„Częstochowa nie mogła odbierać fal średnich Katowic, bo było za daleko i sygnał tam był bardzo słaby” – problemy z odbiorem sygnału z Rudy Śląskiej wspominał Zygmunt Słomiany, wieloletni pracownik tamtejszego ośrodka nadawczego – „Powstała taka myśl, żeby jakoś wzmocnić ten nadajnik w Rudzie Śląskiej, był też projekt, żeby ten nadajnik budować w Górze Włodowskiej… Pojechali tam, szukali, no i wyszukali, że pod Koszęcinem jest taka wolna przestrzeń, między Koszęcinem a Boronowem i tam to może być”. Pod względem uzyskiwanego zasięgu miejsce okazało się znakomite… ale pojawił się niespodziewany – tajny – problem. „Potem się okazało, że tam jest wielka rozlewnia paliw, wagonami przychodzi benzyna i rozwożą po całym Śląsku” – tłumaczył pan Zygmunt – „Zaczęliśmy pracować, a to było dwa kilometry od nas, jak nadajniki ruszyły, oni węże złączali z tymi wagonami, to podobno tak iskrzyły, [że myśleli, że to] wojna”.
Przy mikrofonie...
Zygmunt Słomiany z chwilą zakończenia wojny był piętnastoletnim chłopakiem, który chciał uczyć się jakiegoś zawodu. Interesowała go elektryczność i radiotechnika. Zgłosił się do pomocy w prywatnym warsztacie, który zajmował się regeneracją odbiorników radiowych przejętych po wojnie przez Państwo. Po roku trafił do Urzędu Radiotelegraficznego. Lata 1950-1953 spędził w wojsku, m.in. w szkole podoficerskiej w batalionie łączności w Krakowie. Po powrocie do cywila rozpoczął pracę w utworzonym w 1952 roku Zespole Radiostacji. W 1956 roku likwidował zagłuszarki działające na terenie Śląska. We wrześniu tego samego roku trafił do Radiowego Ośrodka Nadawczego w Rudzie Śląskiej, gdzie przepracował ponad dwadzieścia lat. W 1977 roku został przeniesiony do Koszęcina, ale z uwagi na ryzyko pogorszenia stanu zdrowia ostatecznie przeszedł do laboratorium w Bytkowie. Zajmował się tam m.in. pomiarami linii, obiektów i przemienników. Przed emeryturą został kierownikiem administracyjnym.