
„To musiał być początek 1982 roku, zaczęło się to zupełnie przypadkiem. Nie było to żadne celowe działanie, że będę miał stację swoją radiową, że będę nadawał muzykę… Przypadek był taki, że budowałem sobie aparaturę do zdalnego sterowania modeli na pasmo 27 MHz” – wspominał Grzegorz Kurczyk, wówczas uczeń słupskiego technikum elektrycznego – „Podczas strojenia cewki tego nadajnika nagle w radiu usłyszałem warkot układu modulatora, czyli ten sygnał, który wytwarzał układ kodowania impulsów w aparaturze… Po prostu trzecia harmoniczna tego nadajnika weszła akurat w pasmo UKF-u dając ładne zakłócenie na częstotliwościach rzędu 70 MHz”. Po odstrojeniu się w wolne miejsce na skali i spacerze po osiedlu okazało się, że zasięg wynosi mniej więcej kilometr. „Wtedy mnie tchnęło, żeby zamiast tego modulatora, który kodował sygnał zdalnego sterowania, podłączyć sygnał z magnetofonu przez wzmacniacz… no i ku mojemu zdumieniu radio zagrało” – opowiadał Kurczyk – „Zaczęło się tak zupełnie spontanicznie, zacząłem sobie puszczać muzykę. Później z kolegami ze szkoły, którzy mieszkali w pobliżu, się zgadałem, żeby też posłuchali jak to u nich słychać… A że było słychać fajnie, to żeśmy się dalej bawili”.
Przy mikrofonie...
Grzegorz Kurczyk, jak sam o sobie mówi, wychował się w oparach kalafonii. Jego ojciec prowadził zakład radiowo-telewizyjny. Już w wieku sześciu lat pod choinkę dostał… lutownicę. Pierwsza książka, którą samodzielnie czytał, to pozycja „Jak czytać schematy radiowe” Czesława Klimczewskiego. Już w podstawówce budował konstrukcje na lampach. W czasie nauki w technikum elektrycznym – w roku 1982 – uruchomił własną radiostację i z kolegami nadawał muzykę. Zabawa ta sprawiła, że dziś odnotowany jest w archiwach IPN. Obecnie pracuje jako informatyk, specjalizuje się też w serwisowaniu urządzeń, których producenci już nie istnieją. W wolnym czasie odnawia i kolekcjonuje przedwojenne odbiorniki.