
„Na Luksemburgu się słuchało wszystkiego, co było wtedy modne, czyli Presley’a, potem Beatlesów i tak dalej” – wspominał Mirosław Doleżych, elektronik, rocznik 1943 – „Jakość tych audycji oczywiście u nas nie była nadzwyczajna, bo to odbiorniki nie były rewelacyjne, ta fala ciągle uciekała. Raz było głośniej, raz było ciszej, ale przynajmniej człowiek mógł się zorientować co jest aktualnie śpiewane i grane na świecie”. O tym, że Radio Luksemburg istnieje, wszyscy po prostu wiedzieli … Prawie nikt za to nie zdawał sobie sprawy w jaki – inny niż doświadczalny – sposób poprawić jego odbiór. „Anteną był przeważnie jakiś drut zwykły, dłuższy” – dodał pan Mirosław – „Nikt oczywiście nie widział jakie to są częstotliwości i jakiej długości ma być ta antena. Brało się cokolwiek i próbowało się”. Wszak w Polskim Radiu taka muzyka była niemalże nie do usłyszenia…
Przy mikrofonie...
Mirosław Doleżych – doktor inżynier, elektronik, emerytowany wykładowca Politechniki Warszawskiej – z radiem stykał się jako słuchacz. Już w dzieciństwie ojciec sadzał go wraz z rodzeństwem przed odbiornikiem AGA, by słuchali transmisji koncertów. Pierwszy kontakt z radiotechniką to znaleziony pod schodami przedwojenny odbiornik, który rozbierał na części. Potem wybrał jednak inną gałąź elektroniki.