„Mogło się zdarzyć, że »zatkało« nadajnik jeden, drugi nie chciał wejść” – burze w Konstantynowie wspominał pan Marian Siedlarek, elektryk-konserwator pracujący od roku 1970 na placu budowy, ostatni kierownik obiektu – „Jedna próba, druga próba, wyłączamy, sprawdzamy, przełączamy, ułamek sekundy przerwy, czkaweczka, bo przełącznik antenowy musiał przełączyć nadajniki nie podczas obciążenia”. Gdy problem nie ustępował wdrażany był plan awaryjny. „Kiedy nadajniki zostały »zatykane« automatycznie od wyładowań atmosferycznych w maszt, a w Raszynie była ładna pogoda, to Raszyn przejmował pracę na godzinę czy pół godziny” – wyjaśniał pan Marian – „Myśmy mieli bezpośrednie telefony z Raszynem, z energetyką, z dyspozycją mocy w Płocku, wiele takich telefonów było – bezpośrednich, typu czarnego na korbkę”.
Przy mikrofonie...
Marian Siedlarek urodził się w roku 1947. Zaraz po powrocie z wojska rozpoczął pracę w gostynińskim POLAM-ie. Dojeżdżając tam codziennie zauważył przy drodze w Konstantynowie przygotowania do prac budowlanych… i zgłosił się z pytaniem czy nie potrzebują elektryka. Potrzebowali. Jako 23-latek rozpoczął pracę na placu budowy Warszawskiej Radiostacji Centralnej (taka obowiązywała wówczas nazwa). Jego pierwszym zadaniem było rozprowadzanie zasilania do betoniarek i transporterów. Po uruchomieniu Radiowego Centrum Nadawczego opiekował się rozdzielnią energetyczną. W latach 80-tych został kierownikiem grupy konserwacyjnej, był też referentem ochrony przeciwpożarowej. Już po zawaleniu się masztu mianowano go kierownikiem całego obiektu. Na emeryturę przeszedł z końcem roku 2003. Potem na terenie po radiostacji została już tylko ochrona.