
„22 lipca i 1 maja to były te święta, gdzie pełną mocą chodziło… Były jakieś przemówienia, prawda, sekretarza przykładowo i wtedy pełna była gotowość obsługi, parametry musiały być, jak to się mówi, jak żyletka… wszystkie parametry musiały być bardzo dobre” – wspominał Stanisław Królak – „,Jak starsi pracownicy mówili: »Nie daj Boże, gdyby coś się zdarzyło, to możesz na długie lata pożegnać się z rodziną«”. Szczególnie pilnowano, aby program ruszył punktualnie i aby modulacja była prawidłowa. Niektórzy starali wybić się przed szereg. Jeden z pracowników postanowił na szczycie masztu zawiesić biało-czerwoną flagę. „Jak powiedział, tak zrobił… Wszedł, zawiesił, kibicują mu koledzy… No i: »Heniu, schodź«. Cisza… Flaga powiewa, cisza…” – opowiadał pan Stanisław – „Kilka minut, potem krzyczy: »Ja nie zejdę!« No i nie ma…. Dziesięć minut, nie schodzi. Musiano wezwać specjalistyczną ekipę strażacką i przez dwie godziny go tam powoli sprowadzili na ziemię”.
Przy mikrofonie...
Stanisław Królak radiem na dobre zainteresował się w latach pięćdziesiątych, kiedy – jako dziecko – chciał pomóc swojemu tacie wyeliminować zakłócenia z odbioru Radia Wolna Europa. Potem pochłonęła go elektronika. W czasie studiów na Politechnice Warszawskiej zajmował się m.in. naprawianiem odbiorników. Na swoje potrzeby uruchomił radio z UKF-em i stał się słuchaczem Trójki. Otrzymywał stypendium Przedsiębiorstwa Państwowego Stacje Radiowe i Telewizyjne. W zamian zobligowany był do podjęcia tam pracy po skończeniu studiów. W roku 1970 trafił do Radiowego Centrum Nadawczego Warszawa-Raszyn w Łazach. Pracował w nim do roku 1972, kiedy to przeszedł do Ministerstwa Łączności. Tam zajmował się sprawami radiokomunikacyjnymi.