Wydarzyło się 10.02.1925

Wspominaliśmy już w naszym cyklu o problemach, jakie słuchaczom z Poznania i Krakowa sprawiały działające w tych miastach radiostacje. Temat ten w zasadzie nie schodził ze szpalt ówczesnej prasy. A jako, że luty przyniósł tu pewne zmiany przyjrzyjmy mu się bliżej… Na początek przywołajmy fragmenty relacji Zygmunta Frey’a przedstawione w grudziądzkim dwutygodniku „Radio”.
Wszystkie produkcje słychać było wyraźnie i czysto. Mało zatem jest wielkich miast, któreby miały tak dogodne warunki, gdyby nie – i to, może największego nawet stoika wyprowadzić z równowagi, stacja radjotelegraficzna w Dębnikach pod Krakowem. Brrr. Jako ona kwiczy i harczy. W godzinach, w których Dębniki nadają – a te nie są uregulowane – jest wszelki odbiór niemożliwy. Słychać ją prawie na wszystkich falach, a zupełnie ją wyeliminować nie podobna. Nie pomagają sztuczki, nie pomaga obwód pośredni, ani refleksy, ani superregeneratory, kwiki i szumy trwają tak długo, aż się telegram do Wiednia nie skończy.
W bardziej fizyczno-muzyczne ramy ujęła to redakcja krakowskiego „Radja dla wszystkich”
O radjostacji krakowskiej trzeba pisać usque ad eius finem. W tem miejscu chcę wykazać jej absurdalny stan z punktu widzenia techniczno-naukowego. […] W stacji krakowskiej drgania elektryczne wytwarzane są zapomocą elektrycznej lampy łukowej i wskutek tego są bardziej złożone, aniżeli drgania wytwarzane przez nowoczesne lampy elektronowe. Można porównać elektryczne drgania wytwarzane przez łuk z drganiami struny napiętej, drgania zaś w lampach elektrycznych z drganiami znanych powszechnie widełek stroikowych. Widełki wydają czysty pojedynczy ton, struna zaś dźwięk złożony z wielkiej liczby pojedynczych tonów, których wysokości są dwa, względnie trzy, cztery… razy wyższe, aniżeli zasadniczego tonu.
Zupełnie analogicznie jak struna, wysyła stacja krakowska „dźwięk elektryczny”, złożony z fali zasadniczej 2100 m i fal dwa, trzy, cztery… razy krótszych, a więc oprócz 2100 także fale 1050 m, 700, 525, 420… Gdyby tylko takie ściśle określone fale wylatywały, byłoby jeszcze pół biedy. Nie możnaby wprawdzie słuchać Wrocławia (418 m), Rzymu (426 m), Zurychu (515 m), t.j. właśnie najlepszych, względnie najbliższych stacyj, ale pozostałby jeszcze Lipsk (454), Monachjum (485) itd. Tymczasem na tem nie koniec! Proszę pomyśleć sobie skrzypcową strunę, napiętą przy pomocy kołków na podstawkach, które źle przymocowane do podstawy kołyszą się i ustawicznie wskutek tego skracają strunę. Z pod palców najlepszego nawet artysty będą wychodziły dźwięki zniekształcone, struna nie będzie wydawała ściśle określonych tonów, które razem złożyłyby się w przyjemną harmonijną całość, lecz wysokość będzie się zmieniała w sposób nieokreślony i nieoczekiwany, nieprzyjemny dla ucha. Otóż stacja krakowska jest takiem urządzeniem pierwotnem z rozklekotanemi podstawkami, kołkami etc., której fale nie mają dokładnie określonej długości (2100), lecz zmieniają się w granicach bardzo szerokich i niedopuszczalnych 2100±50, 1050±25, 700±18, 525±13, 120±10. Skutek jest ten, że krótszemi falami swojemi pokrywa cały obszar krótkich fal wysyłany przez główne zagraniczne stacje nadawcze (Rzym, stacje angielskie i stacje niemieckie) i najzupełniej uniemożliwia odbiór ich produkcyj.
Do wniosku o wyłączenie przestarzałej stacji dołączyła się prasa codzienna. Opublikowany 4 lutego w „Ilustrowanym Kuryerze Codziennym” tekst o finansowych stratach, które przynosi stacja rozpoczynał się słowami:
O iskrowej stacji dębnickiej trzeba rzeczywiście pisać, aż do zupełnego jej zgładzenia, albowiem przy dzisiejszej jej pracy przestarzałymi aparatami nietylko, że jest utrapieniem Krakowa, ale ponadto przynosi znaczne deficyty, temsamem działalność jej połączona jest ze szkodą dla skarbu państwa.
Z dalszego wyliczenia wynikało, że uwzględniając koszty dodatkowe, takie jak materiały pisarskie, drabina składana, węgiel, drzewo, energia elektryczna, benzyna, olej do maszyn, spirytus do łuku Pulsena, baterie, kwas siarkowy, woda destylowana, nafta, cyna, kalafonia czy w końcu pensje pracowników, przy przychodach rzędu 2700 zł na jej utrzymanie wydać musiano 5100 zł. Być może owy deficyt też miał znaczenie przy podjęciu zakomunikowanej w dniu tamtej publikacji decyzji o uregulowaniu czasu pracy. Dębniki miały mieć przerwę od 10:30 do 11:50 oraz od 20:00 do 23:00. Kilka dni później analogiczną przerwę w godzinach od 20:00 do 23:45 wprowadzono dla poznańskich radioamatorów. 10 lutego 1925 roku zgodnie poinformowały o niej dwa konkurujące ze sobą tytuły – „Dziennik Poznański” i „Kurjer Poznański”.
Program na wtorek, 10 lutego 1925 roku (Warszawa)
Godzina 18:00-19:00 / Fala 385 metrów
Koncert
„Kurjer Polski” (10.02.1925)
Komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej
„Kurjer Polski” (10.02.1925)
Deklamacja poezji Kazimierza Wierzyńskiego i Jana Lechonia*
* – prawdopodobna emisja, ta sama pozycja dwa dni z rzędu
„Express Poranny” (12.02.1925)
Camille Saint-Saëns: Aria z opery Samson i Dalila*
* – prawdopodobna emisja, ta sama pozycja dwa dni z rzędu
„Express Poranny” (12.02.1925)
Georges Bizet: Aria z opery Carmen*
* – prawdopodobna emisja, ta sama pozycja dwa dni z rzędu
„Express Poranny” (12.02.1925)
Koncert*
* – prawdopodobna emisja, ta sama pozycja dwa dni z rzędu
„Express Poranny” (12.02.1925)
Ilustracja tytułowa: Aparatura w stacji radiotelegraficznej w Poznaniu
Źródło ilustracji tytułowej: „Wiedza Techniczna” 4/1919
Comments
Stacja rdiotelegraficzna zakłócała. Dobrze że nie mieli wtedy znanych nam obecnie zasilaczy, oświetlenia, wind z układami automatycznymi sprawiającymi że podczas jazdy cała klatka schodowa jest pozbawiona odbioru fal AM.