
„Przed pierwszą emisją były szkolenia, przyjeżdżali Marzena Chełminiak, Szymon Majewski, Wojtek Jagielski, przyjeżdżali dziennikarze, przyjeżdżała również cała brać programowa” – początki Radia Zet Poznań wspominał Waldemar Iłowiecki, który na Świętym Marcinie pojawił się niedługo po starcie – „Ludzie, którzy byli na tych szkoleniach, byli zafascynowani tą wiedzą, ale i tym, że młodzi ludzie uczą młodych ludzi jak robić radio – to było niesamowite i było już wtedy wiadomo, że ta koncepcja radia będzie zupełnie inna”. Ideą Andrzeja Woyciechowskiego było też to, aby ludzie mówili swoimi głosami. Dzięki retransmisji przygotowywanych w Warszawie serwisów ogólnopolskich w Wielkopolsce można było usłyszeć polityków znanych z pierwszych stron gazet. Tego poznańskiej Zetce zazdrościła lokalna konkurencja. „Połączenie Warszawa-Poznań odbywało się sztywną linią telefoniczną, to było zestawione sztywne połączenie galwaniczne” – opowiadał Iłowiecki – „Tam po drodze były wzmacniaki, więc to pasmo było takie przyzwoite nawet, coś pośredniego między jakością telefoniczną, a jakością przenośnego radyjka. Dopiero potem, kiedy weszły techniki cyfrowe, to było to połączenie już lepsze”.
Przy mikrofonie...
Waldemar Iłowiecki do radia trafił za sprawą fascynacji dźwiękiem. Najpierw był to poznański oddział Zetki, który później zmienił się w RMI FM (Radio Muzyczno-Informacyjne). Jego miejscem pracy było studio produkcyjne, gdzie zajmował się produkcją dżingli i autopromocji. Po latach propozycja byłego szefa poznańskiej stacji – Roberta Kozyry – ponownie zetknęła go z głosami zetkowych gwiazd. Zbudował studio produkcyjne Radia Zet w Warszawie, w którym oprócz spotów powstawały m.in. „Spontony” Szymona Majewskiego i cykle „Sto twarzy Krystyny Jandy”, „Bogusław Linda prezentuje” czy „Hanka Bielicka – śladami Stasia i Nel”.