
„Poza tymi głośnikami z powietrza, że »Pan Bóg przemawia«, kiedyś miałem naprawdę stracha” – wspominał pan Marian Siedlarek, elektryk-konserwator pracujący na placu budowy RCN Konstantynów od 1970 roku, ostatni kierownik obiektu – „To był luty, maszt był oblodzony, odciągi były oblodzone, pojawił się mały wiaterek i słońce wyszło… Odciągi zaczęły się lekko bujać, a tu nagle słyszę ziuuu bum”. Wbrew pierwszym obawom nie były to spadające elementy masztu. „Na odciągach były słupy lodu, słoneczko przygrzało i ten lód zaczął się topić i obsuwać w dół odciągu” – tłumaczył pan Marian – „Jak koniec lodu dotknął izolatora to odrywał się i taki słup długości siedem, osiem, dziesięć metrów walił w dół i z gwizdem leciał. Jak spadł na sztorc to wchodził na metr w ziemię, a jak spadł na płasko, to był po prostu wybuch jak z działa”.
Przy mikrofonie...
Marian Siedlarek urodził się w roku 1947. Zaraz po powrocie z wojska rozpoczął pracę w gostynińskim POLAM-ie. Dojeżdżając tam codziennie zauważył przy drodze w Konstantynowie przygotowania do prac budowlanych… i zgłosił się z pytaniem czy nie potrzebują elektryka. Potrzebowali. Jako 23-latek rozpoczął pracę na placu budowy Warszawskiej Radiostacji Centralnej (taka obowiązywała wówczas nazwa). Jego pierwszym zadaniem było rozprowadzanie zasilania do betoniarek i transporterów. Po uruchomieniu Radiowego Centrum Nadawczego opiekował się rozdzielnią energetyczną. W latach 80-tych został kierownikiem grupy konserwacyjnej, był też referentem ochrony przeciwpożarowej. Już po zawaleniu się masztu mianowano go kierownikiem całego obiektu. Na emeryturę przeszedł z końcem roku 2003. Potem na terenie po radiostacji została już tylko ochrona.