„To nie były czasy komputera na emisji, ja miałem jeden komputer, tak zwany produkcyjny i to był komputer, gdzie była prosta karta SoundBlaster z jednym śladem” – wyposażenie Radia Zet Poznań wspominał Waldemar Iłowiecki, który pojawił się w nim niedługo po starcie – „I na ten jeden ślad namiksowywało się następny, następny, następny… pamiętając, że ten pierwszy musiał mieć o ileś tam decybeli niższy poziom”. W ten sposób montowało się audycje, ale też dżungle i różnego rodzaju zajawki. „Reklamy na początku i w Zetce w Warszawie i w Poznaniu były emitowane z magnetofonu. Od handlowca dostawaliśmy oryginał reklamy na kasecie, to przegrywało się na kopię i tę kopię przycinało w ten sposób, żeby zaraz po starcie leciała reklama” – opowiadał Iłowiecki – „Wiadomo, kaseta miała rozbiegówki, tę rozbiegówkę się przycinało, trzeba było dosłownie do milimetra zobaczyć i zmierzyć gdzie zaczyna się reklama i przycinać tak, aby nie było ułamka sekundy przerwy”.
Przy mikrofonie...
Waldemar Iłowiecki do radia trafił za sprawą fascynacji dźwiękiem. Najpierw był to poznański oddział Zetki, który później zmienił się w RMI FM (Radio Muzyczno-Informacyjne). Jego miejscem pracy było studio produkcyjne, gdzie zajmował się produkcją dżingli i autopromocji. Po latach propozycja byłego szefa poznańskiej stacji – Roberta Kozyry – ponownie zetknęła go z głosami zetkowych gwiazd. Zbudował studio produkcyjne Radia Zet w Warszawie, w którym oprócz spotów powstawały m.in. „Spontony” Szymona Majewskiego i cykle „Sto twarzy Krystyny Jandy”, „Bogusław Linda prezentuje” czy „Hanka Bielicka – śladami Stasia i Nel”.