Rzecz miała miejsce w Bojanowie niedaleko Rawicza w Wielkopolsce. „Kiedyś – pamiętam, bo sam to słyszałem – nagle zbaraniałem… Przewrót chyba w Polsce… Wolna Europa leci przez kołchoźniki!” – wspominał Stanisław Surma, fizyk i miłośnik radia. – „To trwało może piętnaście minut”. Takie prezenty nie zdarzały się jednak często, trzeba więc było szukać innych skutecznych sposobów na dotarcie do informacji z Zachodu. „U mojego wujka było takie dobre radio DDR-owskie Undine. I tam były od trzynastu metrów krótkie fale” – opowiadał pan Stanisław – „Wolną Europę można było słuchać bez zagłuszania, bo pewnie nasza służba prasowa czy propagandowa musiała też robić nagrania wtedy”.
Przy mikrofonie...
Stanisław Surma zamiłowanie do radia odziedziczył po ojcu, który przed wojną był radiotelegrafistą w II Batalionie Radiotelegraficznym stacjonującym do roku 1939 w Częstochowie. Z odbiornikiem po raz pierwszy zetknął się u wujka, gdzie z rodziną słuchał Wolnej Europy. W domu radio pojawiło się dopiero pod koniec lat pięćdziesiątych, gdy był już nastolatkiem. Jeszcze przed pójściem na studia samodzielnie wykonał kryształek do odbiornika detektorowego. Od dzieciństwa wraz z ojcem marzył o licencji krótkofalarskiej, ale marzenie to zrealizował dopiero jego syn.