Wydarzyło się 29.03.1925

W poprzednim odcinku przytoczyliśmy pierwszą część felietonu „Gryzonie”, w którym Wojciech Dąbrowski na łamach „Warszawianki” próbował wywróżyć przyszłość radia, kina i teatru… Wczoraj skończyliśmy na tym, że autor poddał w wątpliwość wizję Bernarda Shawa, który wieszczył śmierć teatru w starciu z „Radiem widzianym i słyszanym”.
Nam się wydaje, że niebezpieczeństwo jest mocno przesadzone, jeżeli nie fikcyjne, że Radio będzie się doskonalić, zyskiwać grunt nowy, ale że obok niego utrzymają się i teatr i kino, bo mają inne cele i inny zakres działania i swój własny, odrębny urok. Urokiem kina jest milczenie i miał słuszność jeden z najpoważniejszych krytyków francuskich, który powiedział, że rozwianie tego uroku przez wynalazek „Kina mówionego” byłoby początkiem jego upadku. Dopóki bowiem kino zamyka się tylko w jednym zakresie, który w malarstwie określa się nazwą „rysunek”, tj. w zakresie kształtu i ruchu, niedomagania jego w tym jednym zakresie nie rażą, a ponieważ pozostawia szerokie pole uzupełniającej fantazji, można mówić, że dojdzie czy nawet że doszło do doskonałości.
Ale wady mają to do siebie, że wrażenie ich rośnie w stosunku do ich liczby, tzn. że dwie wady rażą czterokrotnie bardziej niż jedna, trzy ośmiokrotnie. Więc niedoskonałość kina stałaby się bardziej widoczna już w kinie kolorowem, a ta niedoskonałość sama już dla siebie musiałaby być wielka, choćby dlatego, że chemiczna płyta fotograficzna czy film „widzi” barwy inaczej niż oko. A kino barwne i mówione byłoby tak krzyczącą sprzecznością z prawdą, że publiczność bardzo prędko odwróciłaby się od niego do prawdziwego teatru.
To samo, prawie dosłownie, odnosi się do Radio, jako środka rozpowszechnienia sztuki dramatycznej. Jego „urokiem” znów jest samotność i możność skupienia się duchowego. I gdyby ten urok prysł pod wpływem niedoskonałego widowiska wzrokowego, pozostałoby tylko jarmarczne dziwowisko, któreby prędko spowszedniało.
Do barwnego i mówiącego kina, jak do widzialnego Radio jednak jeszcze daleko, ale nawet gdyby któryś z tych wynalazków urzeczywistnił się w formie żywotnej i gdyby nawet zdołał osiągnąć doskonałość, to i wtedy teatr prawdziwy nie straciłby żywotności. Pozostałoby mu bowiem jeszcze to, co się właśnie Bernardowi Shaw niepodoba, mianowicie „tłum”. Gdyż psychologja tłumu posiada nietylko ujemne strony, a jedną z dodatnich jest ten entuzjazm estetyczny, którego przez oddziaływanie wzajemne na siebie widzów i aktorów można doznać tylko w prawdziwym teatrze. A przytem teatr nigdy nie zmęczy tak, jakby zmęczyło wzrokowo-głosowe widowisko fikcyjne. Ta różnica byłaby w większym stopniu czemś, jak różnica oglądania obrazów i rzeźb. Każdy, kto miał sposobność zwiedzania wielkich zagranicznych „Salonów” sztuki, gdzie w wielkiej liczbie są obok siebie, ale w osobnych działach obrazy i rzeźby, zauważył jak prędko stosunkowo oglądanie obrazów nuży i że potem przejście do rzeźby daje wyraźny odpoczynek: bo rzeźba ma naprawdę „trzy wymiary”, jak rzeczywistość, a nie jest tworem dwuwymiarowym, jak malarstwo, który trzeciego wymiaru daje tylko złudzenie.
Ostatecznie to, co się dzieje obecnie z teatrem, to zwykły objaw „prawa postępu” w rozumieniu nie partyjnem tylko naukowem, tj. pochodu od jedności do wielości. Kiedyś wszakże wierszami pisało się nietylko „poezje”, ale też np. przepisy na robienie maści i wskazówki lekarskie, a to, że z biegiem postępu medycyna się wyłączyła i znalazła swój własny język nie stało się „śmiercią poezji”, ale wyszło jednej i drugiej stronie na dobre.
To samo będzie i z Teatrem, Radio i Kinem. Teatr stosunkowo powoli ulegał dotychczas „prawu postępu”, obejmował ciągle jeszcze rzeczy, które ściśle do teatru nie należą, a z których oba, rzekomo podjadające go „gryzonie” wcale nieźle utyć mogą. Chodzi tylko o to, aby wszystkie te działy uświadomiły same siebie, aby pilnowały własnego zakresu i to nie tyle w interesie dwu innych „konkurentów”, co w swoim własnym.
Niech więc Radio i Kino odgrywają dalej rolę „gryzoniów”. Teatru to nie obali, ale pozbawi go tylko pasożytniczych odrośli, co mu pozwoli zamiast rozrastania się wszerz, na wystrzelenie w górę – ku słońcu.
Program na niedzielę, 29 marca 1925 roku (Warszawa)
Godzina 18:00-19:00 / Fala 385 metrów
Koncert
„Polska Zbrojna” (28.03.1925), „Express Poranny” (29.03.1925), „Kurjer Polski” (29.03.1925), „Polska Zbrojna” (29.03.1925)
Arie / pieśni
„Polska Zbrojna” (28.03.1925), „Express Poranny” (29.03.1925), „Kurjer Polski” (29.03.1925), „Polska Zbrojna” (29.03.1925)
Muzyka kameralna
„Polska Zbrojna” (28.03.1925), „Express Poranny” (29.03.1925), „Kurjer Polski” (29.03.1925), „Polska Zbrojna” (29.03.1925)
Komunikat Polskiej Agencji Telegraficznej
„Polska Zbrojna” (28.03.1925), „Express Poranny” (29.03.1925), „Kurjer Polski” (29.03.1925), „Polska Zbrojna” (29.03.1925)
Biuletyn meteorologiczny
„Polska Zbrojna” (28.03.1925), „Express Poranny” (29.03.1925), „Kurjer Polski” (29.03.1925), „Polska Zbrojna” (29.03.1925)
Ilustracja tytułowa: Ilustracja przedstawiająca plan filmowy
Źródło ilustracji tytułowej: „Tygodnik Illustrowany” 13/1925
Comments
There are no comments