RadioPolska.pl - Jeszcze więcej radia!

Jeszcze więcej radia!
Radiowe adresy: (67) Legnica

O pirackim radiu dla młodzieży prowadzonym w Legnicy przez siwego pana z długimi włosami zrobiło się głośno w pierwszych tygodniach 1997 roku, kiedy wrocławski oddział telewizji publicznej wyemitował reportaż o jego działalności. Taka reklama stacji nadającej bez stosownych zezwoleń nie mogła się podobać odpowiedzialnym za porządek w eterze urzędnikom. Machina ruszyła po raz trzeci… Leciała właśnie audycja Wasze prezentacje muzyczne. Drzwi były otwarte, nagle wpada z tuzin policjantów z dwoma pracownikami PAR – relacjonował w „Gazecie Dolnośląskiej” Zbigniew Tymyk, twórca Muzycznego Radia Legnica. W ten sposób w czwartek, 6 marca 1997 roku, zakończyła się historia liczącego sobie ćwierć wieku Studia A.

Studio A w TVP2 (źródło: YouTube)

Odnalezienie pana Zbyszka z perspektywy Warszawy okazało się niewykonalne. Tutaj o nadającym z przerwami od 1972 roku pasjonacie nikt nie słyszał. Nieco lepiej było we Wrocławiu, gdzie niektórym przed laty rzuciły się w oczy artykuły o zamknięciu jego radia. Wciąż jednak brakowało najmniejszego śladu, pozwalającego dojść jak po nitce do kłębka. Wizyta w Legnicy początkowo też nie napawała optymizmem – przy stu tysiącach mieszkańców niegdysiejszej „Małej Moskwy” dalej zapowiadało się to jak szukanie igły w stogu siana. Tutaj co prawda nazwa „Studio A” nie wywoływała już zdziwienia, niektórzy twierdzili nawet, że całkiem niedawno widzieli jego twórcę na ulicy… ale jak się z nim skontaktować? Gdzie mieszka? Te pytania wciąż pozostawały bez odpowiedzi.

Zamek Piastowski w Legnicy Katedra w Legnicy Kamienice Śledziowe przy Rynku w Legnicy

Gdy dotarłem do jednego z tak wskazanych miejsc nie miałem przekonania czy kończący się właśnie czterodniowy pobyt na Dolnym Śląsku zakończy się sukcesem. Ciąg wiekowych kamienic, nieopodal tory kolejowe… czy to byłoby dobre miejsce do tworzenia radia? Ale innych pomysłów już nie miałem. W podwórzu spotkałem dwie kobiety dokarmiające miejscowe koty. Jako nietutejszy od razu wzbudziłem zainteresowanie, więc czym prędzej zapytałem: Przepraszam, czy kojarzą panie czy gdzieś tutaj nie nadawało dwadzieścia lat temu nielegalne radio? – może zabrakło mi przekonania, ale były to już ostatnie chwile, które mogłem poświęcić na poszukiwania. – A tak, było, pan Zbyszek nadawał – odpowiedziały niemal jednocześnie. – I on nadal tutaj mieszka? – nieśmiało zapytałem. – Tak, na trzecim piętrze, na tamtej klatce – powiedziała jedna wskazując ręką bramę.

Kręte, skrzypiące schody jednoznacznie przywoływały w pamięci utrwalone w literaturze opisy skradania się bohaterów do tajemniczych komnat w opuszczonych pałacach. Z każdym stopniem w głowie rodziły się nowe myśli: – Czy będzie chciał rozmawiać? Czy pamięta jeszcze tamte czasy? Czy nie potraktuje mnie jak intruza? Stanąłem przed drzwiami i zapukałem. Po chwili otworzył. Wyglądał zupełnie jak w telewizyjnym reportażu sprzed lat – długie siwe włosy, duże okulary… W środku czas również się zatrzymał. Na ścianach plakaty z Popcornu i Bravo z wizerunkami grup A-HA, Big Mountain, Roxette, Guns’n’Roses, Queen, Scorpions czy Slayer, obok biurka szafka z płytami – a tam Armia i Boney M, Bajm i AC/DC, Elvis Presley i Ryszard Rynkowski, Czerwone Gitary i Queen, De Mono i Metallica, Anna German i Bryan Adams, Budka Suflera i Dire Straits, Iron Maiden i The Best Of Disco Polo – na podłodze, nieco w nieładzie, pudła ze sprzętem i taśmami. To tylko część, większość musiałem przenieść, bo stropy w kamienicy robią i rusztowanie musieli wstawić – tłumaczył. Na biurku miksery Elektronika PM-821 i Mc Crypt 2020/2, odtwarzacze kompaktowe, magnetofony, mikrofony, lampka ON AIR… i zegar, którego wskazówki zatrzymały się na godzinie 12:01.

Plakaty w studiu Studia A Plakaty w studiu Studia A Plakaty w studiu Studia A

Studio Studia A Konsoleta Studia A Konsoleta Studia A

Jak byłem malutki całkiem, to rodzicom rozebrałem zegarek, bo chciałem zobaczyć dlaczego on chodzi… zegarek już poszedł na amen – pogrążył się we wspomnieniach pan Zbyszek – A później, co to się dzieje? Stoi skrzynka, a to był odbiornik radiowy, i tam słychać głos… Odpowiedź na to pytanie przyniosła literatura fachowa – czasopisma krótkofalarskie i rosyjskie książki, które zdobywał od stacjonujących w Legnicy żołnierzy radzieckich. Przyswajanie zawartej w nich wiedzy szło mu nadzwyczaj gładko – już w wieku piętnastu lat potrafił sprawić, żeby zepsute radio znów zaczęło grać. Równocześnie rozwijał swoją drugą pasję – muzykę. Jeśli chodzi o Radio Luksemburg, no to były przeboje… nie było wtedy MTV – rozmarzył się – na ówczesne czasy to była rewelacja! Połączenie radia i muzyki po jakimś czasie zrodziło kolejne pytanie: Jak było Radio Karolina, na wodach międzyterytorialnych stało i nadawało programy, to dlaczego by czegoś takiego nie zrobić na przykład tutaj, w Legnicy? – kołatało mu się w głowie. Był rok 1972. Nie było wtedy jeszcze „Sygnałów Dnia”, najwyższego na świecie masztu w Konstantynowie koło Gąbina, a kolorowa telewizja w Polsce miała ledwie kilka miesięcy. Części do aparatury, według oficjalnej wersji przedstawionej prokuratorowi, kupiłem na targu, a w rzeczywistości tam gdzie wszyscy w Legnicy zaopatrywali się w towary, których nie było na rynku – opowiadał „Panoramie Legnickiej” w roku 1995 – Złośliwi twierdzą, że można tam było kupić nawet czołg, ale mnie wystarczyły lampy. Miał wtedy 27 lat. Nadawał muzykę. Początkowo nieregularnie, później – gdy zorientował się, że ma słuchaczy – systematycznie. Na początku to prawie w ogóle nie mówiłem, tylko nadawałem muzykę. Puszczałem AC/DC, Budgie, Nazareth, Pink Floyd – wspominał w „Gazecie Legnickiej” z października 1991 roku. Trwało to do grudnia 1973 roku.

Mała Moskwa dziś Mała Moskwa dziś Mała Moskwa dziś

W dniu 6 grudnia 1973 r. organa MO w Legnicy uzyskały informację, że oskarżony posiada w swoim mieszkaniu radiowy aparat nadawczy, przez który nadaje, o różnej treści, audycje radiowe. Po uzyskaniu tejże informacji 9 grudnia zostało dokonane przeszukanie, w czasie którego istotnie zakwestionowano sprawny radiowy aparat nadawczy oraz teksty nadawanych audycji radiowych – włączoną do akt notatkę Milicji Obywatelskiej relacjonował legnicki tygodnik „TO” z 22 listopada 1990 roku. I dalej: Przesłuchany w charakterze podejrzanego wyjaśnił, iż w okresie 1972 roku skonstruował radiowy aparat nadawczy i posiadał go bez zezwolenia właściwych organów państwowych do 9 grudnia 1973 r. W tym też okresie nadał około 100 audycji radiowych. Podejrzany aparat ten nazwał „Radio Karolina x1 – studio A”. Radio to było sprawne i w czasie przeszukania nadawana była przez niego audycja radiowa. Również z ekspertyzy wynika, że radio było sprawne – głosił cytowany przez periodyk akt oskarżenia z roku 1974. Ostatecznie pan Zbyszek nie trafił do więzienia, ale marzenia o nadawaniu odłożył w kąt na długie lata… Wtedy na pierwszy plan ponownie wysunęła się muzyka. Były legnickie zespoły, jak Urząd Celny, Kodeks czy Strefa Destrukcji. Jak mieli jakieś koncerty czy na salach prób, to z magnetofonem – Damą Pik czy innym 2405 – szło się na próbę i nagrywało  – wspominał Tymyk. Teraz te nagrania to niekiedy jedyny ślad po działających przed laty kapelach. Tutaj mam z Legnickiego Centrum Kultury podziękowanie – podał mi przygotowane na papierze firmowym LCK pismo z 2011 roku podpisane przez zastępcę dyrektora Marcina Andrzejewskiego. Dziękuje w nim za przekazaną placówce płytę z utworami zespołów z Legnicy i Lubina podkreślając jak wspaniały i ekscytujący jest to dokument.

Podziękowanie Legnickiego Centrum Kultury

Po latach niespokojna dusza radiowca jednak ponownie dała o sobie znać. Był rok 1985. Technika poszła do przodu – lampy zostały zastąpione przez tranzystory, a słuchacze coraz częściej decydowali się na odbiór radia w zapewniającym lepszą jakość przekazu paśmie UKF… Trudno było o półprzewodniki, ale odpowiednie kontakty z żołnierzami Armii Radzieckiej i… załatwili – śmiał się pan Zbigniew – Nie wiem skąd oni wzięli, w każdym razie potrzebnych rzeczy akurat nie znalazłem w tych nadajnikach, które oni tam mieli. To trochę się posztukowało i się zrobiło nadajnik na radzieckich tranzystorach. To miało jakieś 10 W i akurat na Legnicę starczyło. Kiedy słuchałem tej opowieści zastanowiło mnie, że żaden z żołnierzy nie zainteresował się do czego te elementy zostaną wykorzystane. Ichnie radio nadawało na swoich częstotliwościach, ja tylko z tych radiostacji wybierałem części, które mi były do mojego nadajnika potrzebne – tranzystory, kondensatory wysokonapięciowe, wyłącznie to – wyjaśniał Tymyk – Skąd taki zwykły żołnierz z łączności, bo tu była jednostka łączności wojskowa, miał wiedzieć do czego ja to wykorzystam? Ze znalezieniem dogodnego miejsca na skali również nie było problemu. Kiedyś na UKF-ie trzy programy były, to miejsca było bardzo dużo. Mogłem sobie wskoczyć tu, tu, tu czy tu, a na ogół to tak w środek pasma – zmieniając stację ktoś znajdzie, posłucha, jakaś dobra muzyka, to zapamięta i sobie zostawi.

Tym razem „Studio A” nadawało nieco ponad rok. W lutym 1986 roku na skali znalazła je i posłuchała Służba Bezpieczeństwa, ale niezależny od aparatu państwowego przekaz nie przypadł jej do gustu. Tam stałem, pod ścianą, z łapkami w górze, a oni tutaj buszowali. Z kulturą robili, z kulturą, ale pilnowali mnie, żebym przez okno czasem nie wyskoczył – wspominał Tymyk w „Gazecie Legnickiej”. Tym razem akt oskarżenia brzmiał: W okresie od stycznia 1985 do lutego 1986 bez wymaganego zezwolenia posiadał aparat nadawczy, którym się posługiwał, emitując swoje programy w paśmie UKF. Wszystko odbyło się wyjątkowo szybko. Już 26 marca 1986 roku wiceprokurator rejonowy Ewa Zalewska nakazała zwrot dowodów rzeczowych – z wyjątkiem nadajnika z modulatorem – z uwagi na to, że zabezpieczone przedmioty nie służyły do popełniania przestępstwa. Dwa dni później wydany został wyrok: Warunkowo umorzyć postępowanie karne w stosunku do podejrzanego, ustalając okres próby na 2 lata. Nadający musiał się także zobowiązać, że nie będzie więcej tego robił, za co poręczyli koledzy z pracy.

Okres próby minął wzorowo… kolejne kilkanaście miesięcy również, ale w tym czasie rzeczywistość w Polsce diametralnie się zmieniła. Zew radiowca obudził się po raz trzeci. Chodziłem tu i tam, patrzyłem – młodzież nie miała co robić, szlajała się po ulicach, w bramach paliła i inne rzeczy… Pomyślałem sobie, może by wrócić do radia. Tak też zrobił. Początkowo nadawał sam o stałych porach – od dziewiętnastej do północy – ale nieregularnie, w zależności od tego którą zmianę miał w Hucie Miedzi, gdzie pracował przy wytopie kamienia miedziowego z rudy miedzianej. Robił też regularną przerwę w wakacje, a czas ten poświęcał na konserwację sprzętu. Aby częstotliwość nie pozostawała pusta dogadał się nawet z innymi legnickimi piratami, żeby z niej korzystali, gdy on nie nadawał. Na dłuższą metę współpraca jednak się nie układała. Doszło do tego, że są jakieś studia zupełnie amatorskie i grają właśnie na tym paśmie, na którym ja pracuję od półtora roku, czy nawet dłużej – żalił się w październiku 1991 roku „Gazecie Legnickiej”. Ostatecznie „Studio A” przeniosło się z 68,35 MHz na 66,10 MHz. Potem przez niewykorzystaną część doby retransmitował obecne już na satelicie, ale wówczas jeszcze lokalne krakowskie Radio RMF FM. Nie trwało to jednak długo. Przyjechali tutaj z RMF-u i powiedzieli, że można nawiązać z nimi współpracę, tylko, że większość programu miałaby być ich, a mniejszość moja – relacjonował pan Zbigniew – No to się oczywiście nie zgodziłem. Wkrótce potem sygnał RMF FM został zastąpiony przez Sky Radio.

RMF FM - Radio satelitarne (źródło: rmf.fm)

Z czasem do współtworzenia programu Tymyk zaprosił słuchaczy. Tutaj był pokój, w którym goście czekali na wejście do studia – przeszliśmy do dość dużego pomieszczenia, dziś niemal w całości wypełnionego różnego rodzaju sprzętem i nośnikami. Pod oknem znalazły się jednak dwa wolne stołki. Usiedliśmy. Jedni chcieli jednego rodzaju muzyki słuchać, drudzy coś innego – kontynuował wątek audycji – Trzeba było jakoś tak posegregować, odpowiednio poustawiać, żeby to miało ręce i nogi. W związku z tym była ramówka, ja wysyłałem zaproszenia, że na godzinę tą i tą mają przyjść swoją muzykę prezentować. I ta młodzież przychodziła. Wtedy też wydłużony został czas emisji legnickiego programu. W zależności od tego czy im się chciało siedzieć czy nie, ale na ogół to była satysfakcja, że się tu się gra, a tam ktoś słucha – opowiadał twórca „Studia A”. Jeśli ktoś zdobył jego zaufanie, dostawał klucze i mógł nadawać również wtedy, kiedy pan Zbigniew pracował. Ale takich osób nie było wiele. Należał do nich pochodzący spod Legnicy Paweł Kucharski, który od pewnego momentu bardzo zaangażował się w działalność radia.

Po wcześniejszych wpadkach Tymyk dbał o konspirację. Ale jak pogodzić zapraszanie osób do studia z nieujawnianiem adresu na antenie? To było tak, że było mówione do mikrofonu, żeby się zebrali pod basztą legnicką – wyjaśniał – Paweł szedł po nich, przyprowadzał tutaj, i oni sobie siedzieli, co mieli do zaprezentowania, to zaprezentowali, a po skończonej prezentacji normalnie szli do domu. Do zadań Kucharskiego należało też przynoszenie listów od słuchaczy. Te trafiały do specjalnej skrzynki wystawionej na stoisku muzycznym w sklepie MADEX przy ulicy Najświętszej Maryi Panny, dawnej Rosenbergów. Tam też słuchacze zostawiali kasety z prośbą o ich odtworzenie. Ale radio nie opierało się tylko na przesyłanych i przynoszonych propozycjach. Ten pan, który tam sprzedawał, odkładał mi takie aktualne przeboje – wyjaśniał pan Zbigniew – I ja to brałem, kupowałem za własne pieniądze – na wypłatę po kilkanaście kaset. No bo kto by chciał słuchać staroci? Teraz pełno tego mam w pudłach.

Podstawowym założeniem było zero reklam, polityki i religii. Wśród audycji stale pojawiających się na antenie znalazły się „Prezentacja muzyczne”, „Listowne pozdrowienia” i „Płyta nocy”, ale przez ramówkę przewinęły się też takie pozycje, jak „Szum starej płyty” czy „Muzyka, której boją się babcie”. Przez radio można było także kogoś poznać. Raz ogłosiłem, bo list wydawał się autentyczny, że fajna babka szuka chłopaka i co się okazało? Pod wskazanym adresem mieszkała starsza pani, a właściwie to już babcia i wcale nie szukała dziadka – żalił się pan Zbigniew w „Panoramie Legnickiej” z 12 lipca 1995 roku. Połączenie telefoniczne ze studiem w tamtych czasach nie było możliwe – nie tylko ze względów bezpieczeństwa, ale przede wszystkim dlatego, że wówczas Tymyk nie doczekał się jeszcze na podłączenie linii telefonicznej.

Sąsiedzi do jego działalności podchodzili przychylnie. Tu w kamienicy nikomu nie przeszkadza, na początku, jak zmontował ten nadajnik, to były zakłócenia w odbiorze telewizji, ale od razu coś poprawił i jest wszystko w porządku – mówili dziennikarzowi „Słowa Polskiego”. Dziwili się tylko, że świata poza nią nie widzi. Zamiast się ubrać porządnie, mieszkanie sobie wyremontować, to on każdy zarobiony grosz w to radio pakuje. Całymi dniami przecież w hucie pracuje, tam nie ma lekkiej roboty, wraca potem zmęczony i zamiast sobie na tapczanie poleżeć, odpocząć trochę, to on audycję prowadzi – cytowała ich gazeta z 2 września 1994 roku. Kasia, córka sąsiadki, była lektorką i czytała listy – uzupełnił Tymyk – później poszła do eL-ki i tam prowadziła programy dla dzieci.

Beztroska realizacja pasji trwała trzy lata. W 1993 roku weszła w życie uchwalona przez Sejm ustawa o radiofonii i telewizji nakazująca nadawcom uzyskanie koncesji, którą wydawała nowo utworzona Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. W podaniu o koncesję Tymyk musi wypełnić takie rubryki jak „studium ekonomiczno-finansowe” czy „bilans i rachunek wyników za ostatni rok kalendarzowy”. Pisze listy do kuratorium i prezydenta miasta. Zebrał już ponad tysiąc podpisów popierających Studio „A” – pisała „Gazeta Robotnicza” z 13 września 1993 roku. Z ustaleń dziennikarza wynikało, że do rozpoczęcia legalnej działalności Tymyk powinien zainwestować sto milionów w homologowany nadajnik i mieć kilkadziesiąt milionów na opłacenie dokumentu, tymczasem w Hucie zarabiał ledwie trzy miliony… Z pismami nie było problemu: W sprawie wydania wstępnej zgody na lokalizację nadajnika […] informuję, że przedmiotową lokalizację opiniuję pozytywnie, nie budzi ona zastrzeżeń ze względów urbanistycznych – napisał wiceprezydent Legnicy Eugeniusz Koszka. Po zapoznaniu się z pismem dotyczącym wydania oświadczenia w sprawie radia stwierdzam, że nie widzę przeszkód, które uniemożliwiłyby zaistnienie tego medium. W związku z tym akceptuję formułę radia – to z kolei prezydent miasta Edward Jaroszewicz. Jak zauważył dziennikarz „Gazety Robotniczej”, pan Zbigniew wpędził Radę w konfuzję, po przesłuchaniu „Słowo Polskie” cytowało wiceprzewodniczącego KRRiT Macieja Iłowieckiego: Oto dylemat: czy przyjmować wyłącznie profesjonalistów nastawionych na komercję, czy przyznać koncesję zapaleńcowi. Rada zdecydowała się na tę pierwszą opcję. I tak częstotliwości nie dostałem, bo nie było czy ja nie miałem pieniędzy na opłatę koncesyjną – żalił się Tymyk – Bo to wszystko kosztowało, a skąd ja miałem te pieniądze brać? Pracowałem, kupowałem te kasety, potrzebny sprzęt – korektory, różne inne rzeczy, żeby ta muzyka była stereofoniczna i dobrej jakości. Mimo braku koncesji nie zakończył jednak działalności. Nie wiem co będzie dalej, aż boję się myśleć – mówił w wywiadzie ze „Słowem Polskim” we wrześniu 1994 roku – Bo ja, widzi pani, nie chcę wbrew prawu działać. A tego jednego nie rozumiem, no bo czy jak ktoś coś dobrego robi, to należy go stłamsić dlatego, że on coś z siebie daje? A może będzie inaczej? Czemu mają mi szkodzić, skoro ja nic złego nie robię.

Fenomen trwał przez kolejne lata… aż zainteresowała się nim telewizja. Najbardziej bolesne było to ostatnie zamknięcie, bo jak rąbnęli z grubej rury, to już się skończyło… Żeby nie ten wywiad w telewizji… – zastanawiał się po latach Tymyk – Państwowa Agencja Radiokomunikacyjna przyjechała do Legnicy, do mieszkania wparowała, mieli urządzenia do mierzenia częstotliwości i mocy, takie wielkie pudło dźwigali, podłączali do tego mojego nadajnika, żeby mieć udokumentowanie do rozprawy sądowej. Pozabierali mi wszystko, kasety, rzucali do wora… Po rozprawie za małą szkodliwość społeczną zapłaciłem jakieś tam pieniądze na biedne dzieci i tak się to skończyło. Miałem dosyć…

Gdy piszę te słowa mija niemal dwadzieścia lat od zniknięcia z eteru „Studia A”. Przez te dwie dekady pan Zbigniew nie wracał w rozmowach do czasów, gdy nadawał, choć – jak przyznał – radia nadal mu brakuje. Ja powiem tak, nie mając żadnej rodziny musiałem z kimś mieć jakiś kontakt, nie? Do dziś o przeszłości nie dają mu zapomnieć jego słuchacze, choć listów już nie przysyłają. Przedwczoraj na poczcie jakiś facet do mnie mówi – o, jaki podobny głos, pan Zbyszek, „Studio A”? – po tylu latach mnie po głosie rozpoznał – wtedy byłem szczylem – mówił – teraz pracuję na budowie. Dziś Tymyk nie chodzi już do huty, jest na emeryturze. Nadal jednak zajmuje się kolekcjonowaniem muzyki – nagrywa koncerty, choć już nie w terenie, a te transmitowane w telewizji. Ale duch radiowca nadal w nim drzemie… Gdy już wychodziłem zagadnął mnie: Co zrobić teraz, żeby nadawać? Ale legalnie.

Zbigniew Tymyk w studiu Studia A

Radiowy adres na mapie

Comments

Radiosłuchacz *.play-internet.pl 15-09-2020 16:09

A możeby tak jakieś radio internetowe ten pan uruchomił. Chętnie posłucham

Andrzej *.30.17.49.nat.umts.dynamic.t-mobile.pl 21-09-2020 07:58

Pan Zbyszek to perła z lamusa. Szkoda że nikt tego z szanownych urzędasów tego nie dostrzega. Niestety dzisiejszy świat oparty jest jedynie na mamonie i przez to takie perły zatracają się, a jest ich w kraju wcale nie mało. Radio internetowe to nie to samo, co FM, więc nawet nie ośmielam się proponować Panu Zbyszkowi tego medium, podobnie jak propozycja zatrudnienia się w legalnie działającej rozgłośni, po to by tylko na siłę i wbrew sobie stać się poddanym śmierdzącej na odległość komercji, bo niestety większość jak nie wszystkie stacje w Polsce tak wyglądają ? Osobiście za taki stan rzeczy winię KRRiT bo tak ukształtowała rynek medialny przez lata, wyciągając niebotyczne kwoty od nadawców. A mogłoby być miło a przede wszystkim bardziej różnorodnie, bo słuchając przez dzień dwa jednej stacji radiowej zna się jej playlistę w zasadzie na pamięć, zatracając przy tym lokalność, której w latach 90 tych było całe mnóstwo. Co można życzyć Panu Zbyszkowi - wytrwałości i prób negocjacji z UKE w otwarcie choćby okolicznościowej emisji, nie tylko w Legnicy. Powodzenia Panie Zbyszku !

Fm *.dynamic-3-poz-k-0-3-0.vectranet.pl 04-10-2020 17:34

Ale są jacyś naśladowcy w Legnicy. 99,40 MHz w weekendy po 19 godz, MIX MUSIC RADIO - polecam

Post a comment