„Tomasz Drobnik radio już raz uruchamiał. W 1979 roku w Kołobrzegu słuchano jego Radia Venus. Przychodził ze szkoły i przez całe popołudnie nadawał muzykę. Stan wojenny przerwał żywot tego radia” – wzmianka tej treści ukazała się w „Głosie Słupskim” 29 października 1993 roku, przy okazji informacji o prowadzonym wówczas przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji pierwszym procesie koncesyjnym. Gdy już dotarłem do pana Tomasza okazało się, że z tą notatką jest jak z Radiem Erewań – stacja nie nadawała przez dwa lata, nie stan wojenny przerwał jej działalność i nie do końca było to Radio Venus… ale od początku…
Pisząc w ubiegłym roku o „romantyku na radzieckich tranzystorach” zdawałem sobie sprawę, że najprawdopodobniej nie był on jedyną osobą, która już w latach siedemdziesiątych dzieliła się swoimi muzycznymi zbiorami przez radio, nie oglądając się na program oficjalnych nadawców. Było to jednak przeświadczenie, które trudno było poprzeć dowodami. Dziś – po niemal półwieczu – nie jest łatwo trafić na ślady takich emisji, a jeśli już jakieś się pojawią, często prowadzą w ślepą uliczkę. Tym razem było inaczej, a na horyzoncie ukazały kolejne, nieznane powszechnie fakty z historii polskiej radiofonii! Przenieśmy się zatem do Kołobrzegu, który pod koniec lat siedemdziesiątych spokojnie mógłby uchodzić za… miasto piratów!
– Muszę dodać, że nie byłem pierwszy – opowiadał Tomasz Drobnik, gdy po niewielkich perturbacjach udało mi się już nawiązać z nim kontakt – A tak szczerze mówiąc, to właśnie ten pierwszy był dla mnie inspiracją. Nie miałem oczywiście pojęcia kim jest i skąd nadaje. Wcześniej o piractwie radiowym nie wiedziałem nic.
Ta pierwsza kołobrzeska stacja nazywała się Studio 5. W eterze pojawiła się w roku 1978 – dwa lata po powstaniu Programu IV Polskiego Radia. Jak wspominał jej twórca, pan Mirosław, tutaj inspiracją była wolność wobec systemu. Grał Deep Purple i Black Sabbath, polityką się nie zajmował. Jako źródło dźwięku służył gramofon i będący wówczas marzeniem niejednego młodego Polaka lampowy magnetofon szpulowy Tonette. Nadajnik miał moc 15 W, a antena nadawcza zainstalowana została za oknem mieszkania.
– Opis nadajnika pracującego na 144 MHz znalazłem w znakomitej książce krótkofalowca SP5HS1 – wspominał pan Mirosław – Nadajnik był na lampie ECC81. Moim zadaniem było przestroić go na 72 MHz.
Połowa pierwotnej częstotliwości szczęśliwie wypadała w bezpiecznej odległości od programów Polskiego Radia2. Te do Kołobrzegu najlepiej docierały z odległej o niespełna 80 kilometrów Gołogóry, gdzie wówczas wykorzystywano 66,17, 67,73 i 69,92 MHz. Większym wyczynem było odebranie Kołowa (110 kilometrów) na 65,96, 67,52 i 68,78 MHz oraz Rusinowa (120 kilometrów) na 69,38, 71,24 i 72,80 MHz3.
– 72 to była moja częstotliwość, którą sobie upatrzyłem na skali wtedy – tak kwestię tę zapamiętał Tomasz Drobnik – On gdzieś tam na 69 był. Trzymałem odstęp od niego, żeby nie wchodzić mu w paradę. Oba nasze nadajniki nieco „pływały”, ale jak już się ustabilizowały ich termiczne warunki pracy, to nie trzeba było ich „ganiać” po skali. Technologia PLL czy też syntezy częstotliwości była kwestią przyszłości.
Może zatem wśród Czytelników tego artykułu znajdzie się ktoś, kto słuchał obu stacji i będzie potrafił rozstrzygnąć, kto nadawał na 72 MHz? Może będzie to osoba pamiętająca również trzeciego(!) z kołobrzeskich piratów z tamtego okresu? Bo oprócz pana Mirka i pana Tomasza w eterze pojawiał się jeszcze ktoś…
– Krzysztof nadawał równolegle z Mirkiem, ale przede mną – wspominał Drobnik – Oni przyszli, kazali mu to wyłączyć, zniszczyć i on to zrobił. Innych konsekwencji nie poniósł. Czy to mnie miało przestraszyć, zniechęcić? Nie… Poza tym dowiedziałem się o tym po czasie, jak już swoje wyłączyłem.
Jeszcze zanim Tomasz Drobnik wpisał się na listę kołobrzeskich piratów, przejawiał zainteresowanie muzyką i elektroniką. Radio zafascynowało go gdzieś na przełomie przedszkola i szkoły podstawowej, a to za sprawą kupionego przez ojca Bolera z wielką skalą i magicznym okiem. Wchodził wtedy na taboret – bo odbiornik stał wysoko – i całymi godzinami słuchał, kręcił i patrzył na nazwy miejscowości. Potem była tranzystorowa Izabella – już z UKF-em, na którym nadawana była Trójka.
– Z tą Izabelą to ja do łóżka chodziłem i zasypiałem – wracał pamięcią pan Tomasz – Wtedy słuchałem Luxembourga do oporu. Muzykę chłonąłem wszystkimi możliwymi zmysłami. Miałem jakąś nieprawdopodobną pamięć do tego, same się do mnie kleiły tytuły i wykonawcy. Po usłyszeniu paru taktów natychmiast podawałem co to jest.
Z czasem muzykę z radia zaczął nagrywać. Sprzyjały temu nadawane wówczas audycje, w których piosenki nie dość, że nadawane były w całości, to jeszcze lista wykonawców i tytułów drukowana była przed emisją w prasie. A dzięki temu mógł np. z dobrą jakością nagrywać utwory, które wcześniej zapamiętał z anteny Radia Luxembourg. Do rejestracji najpierw służył mu pożyczany od kolegi magneton szpulowy, a później kupiony przez rodziców kasetowy MK 125. Ale, że kasety były drogie, nie miał szans na utworzenie większej taśmoteki – raz nagrane kasety były później kasowane.
Swój nadajnik – tranzystorowy – zbudował będąc uczniem trzeciej klasy liceum, kołobrzeskiego Kopernika. Przydała się zdobywana od czasów podstawówki wiedza oraz koledzy. Od jednego z nich – krótkofalowca – uzyskał schemat, od innych części. Cewki rezonansowe nawinął samodzielnie. Źródłem brakujących elementów były m.in. odbiorniki znalezione na śmietnikach – bo choć w mieście od 1969 roku działała Fabryka Podzespołów Radiowych „Elwa”, to wciąż nie było sklepu, w którym można by było je kupować.
– To był praktycznie multiwibrator, więc coś trywialnego kompletnie… bez kwarcu, bez niczego, tylko cewka w układzie symetrycznym, dwa varicapy w układzie rezonansowym – wspominał Drobnik – Sposób strojenia opisany był na tyle dobrze, że dałem radę. Pożyczyłem od kolegi grid dip meter, więc miałem też jak ocenić te moje działania. Potem dorobiłem stopień wzmocnienia jeszcze, żeby te 200 mW uzyskać, bo z generatora było może 5 mW. To w obrębie mieszkania dało radę, dalej już nie. No rewelacja jak to gadało.
Solidna była również instalacja antenowa.
– Mieszkałem wtedy z rodzicami na ulicy Dworcowej w trzypiętrowym budynku, na trzecim piętrze – opowiadał pan Tomasz – Nad oknem był taki metalowy wysięgnik służący do spuszczania przewodów. Na tym wysięgniku zainstalowałem krzyżak, maszt, odciągi i antenę nadawczą typu ground plane – cztery poziome pręty, jeden pionowy radiator. Antenę udało mi się na tyle zestroić, że przy tej mocy nadajnika miałem zasięg w większej części miasta.
Początkowo w programie znajdowały się 45-minutowe sety z kaset C-90 nagrane jeden do jednego z radia. W ich trakcie pan Tomasz odrabiał lekcje – np. rozwiązywał 20 zadań z fizyki z legendarnego zbiorku Waldemara Zillingera – i kiedy dobiegały końca, to zmieniał kasetę. Dominował hard rock, rock progresywny, glam rock… ale też disco. Wśród prezentowanych wykonawców byli Doorsi, Deep Purple, Black Sabbath, AC/DC, Pink Floyd, King Crimson, Yes, Van Halen, Suzi Quatro, Smokie, Sweet, Rubettes czy Boney M. I to właśnie od przeboju tego ostatniego zespołu – tytułowego „Nightflight to Venus” z płyty z roku 1978 – wzięła się nazwa stacji. Tradycją stało się też, że piosenka ta, jako znak rozpoznawczy, zawsze rozpoczynała program.
Z czasem „na emisji” pojawił się też gramofon, który sprawił, że możliwe stały się modyfikacje przygotowanych wcześniej zestawów piosenek. Tu również przyszli z pomocą koledzy – ci, którym ojcowie-marynarze przywozili nowości ze świata, pan Mirosław ze Studia 5, a także prezenterzy dyskotekowi… Choć nie wszyscy chcieli sprzedać czy pożyczać swoje zbiory, niektórzy godzili się tylko na przegranie płyt na kasety przez wspólnych, zaufanych przyjaciół.
– Tu leci z magnetofonu, a tam już na gramofonie przygotowany utwór, igła w górze i czekamy – opowiadał Drobnik – Kończyła się piosenka, to klik, klik… Tu się wyłączało, tu się włączało, miksera nie było, więc było z takim dropem, ale co zrobić… Koledzy na podwórku i tak słuchali.
Kolejną innowacją był właśnie niewielki mikser z mikrofonem. Wtedy nie dość, że źródła można było zmieniać niezauważalnie dla słuchaczy, to jeszcze przy okazji dodać kilka słów od siebie. Pojawiły się więc zapowiedzi utworów, pozdrowienia dla słuchaczy czy informacje, że stacja nazywa się Studio Venus… Studio, a nie Radio, jak pisał „Głos Słupski”…
Tym, co doprowadziło do zniknięcia Venus z kołobrzeskiego eteru nie był też wskazany w prasie stan wojenny. Była to – trzeba przyznać – naturalna konsekwencja podania na antenie numeru telefonu do studia… czyli mieszkania Państwa Drobników. Co prawda na początku było miło – dzwonili ludzie, mówili jakie piosenki chcą usłyszeć, zadzwonił dyrektor wspomnianej kołobrzeskiej Elwy, którego urzekła historia pirackiego radia w Kołobrzegu i zaoferował swoją pomoc w… uzyskaniu kodera stereo – ale potem było już bardziej stresująco…
– Któregoś dnia dzwoni telefon, odbieram. Pani telefonistka pyta czy dodzwoniła się do Studia Venus i po uzyskaniu potwierdzenia zapowiedziała, że łączy z oficerem dyżurnym Bałtyckiego Dywizjonu Okrętów Pogranicza – wspominał Drobnik – U mnie paraliż… Myślę sobie, no ładnie, już po mnie… A tam odzywa się jakiś żołnierz, że chcieliby zamówić piosenkę.
Wieść o nadającym nastolatku, który nie ukrywa swojego telefonu – i w konsekwencji danych osobowych – zatoczyła jednak szersze kręgi.
– Po dwóch tygodniach przyszedł tata z pracy i powiedział, że go przełożony zapytał czy wie, że jego syn nadaje… No i skończyła się zabawa w radio – podsumował pan Tomasz – To było grubo przed końcem roku szkolnego. Nie oberwałem, tylko kazał mi to wyłączyć i już. A potem matura, studia i po temacie.
Mniej szczęścia miał nadający dłużej twórca Studia 5.
– Niestety Służba Bezpieczeństwa wtargnęła do mieszkania – wspominał pan Mirosław – Wstawił się za mną mój przyjaciel z Radia Koszalin4.
I tekst ten mógłby w tym miejscu się zakończyć, gdyby nie to, że po upływie piętnastu lat pan Tomasz wrócił najpierw do „piratowania”, a potem – już ze stosownymi dokumentami – stworzył legalną rozgłośnię, która do dziś oparła się wielkim sieciom.
– Z tyłu głowy cały czas to było – wspominał Tomasz Drobnik – Jak tylko się okazało, że mamy inną rzeczywistość, żyjemy w wolnej Polsce i że można występować o przydział, to najpierw przemyślałem to głęboko, potem zobaczyłem co trzeba zrobić, żeby w ogóle złożyć wniosek… i złożyłem.
Było to na przełomie roku 1989 i 1990. W tym samym czasie podobne wnioski złożyli m.in. Wojciech Reszczyński, założyciel Radia WAWa, Krzysztof Materna i Wojciech Mann, twórcy warszawskiego Radia Kolor, Czesław Wiewióra, współtwórca bydgoskiego Radia DaWinCzi, Mariusz Herman z częstochowskiego Radia City oraz Politechnika Gdańska i Politechnika Poznańska… Ich cechą wspólną było to, że nie spotkały się one z pozytywnym rozpatrzeniem przez stosowne ministerstwo. Potem przyszedł rok 1992 i nowa ustawa o radiofonii i telewizji.
– Pierwszy kształt ustawy został zmieniony tak, że wszystkie wnioski złożone na podstawie tamtego brzmienia zostały anulowane – przywoływał z pamięci Tomasz Drobnik – Proces składania wniosków uruchomiono na nowo, według zupełnie innych zasad, kryteriów… okazało się, że to w ogóle jakaś masakra, o wszystko pytali do siódmego pokolenia wstecz… Zdenerwowało mnie to, bo te trzy lata poszły na marne… Trzy lata czekania, a w tym czasie już Zetka i RMF zaczęły.
Kiedy składał drugi wniosek postanowił już dłużej nie czekać. Nadawany z domu przy ulicy Korczaka program pojawił się w odbiornikach kołobrzeżan w pierwszej połowie 1993 roku. Sygnał, tak jak przed laty, był jeszcze monofoniczny, jednak technika poszła mocno do przodu – tym razem nadajnik zbudowany został w oparciu o popularny w tamtym okresie radiotelefon Radmoru FM 3011.
– Zdarzyło się tak, że zlikwidowano w Kołobrzegu PeBeRol i oni mieli te radiotelefony Radmorowskie – wspominał Drobnik – Ten, który był w centrali – z zasilaczem, taka podwójna cegła – stał do kupienia za psie pieniądze. Po prostu go kupiłem i przebudowałem. Wszystko już w nim było, łącznie z wyszukanymi tranzystorami mocy w.cz. w obudowie kompletnie nietypowej, bo to nie był kapselek z trzema drucikami tylko jak dioda mocy, taka nakrętka z końcówkami.
Tym razem emisja była już całodobowa. W ciągu dnia w nadawaniu pomagał m.in. pięcioletni syn pana Tomasza, który opanował zmianę płyt CD w odtwarzaczu i powtarzał tę czynność, gdy tylko poprzednia się skończyła. Nocą retransmitowany był jeden z programów satelitarnych. I tym razem słuchacze mogli usłyszeć numer telefonu do „studia”.
– Po pracy uruchamiałem mikrofon na dwie godziny i prosiłem słuchaczy, żeby telefonicznie podawali propozycje nazwania swojej stacji – opowiadał Tomasz Drobnik – Słuchało nas bardzo wiele osób, telefony się urywały.
Tak, jak w latach siedemdziesiątych, tak i w roku 1993 nadawanie zakończyło się po namierzeniu… Tym razem jednak nie była to prośba do ojca, a wizyta kontrolerów z Państwowej Agencji Radiokomunikacyjnej. Panowie wydali nakaz wyłączenia nadajnika z uwagi na brak homologacji. Później Drobnik próbował jeszcze uzyskać poparcie Rady Miasta i starać się o tymczasową zgodę na emisję w sezonie letnim, jednak lęk przed brakiem „błogosławieństwa” Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji wstrzymał te działania.
Czekając na przydział częstotliwości nadal pracował w zakładzie energetycznym, ale także budował nowe studio w biurowcu utworzonym z nieczynnej kotłowni „Zieleni Miejskiej” przy ulicy 6. Dywizji Piechoty. Anteny – wraz z pracownikami mającymi doświadczenie we wspinaczce – zainstalował na kominie tuż obok. I gdy wszystko było gotowe, a Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji wydała tzw. promesę koncesyjną, 1 czerwca 1994 roku rozpoczął nadawanie… zarówno na obiecanej mu częstotliwości 90,2 MHz, jak i – bez większej reklamy – w „dolnym” paśmie UKF.
– Mało kto miał wtedy odbiornik z „zachodnim” UKF-em, więc kto by nas usłyszał? – tłumaczył się po latach – Mój piracki nadajnik na 71,5 MHz o mocy niecałych 7 W musiał robić robotę. Równolegle, we współpracy z zakładami naprawczymi w Kołobrzegu, przeprowadziliśmy masową, darmową akcję przestrajania ludziom odbiorników. PAR oczywiście przyjeżdżał i protokołował pracę tego nadajnika, ale nic z tego nie wynikało. Nie mogli mnie nazwać nielegalnym nadawcą, bo koncesję miałem. Wniosek o przydział „dolnego” pasma złożyłem, gdy tylko powstała taka możliwość.
Prasa już miesiąc po starcie pisała o fenomenie Radia Kołobrzeg, które słuchane było w pracy, sklepach i nad morzem. Ostatecznie na wydanej przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji koncesji znalazła się data 2 grudnia 1994 roku, a wykorzystywana do 2000 roku częstotliwość 71,15 MHz została do niej dopisana w lutym 1996 roku. Dziewięć lat później Tomasz Drobnik sprzedał Radio Kołobrzeg miejscowej telewizji kablowej, która zachowała jego lokalny charakter. Dziś określa siebie jako radiowego emeryta.
Warto zauważyć, że bardzo podobna historia – od koncertów życzeń dla górników i ich rodzin w roku 1968, poprzez przedkoncesyjną „emisję próbną” po koncesjonowaną rozgłośnię – wiąże się ze śląskim krótkofalowcem Ginterem Kupką i Radiem Piekary… Ale to już temat na inny odcinek.
[1] „ABC krótkofalowca” Krzysztofa Słomczyńskiego.
[2] Kolorem oznaczony został tekst uzupełniony 30 grudnia 2021 roku, po uzyskaniu dokładniejszej relacji pana Mirosława.
[3] W Szczecinie do zmiany z częstotliwości 65,96 MHz na 66,74 MHz doszło 8 marca 1979 roku, a w Koszalinie z 66,17 MHz na 66,74 MHz i w Wałczu z 71,24 MHz na 72,02 MHz w drugiej połowie lat osiemdziesiątych.
[4] Kolorem oznaczony został tekst uzupełniony 30 grudnia 2021 roku, po uzyskaniu dokładniejszej relacji pana Mirosława.
Comments
Popełniono najcięższy grzech likwidując OIRT. OIRT mógł spokojnie być ostoją dla stacji mocno lokalnych (małe miasta, dzielnice dużych miast). Nienawidzę za to tego kraju i nigdy mu tego nie zapomnę i nie wybaczę.
niestety AM też miało by racje bytu w pobliskim mieście co odbierałem to była alernatywa dla FM ale niestety brak w komórkach a tak była by mozliowśc nagrania na telefon albo mp3ke
Niestety to prawda co napisał @Staruch (jak widać nadal rześki i młody). W radiofonii w PRL-u pod sowieckim okupantem było mnóstwo dobrych rzeczy radiowych, które powinny być nadal do dzisiaj (np. 225 kHz z Gąbina), to po prostu tylko ludzie (pazerne kanalie), znane z nazwiska i imienia to zniszczyły, a nie jest nic winna odrodzona po 89 roku wolna Polska!
30 grudnia 2021 roku opowieść została uzupełniona o kilka szczegółów od pana Mirosława ze Studia 5. Zmiany oznaczone zostały kolorem niebieskim.
Życzę radiu Kołobrzeg, żeby grało jak najdłużej. Aż Dziw, że żadna sieć radiowa go nie kupiła, i bardzo dobrze.
Jasne, rezygnacja z OIRT przysporzyła wiele problemów, których nie rozwiązuje jak dotąd- cyfryzacja. Odbiorniki dwusystemowe są obecne w Polsce, a gdyby była taka potrzeba producenci i dystrybutorzy takich by się znaleźli.
na 70 Megacyklach mają swoje pasmo 4 metry, krótkofalowcy