„Kiedy byłem w Stanach poprosili mnie o komentarz jak papież jechał do Polski, bo jestem księdzem, znam sytuację w Watykanie i papieża” – wspominał ojciec Stefan Filipowicz, wieloletni dyrektor Sekcji Polskiej Radia Watykańskiego, a także współpracownik Głosu Ameryki – „Przyjechałem, ale mówią, że nie mają linii z Polski, po prostu nie wolno im”. Nie było też możliwości podglądania transmisji telewizyjnej. Sytuacja była więc patowa – jak zrobić transmisję nie mając sygnału? „Zrobiliśmy majstersztyk absolutny” – opowiadał ojciec Stefan – „Mieliśmy odbiór z Polski, komentarz mojego kolegi z Radia Watykańskiego, który komentował sytuację w Polsce na polskich falach. To ja mogłem słyszeć, ale nie on miał mówić, tylko ja miałem mówić. Jak on brał oddech, to ja wpadałem i to była tak zwana zaiwaniaczka. Cała trudność polegała na tym, żeby nie dopuścić, żeby jego głos z Głosu Ameryki szedł, bo to była swego rodzaju kradzież. Nie było żadnej wpadki”.
Przy mikrofonie...
Ojciec Stefan Filipowicz do Radia Watykańskiego trafił zaraz po ukończeniu filologii romańskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Studiował jako świecki, bo księża nie mogli wówczas studiować ani nawet zdawać matury. Było to w roku 1969. Szlify dziennikarskie zdobywał na miejscu. Cztery lata później został dyrektorem Sekcji Polskiej, zastępując na tym stanowisku ojca Tomasza Rostworowskiego. Funkcję tę sprawował do roku 1980, kiedy to wyjechał do Chicago, by zajmować się tamtejszą Polonią. Nie rozstał się jednak z radiem i przez kilka lat współpracował z Głosem Ameryki. W 2003 roku wrócił do Polski.