
„W 1938 roku mój wuj, u którego obaj z bratem po śmierci rodziców wychowywaliśmy się kupił swojej małżonce na imieniny superheterodynę czterolampową marki Philips… Było to piękne radio, nikt w najbliższej okolicy – jak wuj oznajmił – takiego radia nie posiada, bo to jest najnowsze dziecko Philipsa” – wspominał Edward Piega – „Wrażenie to było ogromne, dlatego że konstrukcja skrzynki była drewniana, boki miał też takie brązowe, błyszczące, wypolerowane, jak u mojej ciotki meble w salonie… Od jednego końca do drugiego pod spodem była skala… Skala, która była w trzech kolorach”. Obok głośników (dwóch!) radio miało też magiczne oko. „Wujek mi właśnie tłumaczył, że jak się tutaj już ustawi pokrętłem na skali stację i już głos jest dostrojony, to teraz pokrętłem dostrojenia, które tam było obok specjalnie, dostrajało się po to, aby te dwa listki, dwie połówki tworzyły jedną całość” – opowiadał Piega – „Jak się pokryją i stworzą jedną, to jesteśmy dostrojeni całkowicie, a dźwięk był wtedy czysty i to mi się bardzo spodobało”.
Przy mikrofonie...
Edward Piega – jak sam o sobie mówi – jest tak stary, jak Polskie Radio. Tym wynalazkiem na dobre zainteresował się w roku 1938, kiedy wychowująca go ciotka otrzymała od wuja superheterodynę czterolampową marki Philips. Po wojnie, gdy tylko pozwoliła mu na to sytuacja materialna, kupił odbiornik detektorowy i dwie pary słuchawek – dla siebie i żony. Potem – hobbystycznie – konstruował już odbiorniki według własnego projektu. Zawodowo przez ponad 40 lat związany był z Instytutem Lotnictwa. Na emeryturze pisze poezję i opowiadania. W 2015 roku ukazała się drukiem pierwsza część jego autobiografii.