„W roku 1953 wiadomo kto umarł” – mówi Stanisław Surma, fizyk i miłośnik radia – „Akurat byłem chory, leżałem w domu i słuchałem kołchoźnika”. Jak wspomina, w programie Polskiego Radia pojawiło się wówczas słuchowisko „Śmierć dyktatora”. Fabuła dotyczyła starożytnej Grecji – śledztwa oskarżycieli „z zaświatów”, w którym jako świadkowie zbrodni oskarżonego zeznawały meble i sprzęty. „To była chyba wielka odwaga wtedy, bo to jeszcze Bierut żył, UB szalało w tych czasach, a jednak Polskie Radio to puściło” – opowiada Surma.
Przy mikrofonie...
Stanisław Surma zamiłowanie do radia odziedziczył po ojcu, który przed wojną był radiotelegrafistą w II Batalionie Radiotelegraficznym stacjonującym do roku 1939 w Częstochowie. Z odbiornikiem po raz pierwszy zetknął się u wujka, gdzie z rodziną słuchał Wolnej Europy. W domu radio pojawiło się dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, gdy był już nastolatkiem. Jeszcze przed pójściem na studia samodzielnie wykonał kryształek do odbiornika detektorowego. Od dzieciństwa wraz z ojcem marzył o licencji krótkofalarskiej, ale marzenie to zrealizował dopiero jego syn.