RadioPolska.pl - Jeszcze więcej radia!

Jeszcze więcej radia!
Radiowe adresy: (69) Pcim

– Zawsze byłem takim człowiekiem dosyć spokojnym, nieśmiałym, nie chodziłem raczej na dyskoteki – wspominał Marek Jasiewicz, twórca pirackiej rozgłośni z Pcimia w Małopolsce.

Jego radiowa przygoda rozpoczęła się we wrześniu 1990 roku, gdy od kolegi ze szkoły dostał schemat małego nadajnika. Niezbędne części kupił w sklepie w Myślenicach i w czasie, gdy jego rówieśnicy bawili się na imprezach w „Czarnym Lwie”, on – z lutownicą w ręku – spełniał swoje marzenie. Urządzenie było gotowe już w październiku. Pozostawała jeszcze kwestia anteny.

To był taki dipol zrobiony, po prostu dwa pręty po 98 centymetrów na kawałku tekstolitu – wyjaśniał pan Marek. Do połączenia go z nadajnikiem posłużył zwykły kabel koncentryczny, taki jakim podłącza się antenę do telewizora. Wybór częstotliwości również nie sprawił większych problemów – Te częstotliwości około 73 MHz były tutaj wolne i tak jakoś wymyśliliśmy – tłumaczył.

Antena nadawcza Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza)

Pierwsza emisja nie była zapowiedziana, nie był to też żaden specjalny program inauguracyjny – po prostu pewnego dnia po skończeniu prac w gospodarstwie rodziców pan Marek podłączył do nadajnika magnetofon i włączył muzykę. Piosenki nagrywał z radia, m.in. z takich audycji jak „Wieczór płytowy” czy „Studio Stereo”, ale bazę muzyczną uzupełniały też nagrania, które przegrywał od kolegi, którego mama pracowała w sklepie z kasetami. Nadajnik miał moc 2-3 W, co umożliwiało odbiór w promieniu około trzech kilometrów. W niewielkiej społeczności Pcimia informacja o nowym sygnale na skali rozeszła się błyskawicznie.

Pierwsze studio Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza)

W naszej miejscowości zasięg rozgłośni radiowych był wtedy  bardzo słaby – wyjaśniał Jasiewicz. Druga sprawa to to, że działające stacje nie trafiały w gust mieszkańców Pcimia – To, że jest coś popularne w Ameryce czy w Anglii to nie znaczy, że musi być popularne w Polsce – podkreślał i jako przykład przytaczał Radio Kraków, które nie prezentowało takiej muzyki, którą ludzie w Pcimiu lubili.

On lokalne potrzeby znał doskonale i tym zdobył sobie serca mieszkańców. Wkrótce różnymi kanałami zaczęły do niego docierać prośby o dedykacje.

Nie mając miksera musiałem to realizować w ten sposób, że nagrywałem na kasecie magnetofonowej życzenia, włączałem, potem wkładałem inną kasetę i włączałem muzykę – tłumaczył ówczesną radiową kuchnię – bardzo szybko wpadłem na pomysł, żeby zbudować mikser.

Odpowiednią skrzynkę wykonał miejscowy stolarz, a niezbędne części ponownie znalazły się w myślenickim sklepie z częściami RTV. Wtedy też – na bazie podzespołów z magnetofonu Kasprzak – zbudował zewnętrzny mikrofon pojemnościowy. Po tych zabiegach kącik w dużym pokoju przy oknie znacznie bardziej zaczął przypominać radiowe studio. Obok meblościanki wypełnionej kasetami na ławie stał mikser, dwa radiomagnetofony i mikrofon. Jak w każdym radiu były też słuchawki dla prowadzącego i ewentualnych gości.

Pierwsze studio Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza) Mikser zintegrowany z nadajnikiem (z archiwum Marka Jasiewicza) Pierwsze studio Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza)

To było wszystko monofoniczne, tak jak i nadajnik – wspominał – Mając już mikser, mając mikrofon, zacząłem, można powiedzieć, prowadzić program radiowy.

W ten sposób narodziło się Radio Pcim. Jego twórca miał wówczas 16 lat. Dość szybko do pana Marka zaczęły dołączać kolejne osoby. Najpierw dwóch podobnie jak on zafascynowanych radiem kolegów – Paweł i Zbyszek, potem również koleżanki… Wśród nich stała słuchaczka Krystyna. Po raz pierwszy spotkali się na osiemnastce wspólnej znajomej.

Powiem szczerze, że to była jakaś taka magia – wspominała kobieta, dziś żona pana Marka – Jak zobaczyłam mojego przyszłego małżonka na tej osiemnastce, to tak na niego popatrzyłam i pomyślałam, że to taki fajny, porządny chłopak jest i że chciałabym go poznać.

Jak pomyślała, tak też zrobiła.

Powiedziała wtedy, że ma rodzinę w Krzywicy i zapytała czy ją znam – wspominał pan Marek.

Znał. Tak rozpoczęła się rozmowa, w trakcie której pani Krystyna wyraziła chęć zobaczenia studia. Stanęło na tym, że odwiedzi radio przy okazji wizyty u wspomnianej rodziny. Tak też się stało.

Przyszła, zobaczyła studio, a potem spotykaliśmy się i już wspólnie prowadziliśmy audycje – podsumował Jasiewicz. I choć nie był to klasyczny podryw pod hasłem „chodź, pokażę Ci radio”, to jak sam przyznał – Wtedy na samochód się nie dało. Jeździłem rowerem, takim składakiem…

Z każdym dniem program nabierał rozmachu. W tygodniu emisja zaczynała się o dziewiętnastej, w soboty o szesnastej, a w niedziele już w południe. Oprócz życzeń i dedykacji na antenie zaczęły się pojawiać proste komunikaty, wywiady z gośćmi – najczęściej kolegami i koleżankami – oraz lista przebojów. W Pcimiu na topie były wówczas przeboje Sandry, Modern Talking, Abby, Boney M i wszelkiej maści utwory dyskotekowe, również z nurtów italo disco i disco polo.

Wtedy bardzo chętnie włączaliśmy to, co ludzie chcieli usłyszeć, chociaż czasami to były bardzo dziwaczne nagrania, jakieś typowo biesiadne, jak „Przeleć mnie w tej koniczynie”… no ale chcieli, to włączałem – relacjonował pan Marek. Wśród często zamawianych piosenek znalazły się również nieobecne na innych antenach przeboje, jak „Biały miś” czy „Granica”. Zdobywanie takich utworów było dla radiowców niemałym wyzwaniem – Miałem nagrania z czyjegoś wesela, nie wiem czy nawet nie z wesela siostry – wyjaśniał Jasiewicz.

Przed każdym programem pan Marek przygotowywał zestaw około trzydziestu kaset. Na każdej ustawiał odpowiedni utwór i opisywał, na której stronie jest on nagrany. Obowiązki te sprawiały, że niekiedy zamiast dokończyć prace polowe wracał czym prędzej do domu, by zdążyć dopiąć wszystko na ostatni guzik przed startem audycji. Rodzice nie mieli mu jednak tego za złe.

Czasami się denerwowali, ale przeciwni nie byli – wspominał po latach.

Kiedy w czerwcu 1992 roku do Pcimia na przegląd zjechały orkiestry dęte, radiowa ekipa zdecydowała się na wykonanie nagrań w plenerze. Wśród poproszonych o wypowiedź do mikrofonu znalazł się wójt gminy, Tomasz Bombol.

On się wtedy bardzo zdziwił, nie słyszał w ogóle o tym radiu – wspominał Jasiewicz.

Już w czasie wywiadu myśli wójta powędrowały ku idei radia gminnego, za pośrednictwem którego mógłby komunikować się z mieszkańcami. Pomysłem podzielił się potem z kierowniczką Gminnego Ośrodka Kultury, Zofią Migdał, która w lokalnej rozgłośni dostrzegła kolejne plusy.

Domy w gminie rozrzucone są po okolicznych pagórkach. Wieczorem każdy zamyka się i ogląda telewizję lub słucha radia. Ludzie nie przychodzą do GOK-u nawet na bardzo interesujące imprezy, gdyż nie jesteśmy w stanie ich zawiadomić, że coś takiego się odbędzie i przekonać, że warto skorzystać z naszej oferty. Takie radio to istny skarb – mówiła dziennikarzowi „Przeglądu Tygodniowego” (nr 1/1993).

Potem wydarzenia potoczyły się już błyskawicznie. Po kilku dniach do pana Marka dotarła wiadomość, że jest poszukiwany przez panią Zofię. Niedługo potem pojawił się w kierowanej przez nią instytucji.

Zaproponowała, żebyśmy przenieśli tam nadajnik i zainstalowali maszt – wspominał to spotkanie Jasiewicz. Zaoferowała też pomieszczenie na pierwszym piętrze oraz sprzęt – dwunastokanałowy mikser, mikrofony, magnetofony kasetowe, gramofon, odtwarzacz płyt kompaktowych, a także telefon, CB radio i telewizor z teletekstem – Wtedy nie było to tak oczywiste. Dzisiaj to jest może śmieszne, ale w domu nie miałem telewizora kolorowego – tłumaczy pan Marek.

Była to oferta nie do odrzucenia. Ostatnia audycja z domowego studia nadana została 26 lipca 1992 roku.

Gminny Ośrodek Kultury mieścił się wówczas w drugim końcu wsi – w przysiółku Madoń, tuż przy Zakopiance. Aby się tam dostać, załoga musiała pokonać trzy kilometry. Najczęściej rowerem. W taki też sposób do nowego studia transportowana była część sprzętu i kasety.

Budynek GOK. Studio Radia Pcim na pierwszym piętrze po prawej stronie, antena nadawcza na dachu (z archiwum Marka Jasiewicza) Nieistniejący już budynek Gminnego Ośrodka Kultury w Pcimiu w StreetView

Nie mieliśmy samochodu. W trzy osoby jechaliśmy tym rowerem na dół – mówił z uśmiechem pan Marek. Na szczęście piętnastometrowy maszt uzyskany z miejscowego kółka rolniczego dostarczony został ciągnikiem – To był bardzo duży maszt, taka gruba rura. Postawiliśmy go na strychu. Miejsce było bardzo fajne do nadawania – wspominał.

Przeprowadzka wymagała również pewnych zmian konstrukcyjnych w nadajniku, który wcześniej został zintegrowany z mikserem. Summa summarum przerwa w emisji trwała dwa miesiące. Drugi start stacji był już rozreklamowany.

Nadajnik Radia Pcim Wnętrze nadajnika Radia Pcim Tylna ścianka nadajnika Radia Pcim

Wtedy tutaj nie było możliwości wydrukowania plakatów. Zazwyczaj w sklepach zabawkowych kupowało się literki i te literki się naklejało na kartkę z bloku. Później odbijaliśmy to na xero i rozwieszaliśmy po gminie na różnych słupach, tablicach ogłoszeń, żeby ludzie wiedzieli kiedy nas słuchać – wspominał Jasiewicz. Nowe Radio Pcim ruszyło 21 września 1992 roku – Myśleliśmy też o nazwie podobnej do Radia RMF, czyli Radio Małopolska Pcim, ale radio miało za mały zasięg, żeby się chwalić taką nazwą – wyjaśniał.

Plakat zapowiadający drugi start Radia Pcim Reklama Radia Pcim

Program nadawany był od osiemnastej do dwudziestej drugiej, czasem do dwudziestej trzeciej. Na początku pojawiała się piosenka dla solenizantów. O 18:10 prezentowane były powtarzane później co godzinę wiadomości przygotowywane w oparciu o Telegazetę i poranną prasę. W ramówce znalazło się także miejsce na serwis lokalny, informacje o sytuacji na „Zakopiance”, prezentację płyty i powieść.

Czytaliśmy „Ben-Hura” – rozwijał Jasiewicz. Na antenie pojawiały się też sprawozdania z sesji rady gminy i wywiady z władzami. Zdecydowanie największym powodzeniem wśród słuchaczy cieszył się jednak wieczorny konkurs – Tutaj mieliśmy centralę ręczną, także po podniesieniu słuchawki trzeba było powiedzieć: „proszę połączyć z numerem tym i tym”. W godzinach od dziewiętnastej do dwudziestej wszystkie rozmowy były łączone na telefon Radia Pcim – opowiadał pan Marek.

Ramówka Radia Pcim (poniedziałek-czwartek) Ramówka Radia Pcim (piątek) Ramówka Radia Pcim (sobota) Ramówka Radia Pcim (niedziela)

Do dziś pamięta numer do studia – 39. Nagrodami były nagrywane kasety z piosenkami, które były emitowane w radiu oraz książki i prace plastyczne przygotowywane w Gminnym Ośrodku Kultury.

Wiadomość o tym, że Pcim ma swoje radio zaczęła zataczać coraz szersze kręgi.

Największa słuchalność to była tutaj w Domu Pomocy Społecznej. Już nie mogli się doczekać, żeby o godzinie osiemnastej radio włączyć i z tego co się dowiedziałem, niektóre osoby nagrywały nasz program na kasety i wysyłały do znajomych – chwalił się pan Marek. Wiadomość o stacji dotarła także na Wiejską w Warszawie – Grzegorz Kołodko na mównicy sejmowej powiedział mniej więcej tak: „Wy nie dacie rady? A Pcim ma radio swoje i da radę!” – wspominał Jasiewicz.

Lokalna rozgłośnia nie uszła również uwadze pracowników Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej. Prawdopodobnie jadąc na kontrolę do Radia Alex z Zakopanego zauważyli zawieszoną na budynku GOK-u reklamę. Obyło się jednak bez konsekwencji. Dzięki Zofii Migdał zakopiańską rozgłośnię odwiedzili też pcimscy radiowcy.

Nie mam pojęcia jak to załatwiła, ale wtedy z panem Piotrem Samborem żeśmy rozmawiali. Mówił jak tworzyć radio, co jest dobre, co jest złe, jaki sprzęt – relacjonował pan Marek – Choć bardziej pouczająca wizyta była w Radiu Kraków, gdzie mieliśmy załatwione takie korepetycje jak wymawiać w radiu, jak prowadzić program, także dużo tam żeśmy się nauczyli.

Gminny Ośrodek Kultury zorganizował też specjalne zajęcia z języka angielskiego, dzięki którym załoga radia mogła poznać wymowę tytułów zagranicznych nagrań.

Bogate wyposażenie studia – między innymi odtwarzacz CD, który stał niepodłączony z uwagi na brak płyt w radiu – to tylko część z obietnic wójta, które padły przed przeprowadzką. Wśród pozostałych – jak wspominał Marek Jasiewicz – znalazły się zapowiedzi zwrotu kosztów kaset czy niezbędnych kabli i zatrudnienie prowadzącego radio zespołu. Tutaj jednak radiowców spotkała niemiła niespodzianka. Gdy skarżyli się, że za darmo nie są w stanie przygotowywać codziennego programu… zorganizowana została druga ekipa, która co drugi dzień miała ich wyręczać. Współpraca między zespołami nie układała się najlepiej. O ile pomysłodawca radia niezmiennie skupiał się na prezentowaniu gatunków disco, italo disco i disco polo, to program prowadzony przez nowicjuszy wypełniała cięższa muzyka rockowa nie ciesząca się popularnością w okolicy. To przekładało się na słuchalność.

Ludzie słuchali Radia Pcim co drugi dzień. Jak oni ogłaszali konkursy, to mieli na godzinę dwa, trzy telefony. Myśmy mieli tych telefonów około sześćdziesięciu. No to jakże to… – żalił się po latach – Nie może w jeden dzień być inne radio, a w drugi dzień zupełnie inne.

Początkowo – pomimo tych nieporozumień – radiowcy nie tracili zapału. Czuli się potrzebni, podobała im się też popularność, którą zdobyli.

Marek Jasiewicz w studiu Radia Pcim w GOK (z archiwum Marka Jasiewicza) Marek Jasiewicz w studiu Radia Pcim w GOK (z archiwum Marka Jasiewicza) Marek Jasiewicz w studiu Radia Pcim w GOK (z archiwum Marka Jasiewicza) Krystyna, późniejsza żona Marka Jasiewicza w studiu Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza)

Ludzie nas rozpoznawali. Chodziliśmy do studia z takimi walizkami, na których było napisane Radio Pcim. I czasami słyszeliśmy: „O, redaktorzy idą, redaktorzy” – wspominał pan Marek.

Walizka Radia Pcim (z archiwum Marka Jasiewicza)

Wiązało się to również z pewnymi korzyściami – ekipa mogła liczyć na darmowego hamburgera czy pizzę w dwóch miejscowych restauracjach oraz… porcję świeżej wędliny od pana Piotra, pracownika masarni, który dokarmiał prowadzących audycje w godzinach wieczornych. Rozwijało się również samo radio. Podjęta została decyzja o zamówieniu nowego, silniejszego nadajnika. Dzięki mocy 15 W miał objąć swoim zasięgiem Myślenice. Gminny Ośrodek Kultury uświadamiając sobie działalność poza prawem złożył też w Ministerstwie Łączności wniosek o przyznanie częstotliwości.

My zupełnie nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego czy to jest karalne. Nikt się nad tym w ogóle nie zastanawiał – tłumaczył Jasiewicz – Ja myślę, że dzisiaj też wiele osób nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji np. ściągając muzykę przez internet.

Kluczowy dla przyszłości pcimskiej rozgłośni okazał się grudzień. Konflikt pomiędzy ekipami narastał. Inne osoby podejmowały decyzje nie konsultując ich z twórcą stacji.

Dochodziło też do tego, że ginęły nam kasety magnetofonowe – żalił się Jasiewicz.

Nieprzyznanie w budżecie na rok 1993 dotacji na radio wskazywało, że nie będzie lepiej. Radni swoją decyzję argumentowali zbyt małym zasięgiem, choć ten trudno zwiększyć nie mając środków… Niemałe zamieszanie wywołał też start Radia Silesia Flash w oddalonych o przeszło sto kilometrów Gliwicach. Mimo – wydawać by się mogło – dość sporej odległości, uruchomiona na zbliżonej częstotliwości stacja utrudniała odbiór słabego pcimskiego nadajnika. Wszystko to sprawiało, że obraz radia gminnego odbiegł znacznie od wizji pana Marka.

Powiedziałem nie, koniec. Mogę to od siebie prowadzić i być panem na własnym podwórku – wspominał – Po takiej małej kłótni telefonicznej z kierowniczką Gminnego Ośrodka Kultury pożegnałem się ze słuchaczami i zakończyłem działalność. Nadajnik był moją własnością, tak jak i kasety, trochę sprzętu… Po prostu zabrałem to i wyszedłem.

Było to w Boże Narodzenie. Gdy w styczniu 1993 roku w „Gazecie Krakowskiej” i „Przeglądzie Tygodniowym” ukazały się przygotowane w grudniu artykuły, Radio Pcim już nie nadawało. Do reaktywacji rozgłośni przy GOK-u pana Marka nie skłonił nawet telegram od Telewizji Polskiej, która zapowiedziała przyjazd na zdjęcia.

Telegram z Telewizji Polskiej (z archiwum Marka Jasiewicza)

Wtedy kierowniczka prosiła, żeby się wrócić, coś pokazać, coś nagrać… ale co ja miałem pokazywać? Dobrą minę robić do złej gry? – pytał retorycznie Jasiewicz.

Oprócz Zofii Migdał dalszym nadawaniem zainteresowany był wójt oraz nowy zespół.

Nadajnik ma być gotowy pod koniec miesiąca, mam nadzieję, że od 1 lutego znowu zaczniemy nadawać – mówił reporterowi „Gazety Krakowskiej” jego przedstawiciel. Ostatecznie udało się tydzień później – 8 lutego, choć inne źródła podają, że dopiero w marcu.

Jak pisała Renata Gluza, w opublikowanym w krakowskiej „Gazecie Wyborczej” artykule „Piraci z ambicjami”, zasięg wykonanego przez zaprzyjaźnionego elektronika nowego nadajnika – skrzyneczki wielkości A4 – wynosił pięć kilometrów. Audycje tworzone przez nową ekipę nadal jednak nie cieszyły się powodzeniem wśród mieszkańców. Miała to zmienić obecność księdza, który otrzymał pół godziny w sobotnim programie.

Wydawało nam się, że jak usłyszą księdza, to nas zaakceptują. No i nie pomyliliśmy się – mówiła Renacie Gluzie Zofia Migdał.

Choć nie sposób nie zwrócić uwagi na to, że nowa ekipa przekonała się też do „złotych polskich przebojów pod nóżkę”, jak to ujęła autorka artykułu w krakowskiej „Gazecie Wyborczej”. W tekście powtórzone zostały też zapowiedzi zatrudnienia radiowców na pół etatu „jeszcze w tym roku”.

Nie jest pewne do kiedy trwała emisja nowego Radia Pcim. Z raportu Najwyższej Izby Kontroli opisującego gospodarkę częstotliwościami radiowymi przez Zarząd Okręgowy PAR w Krakowie w latach 1991-1993 wynika, że kontrola Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej przeprowadzona 1 czerwca 1993 roku wykazała zakończenie nadawania w kwietniu. Artykuł z „Dziennika Łódzkiego” z 26 czerwca 1993 roku sugeruje zaś, że radio funkcjonowało do dnia kontroli. Co prawda nadajnik nie został wówczas znaleziony – według dziennikarza Zofia Migdał schowała go w spódnicy – ale o dalszej emisji nie mogło być mowy. Przy okazji okazało się, że na CB radio GOK również nie miał pozwolenia.

Uchwalona 29 grudnia 1992 roku ustawa o radiofonii i telewizji przewidywała, że radio w Pcimiu musi spełniać takie same warunki jak komercyjna rozgłośnia w stolicy województwa – najpierw przekonać Krajową Radę Radiofonii i Telewizji, że warto przeznaczyć częstotliwość dla tej miejscowości, następnie pokonać ewentualnych konkurentów, wnieść opłatę naliczaną od każdego potencjalnego słuchacza, kupić homologowany nadajnik, antenę… To oznaczało niemały problem dla niezbyt bogatej państwowej instytucji, jaką był GOK. Mówiło się jeszcze o powołaniu stowarzyszenia, ale ostatecznie ani gmina ani stowarzyszenie z Pcimia nie znalazły się na opublikowanej w październiku 1993 roku liście podmiotów ubiegających się o koncesje.

Tymczasem z domu pana Marka czasem – gdzieś pomiędzy Radiem Flash a końcem skali – płynęła, jak dawniej, muzyka… czasami pod szyldem Radio Krzywica, czasami Omega Radio, a czasem po prostu bez nazwy… Życie toczyło się dalej – praca w Krakowie, randki z Krystyną, ślub w miejscowym kościele, potomstwo… Dziś, po przeszło dwudziestu pięciu latach, nadal zdarza mu się nadawać – ale już legalnie – w innym zakresie częstotliwości. Jest krótkofalowcem, choć – jak sam mówi – to nie jest to samo…

Małżonek żałował bardzo, brakowało mu radia. Widziałam to po nim – mówiła pani Krystyna.

Razem z sentymentem wracają do tamtych dni, kiedy się poznali i tworzyli razem rozgłośnię w Pcimiu. Na pamiątkę do tej pory przechowują dość duże pudełko ze zdjęciami, listami od słuchaczy, wycinkami z gazet, notowaniami listy przebojów, a nawet serwisami informacyjnymi. Szczególne miejsce w tych zbiorach zajmuje sprawny do dziś sprzęt – mikser, mikrofony, magnetofony i metalowa skrzynka z wyklejonymi napisami: „NADAJNIK RADIOWY 2 W”, „TONEX” i „UKF”.

 

Artykuł powstał we współpracy z Urszulą Doliwą, prowadzącą kwerendy w Archiwum Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w latach 2017-2018 oraz w Ośrodku Dokumentacji i Zbiorów Programowych TVP w latach 2016-2019.

Więcej zdjęć z Radia Pcim z lat 1991-1992 na stronie jego twórcy, Marka Jasiewicza: http://www.naszepodroze-pcim.pl/radio-pcim.html

Radiowy adres na mapie

Comments

Grzesiek *.centertel.pl 27-10-2020 09:00

Piękna historia jakbym czytał o swojej pirackiej rozgłośni. Nawet mikser miałem podobny zrobiony z potencjometrów ze starego telewizora. To był idealny czas na takie rozgłośnie, 100% amatorki ale ile uciechy oraz usmiechu na twarzy ludzi słuchających takich rozgłośni. Ja nadawałem w Zabrzu, raz sprzęt zabrałem na 2 tygodnie wakacji w Międzyzdrojach gdzie puszczałem kasety wieczorami jakie było zdziwienie kiedy gdzieś w oddali ktos złapał moja rozgłośnie i robił dyskotekę :-) Później na Śląsku przyszła komercja i czar prysł pozostały wspomnienia. Pozdrawiam

Pirat Am *.play-internet.pl 26-08-2021 09:52

Podobnie jest w podwarszawskim Radzyminie. Co prawda nie ma audycji mówionych, wiadomości itd. ale jest muzyka, która nawet podoba się pewnej rzeszy radzymińskiego społeczeństwa (m.in. w sklepach). Każdy kto chce posłuchać lokalnego pirata musi tylko przeskanować całą skalę FM. Takie perełki są moim zdaniem ważne w dzisiejszych czasach. Na koniec dodam, co ciekawe, że w dniu dzisiejszym tj. 26.08.2021 nasz pirat nadaje na częstotliwości Jedynki z Raszyna 102,4 MHz bo jest przerwa konserwacyjna do godziny 17.

Post a comment