i dyrygował ręką w sposób taki, jak dyrygent… I dla mnie to miało takie symboliczne znaczenie. Patrzyłem na niego i wyobrażałem sobie, że dyryguje całą Polską, ponieważ wszyscy wtedy słuchali i regulowali sobie zegarki. Po czym w odpowiednim momencie tym takim dyrygenckim ruchem zaczynał naciskać ten sygnał i zamiast tych dźwięków znanych z radia wychodził spod tego odgłos tylko tego styku klucza telegraficznego. Po czym po ostatnim, piątym krótkim sygnale, całe to przedstawienie kończyło się.
W ten sposób sygnał czasu nadawany był codziennie przez blisko czternaście tysięcy dni! O to, aby odbywało się to bez przeszkód natury technicznej, dbał inżynier Michał Marek Kibiński, który z ramienia krakowskiej rozgłośni opiekował się stanowiskiem w Collegium Śniadeckiego54. Niekiedy na drodze sygnału stawały jednak przeszkody natury… programowej. Ale nawet wtedy pracownicy obserwatorium byli w gotowości. Jeden z następców ojca mówił, że połączył się z radiem, ale Edward Gierek przemawiał i nie można mu było przerwać, żeby nadać sygnał – wspominał Leszek Kordylewski. Przy takiej liczbie ręcznie nadanych sygnałów nie mogło się jednak obyć bez wpadek. Jak nadawałem sygnał słyszałem w słuchawce rozmowę miksera radiowego ze strażakiem na wieży. Strażak nie mógł się doczekać sygnału, coś nie szło… „Co tam, w tym obserwatorium śpią?” – opowiadał Mietelski – A była jakaś awaria, chyba elektryczna, sygnał nie wychodził… i słyszę miksera: „Nie czekaj pan, bij pan!”… Znaczy w ten dzwon na wieży, bo przecież to nie zegar na wieży tylko dźwignią strażak dzwonił. Zdarzały się też inne potknięcia. Kiedyś [ojciec – przyp. K.S.] nadał sygnał czasu o całą minutę wcześniej czy później, w każdym razie nie dokładnie w południe… Mimo, że z dokładnością do pół sekundy, to o całą minutę – wspominał Kordylewski. Powodem było to, że osoba odpowiedzialna za skorygowanie wskazań zegara nie uczyniła tego we właściwym momencie. Anegdota, którą potem już usłyszałem mówi, że natychmiast reakcja radia była, co się stało, dlaczego sygnał został nadany niedokładnie – opowiadał nam Leszek Kordylewski – Odebrała pani doktor Szczepanowska, która była asystentką w obserwatorium i spiker z radia mówi: „Proszę pani, to jeszcze nic, że został podany zły czas… ale z dworca odjechał o złej godzinie pociąg i natychmiast rozbił się na stacji Warszawa Zachodnia”. Pani doktor Szczepanowska wpadła w panikę, oczywiście nie zdając sobie sprawy z tego, że był to dowcip. Ale to nie jedyne „przygody” z krakowskim sygnałem czasu. Opowiadała pani doktor Janina Trepińska, że kiedyś zdarzyło jej się, że w trakcie nadawania sygnału ten stary, zabytkowy klucz Morsego, telegraficzny, rozleciał się po prostu no i nie mogła, była bezradna… – wspominał Kordylewski. Myślałem sobie właśnie zawsze jaka ironia losu, że ten klucz uderzany ręką Kazimierza Kordylewskiego to był tak walony, że aż ta szafka, do której był przykręcony, prawie jęczała pod uderzeniami dłoni Kordylewskiego. I nie pod jego ręką się rozleciało, tylko przy delikatnym takim „ciupcianiu” Trepińskiej, rączką taką drobniutką… ale to już było zmęczenie materiału po prostu – uzupełniał Jan Mietelski. Były to jednak pojedyncze przypadki. Jak podkreśla Kordylewski, w nadaniu sygnału nie przeszkadzała nawet fumigacja. Osoba, która miała dyżur podczas tępienia owadów w przejętym przez Instytut Botaniki Uniwersytetu Jagiellońskiego Collegium Śniadeckiego, pracowała tego dnia w masce przeciwgazowej.
Z czasem nadawanie sygnału stało się dla astronomów uciążliwe. W 1964 roku – z okazji stulecia Uniwersytetu Jagiellońskiego – Obserwatorium Astronomiczne przeniesione zostało do Fortu Skała na Bielanach. Specjalnie na sygnał trzeba było przyjeżdżać na Kopernika do starego obserwatorium – opowiadał Jan Mietelski. Ale nie to było bezpośrednią przyczyną zakończenia nadawania sygnału czasu z Krakowa. Chodzi o to, że były jakieś kwoty, które płaciła rozgłośnia na rzecz uniwersytetu. Uniwersytet to traktował jako tak zwane gospodarstwa pomocnicze, to w takiej kategorii było. I pewien ułamek tej kwoty przychodził dla obserwatorium, ale nieduży – wyjaśniał Mietelski – A tymczasem w prasie zawrzało, że tyle tysięcy radio przekazuje uniwersytetowi – obserwatorium dostawało z tego nie wiem czy jedną dziesiątą czy jedną dwudziestą – że takie „pik piik” tyle tysięcy kosztuje. Ostatni sygnał czasu z Collegium Śniadeckiego – 1 kwietnia 1984 roku – nadał Jan Mietelski. Tak samo jak zwykle wszedłem do tego nieopalanego pokoju z zegarami, włączyłem klucz z generatorem – wspominał – wystukałem te dwadzieścia kilka kresek, tę kilkusekundową przerwę i pięć kropek. Ostatnia – dwunasta – i tyle było, nie odbiegało zupełnie od wszystkich dotychczasowych sygnałów.
Na długo zanim nastał rok 1984 sygnały czasu – ale z wyjątkiem tego w samo południe – zaczął do radia przesyłać Główny Urząd Miar. Dokładnej daty nie udało nam się ustalić. W lutym 1953 roku „Stolica” pisała o trwających robotach wykończeniowych w przedwojennej siedzibie przy ulicy Elektoralnej, do której GUM miał się przeprowadzić z sąsiednich gmachów zajmowanych od roku 194855. O pracowni czasu autorka artykułu napisała wówczas tak: Gdy chcemy sprawdzić nasz zegar, nakręcamy telefon, zegarynka podaje nam godzinę. Zegarynka czerpie swój „rozum” z pracowni czasu GUM56. Otaczają nas tutaj zegary wahadłowe, umieszczone w próżni do odizolowania ich od wpływów atmosferycznych; zegary elektryczne i kwarcowe; aparaty radiowe i chronograf. Wchodzimy właśnie w momencie, gdy aparat radiowy nadaje sygnał czasu z Paryża. Chronograf notuje rysikiem na umieszczonym na walcu papierze sygnały radiowe i uderzenia zegara kwarcowego. Różnica w odległości znaków zostaje dokładnie zmierzona i oznacza różnicę w czasie. Wykresy czasu, sporządzane w pracowniach poszczególnych krajów, wędrują do Międzynarodowego Biura w Sevres dla określenia czasu międzynarodowego57. Czy już wtedy do radia trafiało charakterystycznych sześć pików nadawanych według systemu BBC? Na pewno było tak już w roku 1964. We wspomnianej „Stolicy”, w numerze z 5 kwietnia można było przeczytać: „Minęła północ. Życzymy państwu dobrej nocy…” – Po raz ostatni rozlega się charakterystyczny dźwiękowy sygnał czasu wielokrotnie w ciągu doby nadawany do Radia – za pomocą połączeń kablowych – z Głównego Urzędu Miar i Wag przy ul. Elektoralnej 2 w Warszawie; ściślej – z Zakładu Metrologicznego Czasu GUM. Zainstalowany tutaj zespół zegarów kwarcowych (pomiary oparte na drganiach cząsteczek płytki kwarcowej w polu elektrycznym) odmierza czas z dokładnością do 1/1000 sekundy58. Zakres tych jedenastu lat udało się nieco ograniczyć dzięki Polskiej Kronice Filmowej. Owe sześć „kropek” (wówczas jeszcze nie pięć „kropek” i „kreska”) znalazło się w odcinku z 10 maja 1956 roku. Film zatytułowany „Sygnał czasu” rozpoczyna się od kadru z radiem, a w tle słychać ów sygnał i słowa: Znamy wszyscy ten sygnał. Radio podało dokładny czas. Przenosimy się do Pracowni Pomiarów Czasu w Głównym Urzędzie Miar w Warszawie59. Można więc wnioskować, że „GUM” – taką nazwę nosi ten sygnał w slangu radiowców – nadawany jest od pierwszej połowy lat pięćdziesiątych XX wieku.
Jak zatem wyglądało nadawanie sygnału czasu np. w roku 1956? Mamy systemy automatyczne, które taki sygnał mogły nadawać, natomiast czy z tego korzystano, czy były to sygnały generowane ręcznie, tego nie wiem – tłumaczy nam Albin Czubla – Niestety starsi koledzy, którzy się tym zajmowali już odeszli i nie ma się kogo zapytać60. Owe urządzenie to skomplikowany system kółek zębatych z możliwością sprzężenia z zewnętrznym zegarem. Przy jednym z jego brzegów znajduje się nieprzewodzący krążek, na który – obok siebie – naniesione są dwie przewodzące warstwy, z których jedna jest krótsza, a druga dłuższa. Z krążkiem tym stykają się dwie blaszki. Podczas obrotów krążka – co określony czas wynikający z jego prędkości – blaszki stykają się z częściami przewodzącymi i następuje domykanie obwodu elektrycznego.
W latach siedemdziesiątych XX wieku w Głównym Urzędzie Miar pojawiły się zegary atomowe. I również pojawiła się możliwość zbudowania takich układów tranzystorowych, dzielników, które mogły już automatycznie wygenerować sygnały elektryczne i też sygnały akustyczne o częstotliwości 1 kHz – tłumaczył Albin Czubla – I takie układy były zrobione przez magistra inżyniera Janusza Konopkę, który w zasadzie rozpoczął pracę po studiach w Głównym Urzędzie Miar i do końca swojego życia w Głównym Urzędzie Miar pracował. Pozostawił po sobie urządzenia do nadawania akustycznych sygnałów czasu dla Polskiego Radia i są to urządzenia, które nadają co pół godziny sygnały czasu od piętnastej sekundy do czterdziestej piątej – to są sygnały krótkie – potem jest przerwa i od pięćdziesiątej piątej sekundy jest pięć sygnałów krótkich, a na początku sześćdziesiątej jest sygnał dłuższy, oznaczający punktualnie godzinę dwunastą, trzynastą itd. Te niesłyszalne na radiowej antenie trzydzieści „pików” to sygnały techniczne, pozwalające sprawdzić łączność pomiędzy ulicą Elektoralną a aleją Niepodległości. Kiedyś przesyłanie sygnału odbywało się po miedzianym kablu, dziś – po przygodach z koparkami czy innymi robotami budowlanymi – jest to łączność radiowa.
Obecnie urządzenia inżyniera Konopki pełnią rolę rezerwy, a za nadawanie sygnałów akustycznych odpowiada nowszy sprzęt, również skonstruowany przez pracownika Głównego Urzędu Miar. Tutaj też staramy się dbać o taką redundancję, rezerwę… że w razie, gdyby powiedzmy jeden system nie działał, to żeby tego czasu w Polsce nie zabrakło – tłumaczył Czubla – Tu jeszcze mogę dopowiedzieć, że te układy do akustycznych sygnałów czasu zostały tak zrobione, żeby również odtworzyć dodatkową sekundę, kiedy jest wprowadzana sekunda przestępna. Ostatni raz do takiej sytuacji doszło w sylwestra w roku 2016. Ciekawostką jest fakt, że na parterze gmachu przy Elektoralnej, gdzie obecnie „bije serce czasu w Polsce”61 (w podziemiach, gdzie stał zegar Shortta, trwa obecnie przebudowa), „czas radiowy” odbiega od lokalnego o blisko dwie sekundy. Gdy zegar wskazuje 15:39:29, to na generatorze jest 15:39:31. Wynika to z uwzględnienia drogi, którą sygnał musi pokonać zanim dotrze do odbiorców. Pokonanie jej – jak widać – zajmuje mniej więcej dwie sekundy. A jak jest z jego dokładnością? Najlepiej było w czasach, kiedy Program Pierwszy nadawany był z Konstantynowa koło Gąbina. Dlatego, że opóźnienie pomiędzy nadaniem sygnału z Głównego Urzędu Miar, a dotarciem tego sygnału do nadajnika w Konstantynowie było wyznaczone wcześniej i sygnał był tak przyspieszony, żeby skompensować drogę tego sygnału – wyjaśniał Albin Czubla – W związku z czym na wyjściu nadajnika punktualnie o godzinie dwunastej, jedenastej czy dziesiątej były sygnały czasu. Odstępstwo zwiększało się, gdy zamiast Konstantynowa pracował rezerwowy nadajnik w Raszynie. Jeszcze lat temu dwadzieścia dokładność sygnałów czasu wynosiła pojedyncze milisekundy, teraz lepiej niż 40 ms nie da się uzyskać – kontynuował kierownik Samodzielnego Laboratorium Czasu i Częstotliwości w Głównym Urzędzie Miar – Rewolucja w nadawaniu sygnałów czasu nastąpiła wraz z cyfryzacją radia, kiedy radio zaczęło kodować sygnały i zakodowane sygnały przesyłać za pośrednictwem satelity geostacjonarnego. Ten czas kodowania i rozkodowywania ma różną wartość i waha się na poziomie 30-40 ms. Po drugie, jeżeli odbieramy radio w trybie cyfrowym, to to przetwarzanie sygnału radiowego, cyfrowego – buforowanie – powoduje, że sygnał jest opóźniony o kilka sekund. Także niestety dokładność sygnałów czasu akustycznych w Polskim Radiu siłą rzeczy jest teraz mniejsza. Inna sprawa, że dziś akustyczne sygnały czasu nie pełnią już takiej roli jak dawniej. Nośnikiem precyzyjnego czasu stał się internet czy systemy GPS lub Galileo. Choć hejnalista w Krakowie nadal – zanim zacznie grać – słucha radiowej Jedynki.
[1] https://staremelodie.pl/piosenka/1470/Panna_Leokadia (dostęp: 10.12.2018).
[2] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, „Urania”, nr 10/1978.
[3] Błażej Brzostek „Paryże innej Europy”, Google Books.
[4] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[5] Błażej Brzostek „Paryże innej Europy”, op.cit.
[6] Eugeniusz Rybka „Krakowskie sygnały czasu”, Urania, nr 6/1963.
[7] Katarzyna Kobylarczyk „Dwadzieścia minut, których nie było”, „Małopolska To Go”.
[8] Eugeniusz Rybka „Krakowskie sygnały czasu”, op.cit.
[9] http://warszawa-stolica.pl/zegar-na-wiezy-zamku-krolewskiego-w-warszawie/ (dostęp: 16.12.2018).
[10] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[11] Ibidem.
[12] Rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego w latach 1938-1939 i 1945-1946.
[13] Witold Ślusarski „Mówi Kraków przez radio. Fakty i anegdoty”, Wydawnictwo Antykwa, Kraków 2002.
[14] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[15] T.B. „Dokładny czas zapomocą radjo”, „Rocznik Astronomiczny Obserwatorjum Krakowskiego na rok 1928”, wydany przez prof. Tadeusza Banachiewicza nakładem własnym, Kraków 1928.
[16] Patrick Robertson „Co, gdzie, kiedy po raz pierwszy. Leksykon Shella”, Wydawnictwo Puls, 1996
[17] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[18] Ludwik Zajdler „Zmiana systemu radiosygnałów czasu”, Urania nr 3/1972.
[19] https://www.starpath.com/resources2/pub117chp2.pdf (dostęp: 18.12.2018).
[20] T.B. „Dokładny czas zapomocą radjo”, „Rocznik Astronomiczny Obserwatorjum Krakowskiego na rok 1928”, op.cit.
[21] https://www.bbc.com/news/blogs-magazine-monitor-26052087 (dostęp: 18.12.2018).
[22] T.B. „Dokładny czas zapomocą radjo”, „Rocznik Astronomiczny Obserwatorjum Krakowskiego na rok 1928”, op.cit.
[23] Ibidem.
[24] „Sygnał czasu w Radju Poznańskiem”, „RAdjo”, 17.07.1927.
[25] „»Dokładny czas« w Radjo Poznańskiem”, „RAdjo”, 7.08.1927.
[26] Ibidem.
[27] Wraz z Kazimierzem Kordylewskim byli studentami Bohdana Zaleskiego, pierwszego dyrektora poznańskiego obserwatorium uniwersyteckiego.
[28] „»Dokładny czas« w Radjo Poznańskiem”, op.cit.
[29] Jan Gadomski „Sygnały czasu nadawane przez Obserwatorjum Warszawskie za pośrednictwem Polskiego Radja w Warszawie”, „Urania” 3/1928.
[30] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[31] Ibidem.
[32] Ibidem.
[33] Ibidem.
[34] Ibidem.
[35] Jan Gadomski „Sygnały czasu nadawane przez Obserwatorjum Warszawskie za pośrednictwem Polskiego Radja w Warszawie”, op.cit.
[36] Ludwik Zajdler „50 lat sygnałów czasu w Polskim Radiu”, op.cit.
[37] Ibidem.
[38] Ibidem.
[39] Ibidem.
[40] Ibidem.
[41] Ibidem.
[42] Jan Gadomski „Losy Obserwatorium Astronomicznego Uniwersytetu Warszawskiego podczas wojny polsko-niemieckiej i okupacji niemieckiej (1939-1944)”, „Urania”, nr 1-2/1946.
[43] Ibidem.
[44] Ibidem.
[45] Praca zbiorowa pod redakcją Jerzego Bogdana Raczka „Historia Urzędu Radiotelegraficznego Babice-Boernerowo”, Grupa Profbud Sp. z o.o. Sp. k., Warszawa 2017.
[46] Ibidem.
[47] http://radiopolska.pl/90lat/powojenna-odbudowa-polskiej-radiofonii/leszek-kordylewski-o-sygnale-czasu-w-latach-19461984 (dostęp: 20.12.2018).
[48] Eugeniusz Rybka „Krakowskie sygnały czasu”, „Urania” nr 10/1978
[49] Nieopublikowane jeszcze wspomnienia w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane” z 27.12.2018.
[50] http://radiopolska.pl/90lat/powojenna-odbudowa-polskiej-radiofonii/leszek-kordylewski-o-sygnale-czasu-w-latach-19461984 (dostęp: 20.12.2018).
[51] Leszek Kordylewski „Krakowski radiowy sygnał czasu”, „Życie Literackie”, 22.02.1987.
[52] Nieopublikowane jeszcze wspomnienia w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane” z 27.12.2018.
[53] Eugeniusz Rybka „Krakowskie sygnały czasu”, op.cit.
[54] Nieopublikowane jeszcze wspomnienia w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane” z 27.12.2018.
[55] M. Leśniewska „W siedzibie Urzędu Miar”, „Stolica”, 8.02.1953; przed rokiem 1948 Główny Urząd Miar według artykułu znajdował się w Bytomiu.
[56] Dziś – jak mówi Albin Czubla – zegarynka nie korzysta już z usług Głównego Urzędu Miar.
[57] M. Leśniewska „W siedzibie Urzędu Miar”, op.cit.
[58] Anna Bańkowska „Tam gdzie mierzy się wszystko”, „Stolica”, 5.04.1964.
[59] http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/5960 (dostęp: 20.12.2018).
[60] Nieopublikowane jeszcze wspomnienia w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane” z 20.11.2018.
[61] Sformułowanie użyte w PKF 22/56: „Sygnał czasu”.
Comments
Wow niezły artykuł. Przeczytałem cały i na prawdę nie wiedziałem jaka historię ma te parę sekund z radio które każdy słyszał wielokrotnie.
A dzisiaj nikt nie podaje czasu, bo przeszli na sygnał cyfrowy i nie mogą sobie poradzić z opóźnieniami w radiu i telewizji ! Nigdzie tego nie piszą, bo to wstyd!
Najbardziej wkurzający jest fakt, że ani Polskie Radio, ani TVP nie przestrzegają czasu rozpoczęcia audycji - bo liczy się kasa i reklamy trzeba nadać bez ingerencji...