Był jasny, zimny dzień kwietniowy i zegary biły trzynastą. Pozornie niewiele różnił się od ostatniego dnia marca… może tylko nieco bardziej padało. Nic nie wskazywało na to, aby Rudolf Mühlfenzl, odpowiedzialny za pilotażowy projekt telewizji kablowej w Monachium, miał powody do radości. Początkowe zapowiedzi o podłączeniu dwudziestu, czy nawet piętnastu tysięcy gospodarstw domowych okazały się przeszacowane na całej linii. W tygodniu poprzedzającym rozpoczęcie świadczenia usług na biurku miał zaledwie siedemset wniosków o podłączenie sygnału. Magnesem nie okazała się nawet zapowiedź przełamania w kablu państwowego monopolu, a po popularności niemieckojęzycznych stacji radiowych nadawanych w ubiegłych latach z włoskiego lodowca można było odnieść wrażenie, że mieszkańcy czekali ten moment z niecierpliwością… Pocieszał się jednak tym, że gdy przed laty startowała niemiecka telewizja, to liczba widzów była nawet mniejsza. W przemówieniu, które wygłosił podczas inaugurującego projekt przyjęcia w monachijskim Prinz-Carl-Palais mówił nie bez przekonania, że jest to medialna przyszłość Bawarii… Niemal trzydzieści sześć lat po tych wydarzeniach z całą pewnością można przyznać, że się nie mylił.
W niedzielę, 1 kwietnia 1984 roku, w monachijskiej sieci kablowej oficjalnie zadebiutowały cztery prywatne stacje radiowe – Radio Aktiv, Radio M1, Neue Welle Bayern i Radio Xanadu. Jeszcze przed sylwestrem dołączyły dwie kolejne – Bayerischer Heimatfunk i Radio 2000 – a w styczniu następne cztery – Radio 44, Radio Trans Europa, Radio 89 i Radio Gong1. Prawdziwy przełom nastąpił w maju 1985 roku. Władze przekazały wówczas trzy naziemne częstotliwości UKF do podziału pomiędzy jedenastu znanych z kabla chętnych. Emisje prowadzone były początkowo z mocą ERP 150 W z budynku bawarskiego radia, a następnie z wieży Olympiaturm na terenie Parku Olimpijskiego z mocą ERP 300 W. Na 89,0 MHz zagrało Radio 89, Musikwelle Sud, Radio Neue Welle i UFA Radio, na 92,4 MHz Radio Aktiv, Radio M1, Radio Xanadu i Radio 44, a na 96,3 MHz Radio Gong, Radio 2000 i Bayerischer Heimatfunk. Do listy dopisywani byli jeszcze kolejni chętni. I tak – w sierpniu i wrześniu 1985 roku – na tej ostatniej częstotliwości oprócz wspomnianych rozgłośni było słychać również Radio 2Day, Radio Intakt, Radio Holtzbrinck i Rundfunk Neues Europa2. W wyniku kolejnych przesunięć i fuzji ostatecznie pozostało tam tylko Radio Gong 2000, które wkrótce stało się liderem rynku…
Świadkiem tej drogi na szczyt stał się czterdziestoletni wówczas Czesław Wiewióra z Bydgoszczy. Do Monachium przyjechał właśnie w roku 1985 roku, do pracy. Podobnie jak przed wyjazdem z Polski zajmował się tam serwisowaniem różnego rodzaju urządzeń mechanicznych. On również należał do osób „porwanych” przez Gong 2000. Prezentowana w nim muzyka, jak i sposób prowadzenia audycji przypominał mu słuchane jeszcze w Polsce Radio Luxembourg. Z tą różnicą, że ta stacja była na wyciągnięcie ręki…
Któregoś wieczoru zadzwoniłem do nich i po prostu zapytałem czy mogę przyjść, porozmawiać jak to się robi – wspominał Czesław Wiewióra trzy dekady później. Bardzo chętnie, niech pan przyjdzie – miał odpowiedzieć, oczywiście po niemiecku, prowadzący audycję. Pan Czesław udał się tam jeszcze tego samego dnia. Studio mieściło się w kilkupiętrowym budynku przy Nordendstraße 64, w dzielnicy Schwabing. Niespełna dwa i pół kilometra od Wieży Olimpijskiej. Sprzęt, który tam zobaczył oraz atmosfera, którą zastał sprawiła, że radio całkowicie go urzekło… Mimo to nie myślał jeszcze wówczas o tym, żeby kiedyś spróbować samemu.
Sytuacja zmieniła się po wypadku, któremu uległ w trakcie pracy. Na szczęście pracowałem legalnie – mówił z ulgą Wiewióra. Już w czasie rehabilitacji stało się jasne, że do pracy w zawodzie nie wróci. Wtedy w głowie zaczął mu kiełkować pomysł powrotu do Polski i uruchomienia własnego radia. Korzystając jeszcze z oferowanej mu po wypadku możliwości przekwalifikował się – z myślą o nadawaniu – wybrał elektronikę. Równolegle rozpoczął kupowanie niezbędnego sprzętu. Na początek mały odtwarzacz CD marki Fisher. Kompakt kupiłem w sklepie, bo to była też nowość u nich. Nie pamiętam już cen, w każdym razie to nie było tanie – wspominał. Nabył też telefon Panasonica z trybem głośnomówiącym i komputer z interfejsem MIDI. To na tym urządzeniu powstał później dżingiel tworzonej przez niego stacji. Bazę muzyczną budował w oparciu o zakupy na pchlich targach3. Na liście jego zainteresowań znalazły się winyle i kompakty takich wykonawców jak Vangelis, Jean Michel Jarre czy grupa Scorpions. Było dużo takiej na ówczesne czasy nowoczesnej muzyki – podsumowywał Czesław Wiewióra. Choć w swojej kolekcji miał również Beatlesów.
W tym samym czasie sprzedał swoją Skodę, kupił Ładę i rozpoczął zwożenie dobytku do Polski. Był rok 1989. To jest kawał drogi, tysiąc kilometrów, więc to nie jest tak, że ja sobie jeździłem codziennie – wspominał Wiewióra – Akurat jak ja wracałem do Polski, to z NRD jechali wszyscy na zachód. Z tych podróży zapamiętał całe mnóstwo Trabantów i smugi dymu nad autostradą…
Kiedy przyjeżdżał do Bydgoszczy każdorazowo wpadał w wir przygotowań. Rozpoczął od skompletowania zespołu. Swoich bratanków – Dariusza i Wiesława – nie musiał długo namawiać. Stąd też wzięła się nazwa radia. Da-Win-Czi – Dariusz, Wiesław, Czesław – tłumaczył Wiewióra. Co prawda jeszcze w czasie przygotowań z ekipy wykruszył się Wiesław, nazwa jednak już pozostała.
Dariusz był elektronikiem, zaangażował się więc w budowanie nadajnika. Kiedyś interesowałem się krótkofalarstwem, w związku z tym była to jakaś przesłanka do tego, żeby taki nadajnik zbudować – wyjaśniał. Nie mieliśmy pieniędzy, żeby kupić nowy, np. firmy Rode&Schwarz – dopowiadał Czesław. Bardzo trudny dostęp był do podzespołów, jeśli chodzi o tranzystory wysokiej mocy i wysokiej częstotliwości – kontynuował Dariusz. Brakujące elementy zdobywali m.in. w „Conradzie” w Berlinie. Tam z Bydgoszczy było bliżej niż do Monachium, „tylko” 400 kilometrów. Zdarzało im się też np. demontować działające radiotelefony. Samodzielnie wykonali też inne niezbędne sprzęty – konsoletę i antenę. Zwykły prosty dipol, obliczony oczywiście na długość fali – wspominał Dariusz Wiewióra. Jeśli chodzi o zakres, to wybrali 67,6 MHz. Myśmy to zrobili tak, żeby być na początku skali. Jeśli ktoś włączy odbiornik, przekręci gałką, to tam nas znajdzie – wyjaśniał Czesław.
Na potrzeby studia zaadaptowane zostało pomieszczenie po wózkarni w piwnicy. Ja tutaj od początku mieszkałem. Jak się tu wprowadziłem w siedemdziesiątym piątym roku, otworzyłem taki zakład usługowy i wystąpiłem do spółdzielni o przyznanie mi tego pomieszczenia kosztem innego – tłumaczył starszy z Wiewiórów – I dostałem je. Ta piwnica miała około dziesięciu metrów kwadratowych. Ja ją przedzieliłem na pół i tam zrobiliśmy studio.
Zmniejszenie pomieszczenia było najprostszym sposobem na ograniczenie pogłosu. Rozwiązanie to miało jednak swoje wady. Mieściliśmy się tam tylko we dwójkę. No może czasem sąsiad przylatywał, chciał składać życzenia, pozdrawiać kogoś. To już był problem, trzeba było stać – wspominał Czesław. Dla poprawienia akustyki zdecydowali się też na oklejenie ścian i sufitu wytłoczkami od jajek oraz wygłuszenie drzwi. Potem taką kotarą żeśmy zasłaniali tę część, gdzie mieliśmy reżyserkę – dopowiadał Dariusz. Część z tych wytłoczek na suficie wisi jeszcze do dziś – śmiał się Czesław.
Cztery źródła dźwięku były – kontynuował Czesław Wiewióra – Dwa magnetofony, gramofon i kompakt… No i nasz głos. Jednym z tych magnetofonów był produkowany w latach osiemdziesiątych XX wieku przez Kasprzaka, w oparciu o gotowe podzespoły firmy Sanyo, deck Unitra M601SD, znany również jako „Marcin”. Charakteryzował się on m.in. metalową obudową i dotykowym sterowaniem. Był tutaj też telefon i można było rozmawiać w trybie głośnomówiącym – wspominał pomysłodawca Radia Dawinczi – To był mój domowy telefon, ja go zdejmowałem i brałem z mieszkania do piwnicy jak audycja była. Kanałami przeprowadziłem linię. W studiu stał również nadajnik. Stamtąd dość gruby fider poprowadzony został na dach, gdzie znajdowała się antena. W tej piwnicy trzeba się było przebijać przez żelbetony, żeby go wyprowadzić. Potem robili ocieplenie budynku i on już jest tam zagipsowany na stałe, dopóki blok będzie – mówił z uśmiechem Czesław. Wysokość czteropiętrowego budynku – kilkanaście metrów – z jednej strony nie pozwalała na osiągnięcie dużego zasięgu w terenie zabudowanym… z drugiej zaś stanowiła niemały problem natury technicznej. Kabel między anteną a studiem był dość długi, więc straty były dosyć spore – tłumaczył Dariusz wiążąc to z nie najwyższą jakością kabli oferowanych w tamtym okresie.
Gdy już wszystko było na najlepszej drodze do rozpoczęcia emisji, twórca Radia Dawinczi napisał do ministerstwa odpowiedzialnego za sprawy łączności list z prośbą o zezwolenie na nadawanie. Nie zważając na to, że dostał odpowiedź odmowną – argumentowano to zapisaną w przepisach wyłącznością Państwa – rozpoczął próby skonstruowanego urządzenia. Przez jakiś czas uruchamiając puszczaliśmy w eter zapytanie czy komuś przeszkadzamy, czy jakieś służby nas może odbierają, którym przeszkadzamy. Nie wiem, milicji, pogotowiu czy coś takiego – wspominał Czesław – Podawałem numer telefonu, ale nie otrzymywaliśmy żadnej informacji… W końcu ludzie zaczęli dzwonić, że nas słyszą. Jednocześnie prowadzili prace nad poprawą uzyskanego zasięgu poprzez wzmocnienie nadajnika. Początkowo było to może w granicach jednego wata, potem ostatecznie przybrał na mocy do 10 W – tłumaczył Dariusz Wiewióra. Gdy okazało się, że komunikat jest słyszalny w promieniu kilku kilometrów od siedziby radia, postanowili dłużej nie czekać. Sięgało to aż do Osiedla Leśnego, ktoś stamtąd dzwonił, że odbiera. Na Błoniu nas odbierali. Błonie są stąd jakieś 6-7 kilometrów – opowiadał Czesław. Mieliśmy telefon gdzieś z Czarnej Drogi, co było dla nas zaskoczeniem, bo to było faktycznie dość daleko – dopowiadał Dariusz. Był przełom lutego i marca 1990 roku.
To była dość szybka propagacja poczty pantoflowej, że to się rozniosło – tłumaczył Dariusz Wiewióra – Jeśli chodzi o samą specyfikę nadawania, to absolutnie myśmy się z tym nie kryli. O wszystkim bardzo klarownie informowaliśmy. Na antenie można było usłyszeć m.in. nazwisko założycieli, numer telefonu oraz adres. Były dni, że telefon w zasadzie się urywał – wspominał Dariusz – Po prostu żeśmy dostrajali się do słuchaczy. Co komu pasowało, to sobie zamawiał. W czasach, gdy nie było SMS-ów i maili, słuchacze robili użytek z tradycyjnej – jedynej wówczas – poczty. Ze Świnoujścia marynarz tutaj był, w Bydgoszczy. Napisał kartkę z pozdrowieniami, że mu się bardzo podoba ta muzyka, którą my nadajemy – wspominał Czesław. Później lokalna prasa przedstawiła to jako dowód, że stację było słychać również nad morzem…
Program Radia Dawinczi emitowany był we wtorki i czwartki od godziny 20:00 do 22:00. Pierwszą część audycji wypełniał koncert życzeń, drugą – „Muzyczna ruletka”. Czyli co się trafiło, to poszło w eter – wyjaśniał Czesław Wiewióra. Radio nie było typowym radiem komercyjnym – tłumaczył Dariusz – Myśmy nie prowadzili jakiegoś bloku reklamowego, nie było programów typowo informacyjnych. Nie mieliśmy możliwości zweryfikowania wiadomości, w związku z tym nie podawaliśmy ich. Wśród dzwoniących przeważali ludzie młodszego pokolenia. Kiedy jest Wasza audycja, to naprawdę trudno jakąś ładną dziewczynę na ulicy spotkać. To jest naprawdę szokujące – mówił na antenie jeden z telefonujących. Jak się później okazało, w trakcie nadawania na mieście pojawiali się za to panowie… Jednak dzięki sprzętowi, który mieli przy sobie, i oni nie tracili ani minuty z emitowanego programu…
Któregoś dnia w trakcie audycji przyszła ekipa i weszła do piwnicy. Przedstawili się, że oni są z PIR-u – wspominał Czesław Wiewióra. Konfrontacja z kalendarzem wskazuje, że musiało to być 17 maja 1990 roku. Było jasne, że pracownicy Państwowej Inspekcji Radiowej nie pojawili się po to, aby zamówić piosenkę i złożyć życzenia… Patrzyłem się na ten pelengator. On, cholera, wyglądał jak kałasznikow… Stąd to zapamiętałem – emocjonował się twórca Radia Dawinczi – Oni też byli trochę tacy spięci. Przynieśli pismo jakieś, że mam podpisać. Ja mówię: „Dam Wam na znaczek, przyślijcie to pocztą, będzie lepiej… Co, nie stać Was? Musicie to nosić jak listonosze?”. Taki obrót sprawy musiał ich trochę zaskoczyć. Przyszli zamknąć to pomieszczenie, zaplombować, ale oczywiście nie zrobili tego – wspominał po niemal trzydziestu latach Czesław Wiewióra – Powiedziałem, że zrobię ostatnią audycję w następnym dniu. I tak też się też stało. Podziękowałem, pozdrowiłem słuchaczy, powiedziałem, że Państwowa Inspekcja Radiowa mi nakazuje… I na tym się skończyło. Ten program nadany został wyjątkowo w piątek, 18 maja 1990 roku. Trzy dni później wydarzenie to odnotowała lokalna prasa. „Dziennik Wieczorny” w poniedziałek 21 maja pisał na pierwszej stronie: Pierwsza w Polsce prywatna rozgłośnia wzbudziła sensację w Bydgoszczy. A PIR przyszedł z plombownicą… Temat poruszyła też radiowa Trójka. Na wniosek Państwowej Inspekcji Radiowej prokuratura rejonowa w Bydgoszczy uniemożliwiła dalszą działalność Radia Dawinczi – donosił jej bydgoski korespondent, Lech Lutogniewski. Miałem wizytę u prokuratora, ale umorzył sprawę ze względu na niską szkodliwość społeczną i sprawa się zamknęła – wspominał Czesław Wiewióra.
Wiedzieliśmy jak działa PIR, który śledził takie rzeczy. Mieliśmy to na uwadze, że prędzej czy później oni do nas zawitają. Natomiast był jakby taki okres przyzwolenia pewnego – tłumaczył Dariusz Wiewióra. Ja wiedziałem, że oni mnie namierzą, bo przecież oni tutaj niedaleko byli. Siedziba PIR-u była dosłownie 200 metrów w linii prostej. Jak oni mieli tam antenę do szukania, na pewno mnie od razu znaleźli – uzupełniał Czesław – Myśmy nie mieli koncepcji co dalej z tym będzie. To był taki test na to czy my idziemy w tę demokrację i czy wolno robić to, co nie jest zabronione.
Po zamknięciu Radia Dawinczi Czesław Wiewióra zajmował się do emerytury serwisowaniem sprzętu RTV. Natomiast jego bratanek produkował nadajniki UKF, które trafiały m.in. do uruchamianych na podstawie porozumienia Państwo-Kościół rozgłośni katolickich. Przed startem w przeprowadzanym przez Krajową Radę Radiofonii i Telewizji w 1993 roku procesie koncesyjnym powstrzymały ich zapowiedzi przeznaczenia dla nadawców lokalnych mało popularnego jeszcze wówczas zakresu CCIR oraz wysoka opłata koncesyjna. W przypadku Bydgoszczy uzależniony od wielkości miasta koszt był nie do przeskoczenia dla pasjonatów bez sponsora…
Czesław Wiewióra zmarł 25 października 2019 roku, niecałe trzy tygodnie po naszym spotkaniu…
Wspomnienia Czesława Wiewióry w ramach cyklu „Radio w pamięci zapisane”:
[1] Radio Aktiv – 106,10 MHz, Radio M1 – 92,75 MHz, Neue Welle Bayern – 103,65 MHz, Radio Xanadu – 102,75 MHz , Bayerischer Heimatfunk – 107,65 MHz, Radio 2000 – 102,15 MHz, Radio 44 – 96,65 MHz, Radio Trans Europa – 91,75 MHz, Radio 89 – 89,0 MHz, Radio Gong – 99,45 MHz
[2] Po połączeniu Radia Gong i Radia 2000 oraz przeniesieniu Radia 2Day na 92,4 MHz ramówka na 96,3 MHz przedstawiała się następująco: 05:30-10:00 Radio Gong 2000, 10:00-12:00 co drugi dzień Radio Intakt i Radio Holtzbrinck, 12:00-18:00 Radio Gong 2000, 18:00-20:00 Bayerischer Heimatfunk, 20:00-23:00 co drugi dzień Radio Intakt i Radio Holtzbrinck, 23:00-05:30 wszyscy wymienieni plus Rundfunk Neues Europa na przemian.
[3] Niem. flohmarkt.
Comments
Kupili kasetowego "Marcina", to był bardzo drogi magnetofon hi-fi i marzenie ówczesnych audiofilów PRL-u, ale słuchawki do odsłuchu mieli tandetne (za dzisiejsze 5 złotych), do takiej klasy magnetofonów były też wtedy dostępne i produkowane w Tonsilu słuchawki SN50 i hi-fi SN60 .
Słuchawki te zapewne nie służyły do delektowania się dźwiękiem w studiu, a do namierzania na taśmie - poza anteną - zamówionych w programie piosenek.
DAWINCZI 1990- SANTO -THIS IS YOUR WAY. THIS IS FOREVERLUSTING I REMEMBER ALL WHAT YOU DO FOR ME AND ANOTHER PEOPLE RESPECT FOR YOU AND HONOR FOR ME AUTOTYTET NOW FOR OTHER PEOPLE YOU ARE SANTO -NOW- byliśmy jesteśmy będziemy! M.SZ.
HANK MARVIN CAVATINA.
Dla Pana PANIE ADMINISTRATORZE PRZYPOMINAM SIĘ:) Radio Dawinczi SUCHACZKA NAJWIERNIEJSZA Marzena Szrajda Z BYDGOSZCZY....
Mająca radio w internecie Naprowadzam i konytynuując Pańskie dzieło JA tj Mona Lisa Yanni-Face in photograph ,więc jest Pan Inspiracją dla wielu POKOLEŃ! Panie Czesławie Wiewióra, NAJWIĘKSZĄYM
[ OPRÓCZ JP2 ] Autorytetem- dla mnie-przyznaję cichutko...
SZACUNEK, ALE PEZESE WSZYSTKIM NADZIEJA I MIŁOŚĆ.\! NA ZAWSZE I NA WIEKI.
NIEŚMIAŁO POPRAWIAM PEŁA POKORY I SZACUNKU PANA ADMINISTRATORA SZ.P. SAGANA...
PAN ŚP.PAN CZESŁAW WIEWIÓRA ZMARŁ 20 PAŹDZIERNIKA 2019
roku
Nie, jak jest na stronie 25 października 2019.
DZIĘKUJE I POZDRAWIA TWÓRCÓW RADIA DAWINCZI
DZIĘKUJĄC PANU DARKOWI WIEWIÓRA.
DZIĘKI NAM RADIA ŻYJĄ OD POKOLEŃ.
DZIĘKUJĘ PO STOKROĆ PANIE DARKU.
Z SZACUNKIEM.
M.Szrajda tel 52 52 96 657
PS. UKŁONY DLA RODZINY...
BYDGOSZCZ godz publikacji .22.22.14s.
Informacja o 25 października pochodziła od rodziny.
A ja M. SZ.
Ja jestem wielokrotnie na miejscu pochówku Ś.P. PANA Czesława WIEWIÓRY i nie jest to prawdą ,że pan Czesław zmarł 25 pażdziernika .ZMARŁ 20.10.2019 r.
Barcin10.03.2024 JESTEŚMY NA MIEJSCU POCHÓWKI PANA CZESŁAWA
Porcelanka,którą ja przykleiłam Panu Ś.P. CZES ŁAWOWI WIEWIÓRA OSOBIŚCIE KU PAMIĘCI, ORAZ wszystko co było na tym miejscu pochówku, by upamiętnić i oddać cześć Ś.P. PANU Czesławowi zostało zabrane.
KTOŚ KTO TO ZROBIŁ proszę o zwrot ponieważ to wszystko co przynieśliśmy M.SZ. oraz J.R. -łabiszyn należało DO OSOBY ZMARŁEJ ŚWIĘTEJ PAMIĘCI CZ.W.
KRADZIEŻ LUB ZABRANIE CZEGOKOLWIEK PRZEZ OSOBĘ TRZECIĄ- ŻYJĄCĄ ,JEST W TYM WYPADKU NIE DO PRZYJĘCIA DLA MNIE i dla innych Bydgoszczan
, ZABRANIE CZEGOKOLWIEK Z MIEJSCA POCHÓWKU PANA WIEWIWIÓRY ponieważ to był i jest HOŁD OD NAS I HOŁD ZŁOŻONY OD LUDZI Z INTERNETU , WIEC JEŚLI KTOKOLWIEK MA TEGO ŚWIADOMOŚĆ TEGO CO TO ZNACZY PAMIĘĆ LUDZI O TYM RADIO I CO OZNACZ SŁOWO HOŁD TO UPRASZA SIĘ GO OO JEJ ZWROT
ORAZ PRZYKLEJENIE TEJŻE PORCELANKI- SPOWROTEM NA JEJ MIEJSCE I JEJ NIE ODKLEJANIE NA CMENTARZU W BARCINIE NA UL.ŻNINŚKIEJ,A JEŚLI NIE TO=
,UPRASZA SIĘ TE OSOBY O JEJ ZWROT DO WŁAŚCICIELKI MARZENY SZRAJDA, KÓRA JĄ ZAKUPIŁA W BYDGOSZCZY DLA Ś P. PANA CZESAWAM I TYLKO DLA NIEGO.
OBOJĘTNIE KTO TO UCZYNIŁ...NAKLEJENIE NA PORÓT LUB ZWROT JESLI TEN KTOŚ MA BOGA W SERCU.
DZIĘKUJEMY
LOVE PEACE AND HARMONY
BYDGOSZCZANIE.
TYLE CHCIAM PRZEKAZAĆ POD SIEBIE - OD CZĘŚCI HISTORII RADIA TWORZONEGO W BYDGOSZCZY
POZDRAWIAM POLSKIE RADIO M.SZ.{CB 103 DO 263)
..WITAJCIE:):)
TU GRA PONOWNIE
WASZE RADIO!
Halo tu Moni...
Na dziś dla całego Radia DAWINCZI oraz CAŁEGO POLSKIEGO Radia , słowa głębokiej OTUCHY PRZYNOSZĘ ):) MONA LISA-.M.SZ.
Pozdrawiam serdecznie !
...porcelanki nadal brak...
KOMUNIKAT.
DRODZY ODWIEDZAJĄCY CMENTARZ.
Uprasza się wszystkich przychodzących na cmentarz o nie zabieranie, lub wyrzucanie postawionych zniczy, oraz nie niszczenie PRZYNOSZONYCH żywych kwiatów w miejscu pochówku i Pamięci Pana Czesława, tak jak to było ostatnimi czasy, ponieważ jest to zwyczajna kradzież, gdyż te rzeczy nie należą do osób , które je wynoszą.
JEŻELI sytuacje będą się powtarzać,
ZOSTANIE TO ZGŁOSZONE DO ZARZĄDCY CMENTARZA JAKO ZWYCZAJNA KRADZIEŻ.
W dn.11.10.2024
Moja czwarta wizyta u Ś.P. Pana Czesława na cmentarzu.
Pozdrawiam Radio i P.Dariusza.
Pamiętam...